Bartosz Ślusarski rozegrał w barwach Lecha Poznań blisko 150 ligowych meczów. Stolicę Wielkopolski opuścił w trakcie sezonu 2003/04, by po zagranicznych i krajowych wojażach powrócić na Bułgarską zimą 2011 roku. Pierwsze jego spotkanie w rozgrywkach ekstraklasy przypadło na starcie z Arką Gdynia, w którym "Ślusarz" zdobył bramkę i zanotował asystę. Atakujący opowiedział na naszych łamach o tym meczu, Artjomsie Rudnevsie, potyczkach z Marciano Brumą, ale i o tym, dlaczego poniekąd dzięki niemu legendą niebiesko-białych stał się Krzysztof Kotorowski.
Tak się złożyło, że spotkanie z Arką w Gdyni było moim pierwszym meczem ligowym po powrocie do Lecha Poznań po siedmiu latach. Szczerze mówiąc, gdy pojawił się sygnał od mojego menadżera o możliwości powrotu do stolicy Wielkopolski zimą 2011 roku, byłem bardzo szczęśliwy. Będąc jeszcze w Anglii, słyszałem pogłoski o takim ruchu, ale konkrety ostatecznie się nie pojawiły. Wtedy taki temat stał się realny, a ja cieszyłem się, że w końcu wracam do domu.
W klubie przez te wszystkie lata mojej nieobecności zmieniło się bardzo dużo. Kiedy wcześniej grałem w Kolejorzu, nie pracowało w nim aż tyle ludzi, nie miał on aż tak szeroko rozwiniętych większości struktur. W szatni spotkałem za to kilku znanych mi kolegów, chociażby Bartka Bosackiego czy Kubę Wilka, który wkraczał do drużyny w momencie, gdy ja z niej odchodziłem w 2004 roku. Co ciekawe, gdy przeprowadzałem się wtedy do Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski, w przeciwną stronę powędrował Krzysiek Kotorwski, który spędził później w Poznaniu prawie trzynaście lat. Śmieję się do dziś, że to trochę dzięki mnie stał się legendą Lecha, bo trafił tutaj niejako w rozliczeniu za mój transfer do Grodziska.
Wracając do spotkania z Arką z marca 2011 roku, trzeba powiedzieć na wstępnie, że miało ono przebieg co najmniej… dziwny. To nie był dobry mecz w naszym wykonaniu, a przecież ostatecznie wygraliśmy go 3:0. Długo utrzymywał się wynik bezbramkowy, a my nie stwarzaliśmy sobie za dużo okazji. Pamiętam tą swoją bramkę, która otworzyła nam drogę do tej wygranej. Z lewej strony rzut wolny szybko wykonał "Muraś", z piłką w pole karne wpadł Semir Stilić, a ja oddałem strzał głową z bliska znajdując się bardzo tuż nad murawą. Na 2:0 podwyższył Artjoms Rudnevs, a ostatni gol to już dzieło Tomka Mikołajczaka, któremu w tej sytuacji asystowałem. Ostatecznie bilans jak na powrót do ligowego grania w ukochanych barwach miałem nie najgorszy: bramka, ostatnie podanie i co najważniejsze, trzy punkty.
W trakcie samego meczu żarłem się niesamowicie na murawie z twardo grającym obrońcą Arki, Marciano Brumą. W jednym ze starć, którego nie uchwyciły kamery, dostałem z głowy w nos, większość zawodników padłoby w tej sytuacji na boisko. Naprawdę można powiedzieć, że działo się sporo. Co ciekawe, później piłkarz ten przyszedł do Lecha, a ja przypomniałem mu o tej sytuacji. Mimo to sam pojedynek miał super atmosferę, w Gdyni na spotkaniach z nami był zawsze pełny stadion, pamiętam, że grało mi się tam zawsze dobrze.
Jak już wspomniałem, drugie trafienie zapisał na swoim koncie "Rudy". Ciężko powiedzieć, że ja z nim w Lechu grałem, bo zazwyczaj go zmieniałem, ale akurat tego dnia występowaliśmy obok siebie, bo zespół potrzebował bramek. To chyba najlepszy napastnik, z jakim występowałem w jednym zespole. Może i nie miał świetnego dryblingu czy brylantowej techniki, ale po pierwsze, mocno trzymał się na nogach i panował nad piłką jak mało kto, a po drugie i najważniejsze - jak już miał sytuację, to ją po prostu wykorzystywał. Utrzymywaliśmy kontakt nawet w momencie, gdy wyjechał z Poznania, śledziłem jego losy w Bundeslidze. O jego klasie na pewno świadczy fakt, że strzelił w debiutanckim sezonie więcej goli, niż Robert Lewandowski podczas swoich pierwszych rozgrywek ligowych w Borussi Dortmund. A przecież i Łotysz miewał wtedy swoje kłopoty z regularną grą. Artjomsa wszyscy w Kolejorzu lubili, on sam też związał się z tym miastem. Rozważał powrót w te strony, ale ostatecznie o wszystkim zadecydowały kwestie pozasportowe. Mimo to zawsze ściskałem za niego kciuki.
Zredagował Adrian Gałuszka
Zapisz się do newslettera