- W wielu meczach było tak, że wchodziłem w pojedynki, nie udało się ich wygrać i przy następnej okazji w głowie pojawiała się już myśl: "Janek, daj lepiej bezpieczne podanie. Zatrzymaj akcję, odwróć ją na drugą stronę". Brakowało tej pewności siebie. A ja na mojej pozycji i przy moim stylu grania muszę czuć, że nawet jak jeden pojedynek przegram, to wciąż mam odwagę wchodzić w drugi, trzeci i kolejne - mówi skrzydłowy Lecha Poznań Jan Sýkora, z którym wspólnie podsumowaliśmy jego pierwsze miesiące spędzone przy Bułgarskiej.
Trener Maciej Skorża podczas jednej ze swoich pierwszych konferencji prasowych powiedział, że będziesz dla niego dużym wyzwaniem, bo widzi w tobie wielki potencjał, tylko musi znaleźć sposób, jak go wyzwolić. Co ty na to?
- Ja także wiem, że ten duży potencjał we mnie drzemie, tylko czasem jest ciężko go w pełni pokazać, kiedy masz kontuzję, a gdy wracasz po niej do gry, to czujesz, że nie jesteś w stanie zaprezentować pełni możliwości i pokazać na boisku to, co byś chciał. Wtedy zaczyna brakować pewności siebie i ta dyspozycja na murawie idzie w dół. W życiu piłkarza tak jest, że wejść z formą na wysoki poziom jest trudno i zajmuje to dużo czasu, ale ta sama droga w dół jest niestety najczęściej szybsza i krótsza. Teraz jestem znów w tym momencie, gdy czuję, że zaczynam iść w górę, ale robię to krok po kroku i jestem szczęśliwy, że zdrowie mi dopisuje. Czuję się w stu procentach gotowy i teraz muszę ciężko pracować, żeby tę drogę w górę kontynuować.
Twoja sytuacja w Lechu już od początku była o tyle skomplikowana, że przychodząc latem nie byłeś w stu procentach gotowy do gry i to pewnie także przekładało się na postawę na boisku?
- To prawda, kiedy przyszedłem do Lecha miałem problem z plecami, a w tamtym okresie rozgrywaliśmy tyle spotkań, że nie było czasu na to, by w treningu skupić się na powrocie do pełnej sprawności. Potem przydarzyły się jeszcze kolejne urazy, a my mieliśmy po trzy mecze w tygodniu i nie było ani momentu na to, by bardziej skupić się na zwykłym codziennym treningu, a to też jest przecież ważne. Od samego początku czułem także, że ciąży na mnie duża presja i na starcie nie grało mi się tak łatwo, jak w poprzednich miesiącach spędzonych w Czechach. To już jednak przeszłość i wierzę, że w nadchodzącym czasie wszystko będzie wyglądało zdecydowanie lepiej.
Czyli miałeś świadomość tego, że oczekiwania ze strony na przykład kibiców są wobec ciebie duże?
- Tę dużą presję nałożyłem na siebie przede wszystkim ja sam. Jednak w momencie, gdy trafiasz do nowego miejsca za duże pieniądze, to oczywiście masz świadomość tego, że oczekiwania kibiców i ludzi w klubie są wobec ciebie duże. Myślę, że na początku sezonu zarówno moja postawa, jak i dyspozycja całej drużyny były w porządku. Dopiero później zaczęło się wszystko pogarszać - w moim przypadku pojawiły się urazy, a zespół też nie wyglądał na boisku już tak dobrze jak wcześniej. To były ciężkie chwile.
W końcówce sezonu twoja dyspozycja zaczęła już wyglądać znacznie lepiej. Też czułeś, że sprawy powoli zaczynają się układać i zaczynasz iść w górę?
- Myślę, że tak. Pod koniec sezonu było wiele meczów, które zaczynałem na ławce i czekałem na swoją szansę wiedząc, że kiedy ona nadejdzie, to muszę być gotowy. Trenowałem w tym czasie bardzo ciężko, by być w odpowiedniej formie. W przedostatnim meczu z Wisłą Kraków dostałem okazję do występu w pierwszej jedenastce i grało mi się super, ale myślę, że w dużej mierze wynikało to z tego, że jako cała drużyna wyglądaliśmy dobrze. Tak dobrze jak w tym meczu z Wisłą nie czułem się niestety przez cały sezon. Wcześniej nie miałem tej pełnej mocy w nogach, a przez to brakowało mi trochę na boisku pewności siebie. W tym spotkaniu w Krakowie wyszedłem na murawę i od początku byłem maksymalnie skupiony na swojej robocie. Efekty było widać.
Widać było też wracającą pewność siebie, bo w meczu z Wisłą zaliczyłeś sporo udanych dryblingów i pojedynków, a na pozycji skrzydłowego to jest kluczowe.
- Zgadza się. We wcześniejszych meczach czasem było tak, że wchodziłem w te pojedynki, nie udało się ich wygrać i przy następnej okazji w głowie pojawiała się już myśl: "Janek, daj lepiej bezpieczne podanie. Zatrzymaj akcję, odwróć ją na drugą stronę". Brakowało tej pewności siebie. A ja na mojej pozycji i przy moim stylu grania muszę czuć, że nawet jak jeden pojedynek przegram, to wciąż mam odwagę wchodzić w drugi, trzeci i kolejne. A do tego są potrzebne dwa czynniki, muszę czuć się dobrze pod względem fizycznym i mentalnym.
Skoro już wspomniałeś o kwestiach mentalnych, jak pod tym względem wyglądała na początku twoja aklimatyzacja w Poznaniu, bo dla ciebie był to pierwszy wyjazd z Czech do zagranicznego klubu?
- Początki przy zmianie drużyny nigdy nie należą do najłatwiejszych. Na boisku chcesz zawsze grać jak najlepiej dla zespołu, pomagać kolegom, a czasem jeszcze nie do końca wiesz, jak powinieneś się zachować w konkretnej sytuacji na boisku, jakiego zagrania w danym momencie oczekują od ciebie inni piłkarze. Dlatego bardzo ważne jest, by już od pierwszych treningów poczuć się z drużyną i zobaczyć, jak ona funkcjonuje na murawie. Dużo łatwiej się gra, gdy wiem, co w danej sytuacji mogą zrobić na przykład Pedro Tiba czy Dani Ramirez. Pierwsze pół roku było pewnie dość ciężkie, tak jest zawsze w przypadku zmiany klubu, ale już po zimowym obozie czułem, że funkcjonuję w drużynie na boisku zdecydowanie lepiej.
A jak udało ci się odnaleźć w stylu gry Lecha? Jesteś zawodnikiem w dużej mierze bazującym na swojej szybkości, a my podczas meczów ligowych często jesteśmy zmuszeni do budowania akcji w ataku pozycyjnym, gdzie tych twoich atutów fizycznych nie można aż tak bardzo wykorzystać.
- Na początku było trochę ciężko. W moim poprzednim klubie - FK Jablonec - bazowaliśmy głównie na szybkim ataku i to mi odpowiadało, a w meczach w polskiej lidze często jest tak, że rywale czekają na nas ustawieni przed swoim polem karnym i tego miejsca, by się rozpędzić nie ma wiele. Musiałem się do tego dostosować. Jako skrzydłowy w ekstraklasie muszę zdecydowanie częściej schodzić do środka niż miało to miejsce, gdy grałem jeszcze w Czechach, więc potrzebowałem trochę czasu, by się do takiego stylu dopasować. Oczywiście są też takie mecze, jak ten wspominany wcześniej z Wisłą, w którym rywale zostawiają dużo wolnej przestrzeni i mam wtedy miejsce, by się rozpędzić i wykorzystać moje mocne strony.
W Jabloncu występowałeś też częściej na lewej stronie, a w Lechu grasz raczej na prawej flance jako "odwrócony skrzydłowy". W której z tych ról czujesz się lepiej?
- W Czechach rzeczywiście częściej grałem po lewej stronie, ale jak przyszedłem do Lecha, to trener pytał mnie, na którym boku lepiej się czuję i powiedziałem, że wolę grać na prawym skrzydle. Jestem lewonożny, więc przy ustawieniu na prawej stronie po przyjęciu piłki mogę równie dobrze zejść do środka, jak i pobiec do końcowej linii, by spróbować dośrodkować, a nie mam raczej problemów z wrzucaniem futbolówki słabszą prawą nogą. Wydaje mi się więc, że grając po lewej stronie jestem po prostu łatwiejszy do rozczytania dla obrońcy przeciwnika niż gdy występuje na prawej flance.
Grając na prawej stronie masz też możliwość zejścia z piłką do środka i oddania strzału, ale nie robisz tego zbyt często. Dlaczego?
- W moim przypadku działa to tak, że w sytuacji, gdy widzę lepiej ustawionego piłkarza, to zawsze mu podam. Nie jestem takim typem zawodnika, że pójdę z piłką na trzech rywali, a przez nogi czwartego będę próbował strzelać. Dla mnie takie rozwiązanie akcji jest bez sensu. Lepiej jest wygrać pojedynek i dośrodkować piłkę, albo zagrać ją do kolegi i wyjść mu jeszcze do podania zwrotnego niż strzelać na oślep. Chociaż czasem sytuacje do strzału są w porządku i na pewno muszę częściej spróbować to zrobić, a na treningach popracować nad tym, by te uderzenia były dobre.
Za nami wyjątkowo ciężki sezon, w którym zespół osiągał wyniki zdecydowanie poniżej oczekiwań. Jak opisałbyś to, co działo się z drużyną w ostatnich miesiącach?
- W piłce jest tak, że każda drużyna ma czasem trudne momenty, ale nie każda potrafi się z nich później podnieść. Lech pokazał już w niedalekiej przeszłości, że w jednym sezonie mógł być ósmy, ale już w kolejnym został wicemistrzem kraju, co pokazuje, że ten mental w klubie jest na odpowiednio wysokim poziomie. Za nami bardzo trudny czas, widać było, że właśnie te cechy mentalne w tym sezonie mocno w drużynie podupadły, bo tak się dzieje, gdy przegrywasz jedno, dwa czy trzy spotkania w takim stylu i okolicznościach, jakie nam się przydarzały. W wielu ciężkich meczach umieliśmy jednak pokazać, że potrafimy grać w piłkę. Nie możemy się więc poddawać, zgodnie z tym, co jest napisane tu w klubie w tunelu prowadzącym na murawę. Musimy znów w siebie uwierzyć, ciężko pracować i jestem przekonany, że w kolejnym sezonie będzie dużo lepiej, bo naszą drużynę stać na zdecydowanie więcej.
No właśnie, na co twoim zdaniem stać drużynę Lecha w kolejnym sezonie?
- Wszyscy wiemy, jak ważny będzie nadchodzący sezon, w którym będziemy obchodzić stulecie istnienia Lecha. Będziemy walczyć w nim o jak najwyższe miejsce w lidze, ale moim zdaniem nie chodzi o to, by teraz deklarować z góry, że zdobędziemy mistrzostwo, tylko trzeba skupić się na tym, by mecz po meczu wygrywać, bo wyłącznie to doprowadzi nas do upragnionego celu.
Pierwszy rok grania w lidze polskiej już za tobą i na pewno masz jakieś przemyślenia na jej temat. Jak określiłbyś ją na przykład w porównaniu do ligi czeskiej, w której grałeś dotychczas?
- Myślę, że w Polsce jest więcej indywidualnej jakości w drużynach. Patrząc na poszczególnych zawodników, tutaj większość z nich jest lepsza z piłką przy nodze niż w Czechach. Tam masz kilka mocnych zespołów jak Slavia czy Sparta Praga albo Viktoria Pilzno i Jablonec, a w ekstraklasie nawet drużyny z dołu tabeli mają w swoich szeregach sporo jakości i zawodników, którzy potrafią dobrze grać piłką.
Rozmawiali Maciej Sypuła i Adrian Gałuszka
Next matches
Saturday
02.11 godz.20:15Recommended
Subscribe