Reprezentacja Polski w środowy wieczór awansowała po 36 latach do fazy pucharowej piłkarskich mistrzostw świata. A nazajutrz mamy ważną datę w historii Lecha Poznań. Bo dokładnie 12 lat temu Kolejorz zremisował w arktycznych warunkach atmosferycznych z wielkim Juventusem Turyn 1:1 i zapewnił sobie awans do fazy pucharowej Ligi Europy.
Niedawno przeżywaliśmy emocje związane ze spotkaniem z Villarreal w ostatniej kolejce fazy grupowej Ligi Konferencji Europy. Mistrzowie Polski ograli półfinalistę poprzedniej edycji Ligi Mistrzów i zwycięzcę Ligi Europy z 2021 roku 3:0 i po raz trzeci w historii zapewnili sobie promocję do wiosennych spotkań w europejskich pucharach. Poprzednio taka sytuacja miała miejsce 12 lat temu. Okoliczności były jednak nieco inne. Po pierwsze, stało się to w przedostatniej serii gier. A po drugie, nigdy wcześniej i nigdy później w międzynarodowych rozgrywkach warunki atmosferyczne w trakcie starcia Lecha nie były tak ekstremalne. Siarczysty mróz, wiatr, a potem jeszcze zamieć śnieżna i gęstniejący z każdą kolejną minutą biały puch. Gra rozpoczęła się białą piłką, a potem należało ratować sytuację pomarańczową.
Ale po kolei. Los skojarzył niebiesko-białych w grupie Ligi Europy 2010/2011 z dużymi europejskimi markami - włoskim Juventusem Turyn, angielskim Manchesterem City, a także austriackim Red Bull Salzburg. Rozpoczęło się od razu od grzmotów, bo w pierwszej kolejce był cenny remis 3:3 w Italii, gdzie poznaniacy prowadzili z Juve 2:0, potem przegrywali 2:3, ale mieli Artjomsa Rudnevsa. Rosjanin z łotewskim paszportem został pierwszym lechitą z hat-trickiem w europejskich pucharach. W doliczonym czasie instynkt podpowiadał mu, że choć właściwie w ogóle nie zdobywał bramek zza pola karnego, to jednak w tym momencie powinien huknąć. I to była decyzja najlepsza z możliwych, bo piłka po odbiciu od poprzeczki wpadła do siatki!
- Ten mecz pokazał, że z polską piłką nożną nie jest tak źle. Kłopoty zaczęły się przy 2:0, kiedy powiedzieliśmy sobie: "kurde, prowadzimy dwoma golami z wielkim zespołem". Przed meczem pewnie ten remis brałbym w ciemno. Teraz już jednak absolutnie nie - przyznał obrońca Ivan Djurdjević. I to pokazuje, jak chęć pomieszania szyków faworytowi, przerodziła się po końcowym gwizdku w niedosyt. - Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie - z nieba do piekła etc. Nie było nawet czasu myśleć, co będzie za chwilę. Ten mecz przejdzie do historii polskiej piłki. Artjoms Rudnevs? Jeszcze nie jest Antonio Cassano, ale idzie do przodu, świetnie się rozwija - podsumował trener Jacek Zieliński.
Później była wygrana z Salzburgiem 2:0 na otwarcie stadionu przy Bułgarskiej po przebudowie związanej z Euro 2012 i przegrana w Manchesterze (1:3). Na początku listopada nastąpiła zmiana na stanowisku szkoleniowca - Zielińskiego zastąpił Jose Maria Bakero. Rozpoczął w sposób najlepszy z możliwych, bo ograł Anglików 3:1.
Wtedy stało się jasne, że jeśli Lech nie przegra z Juventusem 1 grudnia, to będzie pewny awansu do następnego etapu Ligi Europy. Tej drużynie kibicował od zawsze ówczesny pomocnik Kolejorza Sławomir Peszko. - Miałem 11 lat, gdy Juve wygrywało Ligę Mistrzów. Z młodym Alessandro Del Piero w składzie, gdy w drużynie byli jeszcze Gianluigi Vialii i Fabrizio Ravanelli, gdy dołączył Zinedine Zidane. Od tego momentu postanowiłem, że będę z tą drużyną. Przeszedłem cały etap, zbierania plakatów, wycinanie zdjęć z gazet, pisanie składu na ścianie kredą. Taka prawdziwa młodzieżowa fascynacja. Koszulki klubu zresztą do tej pory zbieram - opowiadał. - Gdybym zdobył bramkę przeciwko Juve, to nie mógłbym chyba spać przez całą noc - śmiał się.
Splendor związany z rywalizacją ze Starą Damą spadł jednak na Rudnevsa. Hat-trick w Turynie i gol przy Bułgarskiej na wagę remisu 1:1, na wagę wyjścia z grupy - to dorobek Łotysza. A wszystko to działo się w niesamowitych okolicznościach przyrody. Przy trzaskającym mrozie, co było ważnym tematem dla Włochów. Dziennik La Stampa pisał, że Juventus zagra w specjalnych koszulkach termicznych pożyczonych od biegaczy narciarskich oraz wykorzysta antypoślizgowe obcasy w butach. Armand Traore był tak opatulony, że widać mu było tylko oczy. - Ja najczęściej gram w koszulce z krótkim rękawkiem. Długiego nie lubię - choć tym razem pewnie będę zmuszony. Część kolegów założy zapewne długie spodnie i termiczną koszulkę. A do tego rękawiczki i do boju - uśmiechał się Bartosz Bosacki.
Przed rozpoczęciem sędzia i delegat mierzyli temperaturę. Przepisy mówią, że jeśli spadnie poniżej -15 stopni Celsjusza to mecz musi być odwołany. Orzekli jednak, że można grać. Dziennikarze włoscy wysłali swojego kolegę na trybunę prasową. Ten po chwili wrócił i stwierdził, że nie da się siedzieć na zewnątrz. Poprosili zatem o włączenie spotkania na telewizorach w sali konferencyjnej i stąd relacjonowali starcie polsko-włoskie. W trakcie gry zaczął sypać gęsty śnieg, piłkarze wkrótce brnęli w nim po kostki. - Warunki były gorsze niż dwa lata wcześniej podczas rywalizacji z Udinese. Głównie przez ten nieprzyjemny wiatr. Pogadałem w końcówce z Vincenzo Iaquintą. Choć właściwie on nie mógł wypowiedzieć żadnego słowa, tak był zmarznięty. Pożartowaliśmy trochę z tego, że ma niezły ekwipunek piłkarski, choćby czapkę. Warunki nie miały jednak znaczenia - dzisiaj jestem dumny i szczęśliwy, że w tym okresie jestem w tym klubie. Piszemy piękną historię - podsumował Ivan Djurdjević.
W końcówce Juve wyrównało, ale nie było już Włochów stać na wbicie zwycięskiego gola. - Przychodząc do Lecha nie przypuszczałem, że już na początku będę mógł uczestniczyć w tak niezapomnianych meczach. To dla mnie szczególny moment i wiem, że dobrze wybrałem - podkreślił Rudnevs. W kolejnym etapie lechici odpadli z portugalską ekipą SC Braga (1:0, 0:2).
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe