- Cieszę się, że całe zamieszanie zamknęło się w ciągu pół roku, bo w piątek 19 października mija dokładnie sześć miesięcy od uszkodzenia kolana. Ja natomiast w sobotę mam wystąpić przez 45 minut w spotkaniu Młodej Ekstraklasy. Przez pierwsze trzy miesiące chodziłem do kliniki rehabilitacyjnej. Oznacza to dla kontuzjowanego piłkarza żmudną pracę nad zakresem ruchu. Wszystko po to, by w przyszłości noga wróciła do pełnej sprawności. Po tym czasie mogłem wreszcie zacząć truchtać, robić przysiady i pierwsze ćwiczenia wzmacniające mocno sflaczałe mięśnie po tak długim czasie nie używania. Za następne sześć tygodni byłem wstanie przychodzić już na stadion, gdzie pracowałem intensywnie z klubowym masażystą, a nieco później z trenerem od przygotowania fizycznego - Grzegorzem Wilczyńskim. Wtedy już dni dzieliły mnie od wyjścia na boisko treningowe wraz z drużyną.
To nie była Twoja pierwsza poważna kontuzja...
Faktycznie. Gdy przyszedłem kilka lat temu do Amiki Wronki, zerwałem więzadła w stawie skokowym. Ta sytuacja również zakończyła się operacją, ale przerwa trwała dużo krócej. Po trzech miesiącach wróciłem do gry.
Czy takie kontuzje pozostawiają jakieś trwałe skutki u zawodnika, który przez długi czas nie może spełniać swojej roli?
Biologicznie wszystko da się nadrobić. Teraz chora" noga nie jest jeszcze na tyle rozbudowana, co zdrowa. Oczywiście wiąże się to z wytężonym treningiem nad jej objętością i siłą. Tego typu skutki powinny być zniwelowane nawet w ciągu jednego miesiąca. Jeśli jednak chodzi o następstwa w psychice, choćby obawę przed ostrą walką, odstawianie nogi, unikanie agresywnych wejść przeciwnika - raczej nie będzie mnie to dotyczyło.
Jest to związane ze zdobyciem pewnego doświadczenia, które być może ułatwi Ci unikanie tego typu zdarzeń?
Na pewno to co się działo w okresie ostatnich sześciu miesięcy to nowe doświadczenie. Być może bogate w wydarzenia, ale nieprzyjemne. Jestem od tego, by grać w piłkę, a nie tułać się po klinikach, czy gabinetach rehabilitacyjnych. Nie chciałbym, żeby do czegoś mi się ono jeszcze przydało. Futbol jest grą kontaktową, więc unikanie kontuzji nie jest możliwe. Tu nie wolno odstawiać nogi. Czy będę kontuzjowany, czy nie zależy od przypadku, nie ode mnie. Oczywiście da się zmniejszyć prawdopodobieństwo, poprzez ćwiczenie dobrego upadku, czy lądowania po wyskoku. Ale nic więcej.
W jakiej sytuacji boiskowej zdarzyła się ta kontuzja?
To był mecz z Dyskobolią. Boisko opuścić musiałem w 59. minucie. Już w pierwszej połowie zakuło mnie coś w kolanie po jednym z faulów. Okazało się, że wówczas naciągnąłem więzadło, co sprawiło, że kolano było niestabilne. To była ta kontuzja, ale w przerwie zdecydowaliśmy, że będę grał, nie wiedząc, że uraz jest poważny. W drugiej połowie zrobiłem ostry zwrot, upadłem i już nie wstałem. Zewnętrzna część więzadła nie trzymała, stąd taka sytuacja właśnie przy okazji zwrotu. Wówczas nastąpiło już zerwanie.
Czyli gdybyś w przerwie opuścił plac gry, nie byłoby tak długiej przerwy?
Naciągnięcie więzadeł leczy się rzeczywiście krócej, niż zerwanie. Ale nie dało się tego stwierdzić w przerwie, w szatni. Odczuwałem ból, ale to normalne po ostrej grze. Zdecydowaliśmy wraz ze szkoleniowcami, że wyjdę na drugą połowę. Mięśnie w kolanie były tak silne, że trzymały całość w ryzach, stąd jeszcze utrudniały zdanie sobie sprawy, co się stało. Mieliśmy nadzieję, że to nic poważnego.
Co się działo dalej?
Następnego dnia przyszedłem na trening. Wówczas zajął się mną masażysta. Nie sądziliśmy, że będzie to aż tak poważne. Czułem się w miarę dobrze. Przez następne dwa dni myśleliśmy, że wszystko będzie w porządku. Potem jednak doktor zrobił mi serię badań. Gdy ściągnął z kolana dosyć dużo krwi, wiedział już, że uszkodzone są więzadła. Nadawałem się do operacji.
Kiedy się ona odbyła?
Po trzech dniach od meczu. Ale weźmy poprawkę na to, że początkowo nie wiedzieliśmy, że jest ona konieczna. Kiedy to się okazało, wszystko potoczyło się błyskawicznie. Przeprowadził ją dr Piontek, nasz klubowy lekarz. Miałem zatem profesjonalną opiekę. Jestem bardzo zadowolony i dłużny słowa dziękuję.
Byłeś kontuzjowany podczas wakacji. Uniemożliwiło Ci to wypoczynek?
Nie da się ukryć. W tym roku nie miałem wakacji. Ważniejsza była dla mnie rehabilitacja, na której musiałem być codziennie. Pojechałem sobie tylko raz na weekend nad polskie" morze, gdy już mogłem odrzucić kule w kąt. Nic więcej nie można było zorganizować. Musiałem pracować, by zgodnie z planem szybko wrócić na boisko.
Czyli czujesz się po tych kilku miesiącach raczej zmęczony, niż wypoczęty przerwą w grze?
Teraz nie czuję się zmęczonych. Chcę grać. Po takiej przerwie, nawet gdybym był zmęczony i tak ciągnęło by mnie na boisko. Męczy mnie przede wszystkim głód futbolu, a nie tam jakiś brak wakacji. Chciałbym teraz do zimy intensywnie popracować, dojść do pełnej sprawności i nadrobić zaległości treningowe. Odpocznę podczas świąt i sylwestra. W tym czasie mamy chyba trzy tygodnie wolnego. Od początku przygotowań muszę ruszyć już pełną parą, by wiosną wszystko wróciło do normy.
Czy czas kontuzji jest trudniejszy w życiu piłkarza, niż normalny okres gry?
Dokładnie. Ma się o wiele mniej czasu dla rodziny, dla siebie. W normalnym trybie meczowym, gdy jest się zdrowym, na treningi dziennie poświęca się około czterech godzin. Ja natomiast miałem teraz zajęcia od siódmej rano do około trzeciej po południu, tak więc łącznie zabierało mi to około ośmiu godzin dziennie.
Jak wyglądał Twój dzień?
Od siódmej rano miałem zajęcia na basenie, gdzie w wodzie pracowałem nad zakresem ruchu. Potem szedłem na zajęcia do kliniki, gdzie spędzałem dwie godziny na różnych ćwiczeniach. Później jechałem do klubu. Tam zajmował się moim kolanem masażysta. Jeździłem też na dodatkowe zajęcia. Pod koniec doszło jeszcze bieganie. Naprawdę czasu w ciągu dnia było mało.
Czyli taka kontuzja sprawia, że wszystko zmienia się także w życiu osobistym?
Zgadza się. Wiele rzeczy spada wówczas na drugi plan. W ciągu dnia po prostu nie ma czasu. Wliczmy przecież, że po takich intensywnych zajęciach jest się zmęczonym.
Jaka była Twoja forma psychiczna?
Nie miałem żadnych kryzysów. Zdawałem sobie od początku sprawę z tego, jak będzie wyglądać rehabilitacja i byłem na to przygotowany. To oczywiście było potwornie nudne, zwłaszcza na początku, gdy musiałem chodzić o kulach. Podchodziłem jednak do tego spokojnie. Wiedziałem, że czas gra na moją korzyść, bo przecież z każdym dniem byłem bliżej powrotu. Psychicznie się nie dołowałem. Chociaż oczywiście denerwowało mnie, że koledzy grają, a ja nie mogę.
Leczenie przebiegło szybciej?
Już w trzecim tygodniu rehabilitacji lekarze zauważyli, że kolano szybciej, niż zwykle w takich sytuacjach, dojdzie do siebie. Nie pojawił się żaden wysięk, obrzęk, ani też nie zbierał się płyn w kolanie. Byliśmy wszyscy pozytywnie nastawieni. Z drugiej strony sam nie chciałem forsować chorego" kolana, by wyleczyć kontuzję do samego końca, by nie odnawiała się. Dlatego też z drużyną zacząłem trenować na pełnych obrotach od września. Dostawałem też dodatkowe zadania indywidualne, związane z tak długą przerwą. Ale i tak zapewne na początku będę odczuwał większe zmęczenie niż koledzy.
Kiedy dojdziesz do pełnej sprawności i wydolności?
Już w sobotę wystąpię przeciwko Dyskobolii w drużynie Młodej Ekstraklasy. Ale pełną sprawność osiągnę dopiero w okolicach połowy listopada.
Możliwe, że jeszcze wystąpisz w pierwszej lidze w tym roku kalendarzowym?
Możliwe, aczkolwiek jeszcze o tym nie myślę. Na razie chcę ze spokojem się wprowadzać w meczach Młodej Ekstraklasy i Pucharu Ekstraklasy.
Kwietniowa kontuzja wytrąciła Cię chyba z niezłego okresu Twojej formy? Byłeś pewniakiem Smudy.
Zapisz się do newslettera