W zeszłym roku lechici również mieli okazję rywalizować z Maratończykiem. Wtedy wygrali dopiero po serii rzutów karnych. W tym roku problemów już nie było, choć spotkanie rozpoczęło się bardzo dramatycznie. W 15 minucie po interwencji przed własnym polem karnym z boiska nie wstał Mariusz Skrzypczak. Lewy obrońca, a przy okazji kierownik zespołu został zniesoiny przez kolegów za linię końcową. Wstępna diagnoza lekarzy to uraz więzadeł w kolanie, a być może i uszkodzona łąkotka.
To wydarzenie nie zdekoncentrowało jednak poznaniaków i od 20 minuty rozpoczęli oni swój festiwal strzelcki. Przed przerwą do bramki rywali po dwa razy trafili Jacek Dembiński i Andrzej Juskowiak. Po przerwie lechici nie mieli zamariu zwalniać tempa. Do satki kolejno trafiali Ryszard Rybak, dwa razy juskowiak, raz Michał Lipczyński i Łukasz Mowlik oraz ponownie Dembiński. Goście odpowiedzieli pięcioma trafieniami w końcówce spotkania, gdy lechici nieco opadli już sił.
- Tak jak powtarza trener Smuda do końca chcieliśmy strzelać bramki. Niestety przez to w końcówce rozluźniliśmy nieco szyki w obronie i straciliśmy kilka bramek - mówił po meczu zdobywca jednej z bramek, a na co dzień kierownik I zespołu Lecha, Łukasz Mowlik. Trafienie zaliczył również Dyrektor Marketingu Lecha, Michał Lipczyński - Wreszcie przełamałem się po tym niestrzelonym karnym sprzed dwóch lat. Ta sytuacja jeszcze śni mi się po nocach, ale teraz powinno być już tylko lepiej - mówił Lipczyński.
Lech Poznań Oldboys - Maratończyk Brzeźno 11:5
Bramki dla Lecha: Juskowiak (4), Dembiński (4), Rybak, Mowlik, Lipczyński,
Lech: Pleśnierowicz - Rzepka, Kryger, Wojtala, Skrzypczak (15. Mowlik) - Mizgalski, Okoński, Rybak, Gałecki (58. Lipczyński) - Dembiński, Juskowiak
Zapisz się do newslettera