To były ostatnie Debry pomiędzy Lechem i Dyskobolią, ale zarazem chyba najładniejsze i najbardziej emocjonujące spośród wszystkich 16 potyczek ligowych obu ekip. Mecz rozpoczął się wyśmienicie dla podopiecznych Franciszka Smudy. Już w 60 sekundzie spotkania Marcin Zając dośrodkował na krótki słupek do Rafała Murawskiego, a ten sprytnym strzałem pokonał Sebastiana Przyrowskiego. Lech nie spuszczał z tonu, ale Dyskobolia również była groźna. Zespoły poszły na wymianę ciosów i kibice nie mogli narzekać na brak emocji. Jednak w 31 minucie drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę zobaczył Ivan Djurdjević.
Grający w dziesiątkę lechici musieli się skupić głównie na bronieniu dostępu do własnej bramki. Dyskobolia atakowała, często bardzo groźnie, ale defensywa Kolejorza grała bardzo dobrze, a kolejny raz swoją wielką klasę potwierdził Krzysztof Kotorowski, trzykrotnie w fenomenalny sposób ratując swój zespół po strzałach z najbliższej odległości. Mógł jednak liczyć również na swoich obrońców, tak jak w 82 minucie, gdy piłkę z linii bramkowej wybił Grzegorz Wojtkowiak.
Lechici próbowali odgryzać się groźnymi kontrami i jedna z takich szybkich akcji przyniosła efekt w 85 minucie spotkania. Murawski środkiem boiska wypuścił Tomasza Bandrowskiego, ten odważnie ruszył w pole karne i z 15 metrów z lewej nogi uderzył nie do obrony. Już w doliczonym czasie gry po ogromny zamieszaniu w polu karnym piłkę do siatki Lecha wepchnął Mariusz Muszalik, ale to nie zmieniło faktu, że z trzech punktów chwilę później cieszyli się poznaniacy.
KIBICE GOSPODARZE GOŚCIE 17.200 800
Zapisz się do newslettera