Zagłębie Lubin to tradycyjny przeciwnik Lecha w ligowych zmaganiach od 30 lat. W ramach cyklu Jeden Klub Tysiąc Historii przypomnieliśmy kilka ważnych meczów pomiędzy obiema drużynami. Tym razem natomiast "odświeżamy" spotkanie z 2000 roku, w którym to zdarzyło się kilka interesujących i przewidywalnych sytuacji.
W rok milenijny lechici wchodzili w kiepskich nastrojach. Okupowali bowiem przedostatnie miejsce w ligowej tabeli, tracąc do "bezpiecznego" Widzewa Łódź cztery punkty. Co ciekawe, ledwie pół roku wcześniej oba zespoły rywalizowały o prawo gry w eliminacjach do Ligi Mistrzów. W ledwie kilka miesięcy do góry nogami przewrócona została nie tylko ligowa tabela, ale też i kadra Kolejorza. Jeszcze w trakcie rundy jesiennej odszedł do Wisły Kraków najlepszy gracz poznaniaków Maciej Żurawski, a po jej zakończeniu tą samą drogą podążył Arakdiusz Głowacki. W pierwszych dniach 2000 roku przy Bułgarskiej pojawiło się kilkanastu zawodników, wśród których można wyróżnić m.in. wracającego do Lecha Grzegorza Matlaka, zdolnych wychowanków Mariusza Mowlika i Bartosza Ślusarskiego, czy zupełnie nowych Piotra Kasperskiego czy Sławomira Twardygrosza. Postać tego ostatniego mogła sporo namieszać już na początku rundy wiosennej, ale o tym później.
Pierwszym przeciwnikiem lechitów w 2000 roku było Zagłębie Lubin. Mecz miał się odbyć 4 marca na poznańskim stadionie. Na przeszkodzie w inauguracji wiosny stanęła jednak... zima. Kompletnie nic nie zapowiadało takiej sytuacji, gdyż pogoda przed spotkaniem dopisywała. 45 minut przed meczem jednak nad Poznań nadciągęła śnieżna zadyma. "W ciągu kilkunastu minut zielona murawa pokryła się białym, mokrym puchem, co - nie da się ukryć - zaskoczyło gospodarzy" - pisał w relacji dla "Przeglądu Sportowego" Wojciech Michalski. Organizatorzy meczu bardzo późno rozpoczęli odśnieżanie, jednak jeszcze później stan murawy sprawdzili sędzia Andrzej Należnik oraz obserwator PZPN Stefan Socha. Ten ostatni pozwolił opóźnić spotkanie i gdy wydawało się, iż sytuacja została opanowana, to znów sypnęło śniegiem. Co gorsza, w klubie nie znaleziono nigdzie czerwonej kredy, którą można byłoby wyrysować linie boiska. Ostatecznie mecz został odwołany i przełożony na kolejny dzień. Przez całą noc trwały prace na stadionie, by mecz jednak się odbył. Przyniosły zamierzony efekt i w samo południe rozpoczął się pojedynek Lecha i Zagłębia.
Spoglądając w skład zespołu z Lubina można znaleźć kilka znajomych twarzy. Funkcję stopera pełnił bowiem obecny trener Kolejorza Dariusz Żuraw, natomiast w bramce stał członek jego aktualnego sztabu szkoleniowego Robert Mioduszewski. Dla golkipera, który w latach 1994-1998 reprezentował barwy Lecha, nie był to udany powrót do Poznania. Dwukrotnie wyjmował bowiem piłkę z bramki za sprawą Sławomira Suchomskiego (na zdjęciu). Jak padły gole? Oto opis bramek pochodzący z poznańskiej "Gazety Wyborczej", a jego autorem był... obecny rzecznik prasowy Lecha, Maciej Henszel.
"W ostatniej minucie 1. częsci wreszcie poznaniacy zdobyli gola. Piotr Kasperski dośrodkował z prawej strony, futbolówka przeleciała nad głowami obrońców i trafiła do Sławomira Suchomskiego. Ten uderzył z woleja, trafiając pewnie do bramki. (...) W 63. min. poznaniacy po jedynej akcji w drugiej połowie zdobyli gola. Piotr Przerywacz wykonywał przed własnym polem karnym rzut wolny po faulu Pawła Kaczorowskiego. W środku piłkę odbili poznaniacy, a Tomasz Najewski wygarnął ją wślizgiem. Piłka zmierzała na aut, przeleciała nad głową zaskoczonego Przerywacza i trafiła do Maćkiewicza. Napastnik Lecha wpadł w pole karne i wycofał piłkę, a nadbiegający Suchomski, mimo asysty dwóch obrońców, skierował futbolówkę do siatki".
Ojcem sukcesu został Suchomski, którego zmienił w 87. minucie debiutujący w ekstraklasie Ślusarski. Zapytany przez Macieja Lehmanna z "Gazety Poznańskiej" o to, kiedy ostatni raz ustrzelił dublet odpowiedział, że ponad dwa lata temu jeszcze w barwach Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski. "Przegląd Sportowy" równie wysoko ocenił też Jarosława Maćkiewicza i Pawła Bociana. Innym bohaterem spotkania w wielkopolskich mediach był jednak Twardygrosz, który nie pojawił się na boisku, choć w sobotę był do tego awizowany. Dlaczego? Redaktor Wiesław Łuczak w relacji dla "Głosu Wielkopolskiego", zatytułowanej "Śnieg uratował od walkoweru?", napisał: "Według oficjalnej wersji zawodnik ten w niedzielny poranek zgłosił szkoleniowcom dolegliwości żołądkowe, i wystawiony został Tomasz Najewski. Nieoficjalnie jednak mówiło się o tym, że Twardygrosz grać nie mógł, gdyż powinien pauzować za żółte kartki". Choć oficjalnego potwierdzenia zawieszenia nie było, to włodarze Lecha woleli dmuchać na zimne i nie cierpieć z powodu kartek uzyskanych przez pomocnika jeszcze za czasów gry w RKS-ie Radomsko.
Zapisz się do newslettera