W ekstraklasie piłkarze Lecha Poznań sześć razy zdobywali w meczu cztery bramki lub więcej. Dziś mija dokładnie 18 lat od ostatniego takiego wyczynu - 24 maja 2003 roku Krzysztof Gajtkowski wbił pięć goli Pogoni Szczecin w meczu, który Kolejorz wygrał 6:0.
W 1950 roku lechici wygrali w lidze w rekordowych rozmiarach (11:1) z Szombierkami Bytom, a sześć razy trafił Teodor Anioła, co też jest najlepszym indywidualnym osiągnięciem w niebiesko-białej historii w najwyższej klasie rozgrywkowej. W sezonie 1989/90 Andrzej Juskowiak wpakował pięć goli Stali Mielec (6:1) i na podium znalazł się również Gajtkowski, który trzynaście lat później powtórzył osiągnięcie reprezentanta Polski.
Jak do tego doszło? Pogoń przyjechał do Poznania jako klub, który został już zdegradowany z ówczesnej I ligi. Trener Jerzy Wyrobek zapowiadał, że ustawi swój zespół bardzo defensywnie. I jego słowa potwierdziły się. - Dobrze, że skończyło się tylko na sześciu golach - komentował później szkoleniowiec. - Moja wina w tej porażce jest największa. Biorę pełną odpowiedzialność za wynik. To ja ustaliłem skład i taktykę. Nic się nie sprawdziło na boisku - sypał głowę popiołem.
Starcie na stadionie przy Bułgarskiej można nazwać krótko: "Gajtek" show! Poznański napastnik w dwóch pierwszych spotkaniach rundy wiosennej miał dwa trafienia. W dziesięciu następnych kolejkach nie trafił do bramki rywali ani razu, a poprzedzającym starciu przeciwko Legii Warszawa zagrał wręcz fatalnie. Jak już się jednak przełamał, to na całego. W pierwszej połowie w ciągu kwadransa ustrzelił hat-tricka, po zmianie stron dodał kolejne dwa trafienia, a w międzyczasie bramkarza rywali pokonał jeszcze Michał Goliński. Być może napastnikowi pomogło mu to, że po raz drugi w tej rundzie (poprzednio w meczu z Groclinem) zamienił się numerami na koszulce z Waldemarem Krygerem. Miał na plecach numer 17 - tak jak w swoim poprzednim klubie, czyli GKS Katowice.
- Wcześniej miałem blokadę psychiczną głównie wynikającą z tego, że miałem problemy z aklimatyzacją w Poznaniu. Teraz już jednak wszystko powinno być dobrze - dzielił się wrażeniami lechita. Przy trzech golach asystował kapitan Piotr Reiss, który pod koszulką miał duży napis "Dla Adriana". - Chciałem zdobyć w tym meczu bramkę i zadedykować go mojemu synkowi, który w sobotę kończył 6 lat. Nie udało się, ale z asyst też jestem zadowolony - opowiadał.
Co ciekawe kibice, którzy nie są najmocniejsi z matematyki, mogli mieć problemy z liczeniem kolejnych goli na poznańskim stadionie. Zadania nie ułatwiała im tablica świetlna, która akurat w meczu z portowcami zepsuła się po raz pierwszy od kilku lat. Pokazywała różne wyniki - od 0:0, przez 3:2, 3:3, a nawet 5:2 - ale ani razu tego, jaki akurat był w tym momencie na boisku. - Cieszą mnie trzy punkty, ale jeszcze bardziej wyczyn Gajtkowskiego - mówił trener Bohumil Panik.
- Cieszę się z tego wyczynu, ale powiem nieskromnie, że stać mnie na więcej. Jeszcze ani razu w karierze nie zdobyłem w jednym meczu tylu goli. Zdarzało się, że strzelałem po dwa, trzy, ale pięciu jeszcze nie. Który gol był najładniejszy? Nie pamiętam tak dokładnie wszystkich, ale chyba ten trzeci. Uderzyłem wtedy z woleja, piłka idealnie wpadła tuż przy słupku do bramki - podsumował sam napastnik, któremu przełamanie nie pomogło. Na początku kolejnych rozgrywek został wypożyczony do GKS Katowice, w którym nieco odżył. Wrócił do stolicy Wielkopolski jeszcze na półtora roku i wbił 11 bramek. Potem przeniósł się do Korony Kielce.
Next matches
Sunday
27.04 godz.17:30Recommended
Subscribe