- Skoro grasz praktycznie wszystkie mecze, czujesz się bardziej odpowiedzialny za wyniki zespołu. Każdy musi być gotowy, żeby poradzić sobie z tą rolą, niezależnie od tego, w jakich momentach dostanie swoją szansę. Ale tak, skoro występuję często, to uczucie towarzyszy mi regularnie - mówi piłkarz Lecha Poznań, Tymoteusz Puchacz. O pewności siebie pozwalającej na jeszcze cięższą pracę, Jordim Albie i Marcelo, a także wiecznym poczuciu niezaspokojenia. Z wychowankiem Kolejorza nigdy nie jest nudno, więc i w tej rozmowie ciekawych wątków nie brakuje.
Który występujący w polu zawodnik Lecha Poznań rozegrał w tym sezonie najwięcej meczów?
- Pewnie Puchacz, ale jak to jest możliwe? Ahh, bo "Józiu" opuścił dwa-trzy mecze z powodu kontuzji, a ja tylko jeden za kartki, z Górnikiem u siebie. To tak, faktycznie, chodzi o mnie.
Postawiłbyś na to przed sezonem jakiekolwiek pieniądze?
- Jestem słaby w bukmacherce, ale pewnie bym obstawił i akurat bym wygrał (śmiech). Patrząc z zewnątrz to może i niespodzianka, w końcu przed sezonem wiele mówiło się o spadku z GKS-em Katowice czy o tym, że mistrzostwa świata nie poszły po mojej myśli. Ja jednak znałem swoją wartość i wierzyłem w to, co robię. Ostatnio widziałem wywiad z Cristiano Ronaldo, który mówił, że niezależnie od tego, co ludzie twierdzą na jego temat czy w jakim momencie kariery się znajduje, on zawsze wierzy w to, że jest najlepszy. To sprawia, że nigdy nie brakuje mu motywacji do dalszej pracy. Mam podobnie, tak też było krótko przed startem tych rozgrywek.
Pewnym zaskoczeniem wydawało się już dwa lata temu to, że całą pierwszą rundę na wypożyczeniu w Zagłębiu Sosnowiec zagrałeś w pełnym wymiarze czasowym, a podobna sytuacja miała miejsce także później w GKS-ie Katowice, gdzie opuściłeś tylko jedno spotkanie w lidze. Ty tym faktem zdziwiony nie byłeś wcale, wręcz czułeś przekonanie, że wszystko potoczy się tam pod kątem indywidualnym po twojej myśli. Skąd u ciebie bierze się taka pewność siebie?
- Rodzice od zawsze mnie uczyli, że muszę być w pełni przekonany do tego, czym się zajmuję. To zawsze powinno być czymś poparte, bo sama pewność siebie nie wystarczy. To tak jakbym wyszedł teraz grać w koszykówkę i emanował przekonaniem, że robię to dobrze. Nic by mi to nie dało, bo w ten sport jestem słaby. Kiedy jednak poświęcam na coś dużo czasu i wykluczam możliwość potencjalnych pomyłek, to się o nie nie martwię.
Te dwie sprawy się napędzają? Skoro grasz, rośnie pewność siebie, skoro rośnie pewność siebie, to czujesz się lepiej i dzięki temu pokazujesz więcej?
- Jasne, a co dopiero, jak ci coś dobrze wychodzi. Wpadasz wtedy w tak zwany stan "flow". Wszystko wykonujesz odruchowo, nie myślisz nawet nad tym, co robisz – wtedy gra się najlepsze mecze. Nie czujesz zmęczenia.
Nie zawsze tak było. Kiedy nie dostawałem szans w Zagłębiu Sosnowiec, schodziłem na spotkania do ligi okręgowej. Pojawiły się różne myśli, co teraz się wydarzy. Jesteś na wypożyczeniu, nie grasz, a przecież chcesz wrócić do Lecha. To może zdołować, ale wtedy właśnie pewność siebie i wiara w swoje umiejętności pozwoliła w pełni skupić się na etyce pracy. Byłem przekonany, że choćbym miał obie nogi złamane, to sobie poradzę.
Gdzie leży granica między ogromną pewnością siebie a brakiem pokory?
- Mówiliśmy o Ronaldo wcześniej, a on jest na przykład uważany aż za aroganckiego. Niektórzy źle odbierają jego zachowania, odrzucają ich one. Ja nie należę do tej grupy. Skoro Cristiano tak siebie wyraża i pozwala mu to się wznosić na kolejny poziom, proszę bardzo, bo są różni piłkarze. Po drugiej stronie masz na przykład naszego "Gumę", który na boisku nie okazuje żadnych emocji. Czy strzeli gola czy ktoś go sfauluje - nie ma to dla niego znaczenia. Każdy ma swój sposób, żeby czuć się komfortowo.
A czy ty miewasz momenty, w których sam sobie mówisz: "Nie daj się zwieść, jeszcze nie jesteś mistrzem świata, tyle pracy przed tobą"? Musisz się czasem hamować?
- Kiedy idzie, strasznie się cieszę, to mnie nakręca. Nigdy jednak nie mam tak, że czuję się w pełni zaspokojony, nawet po tych bardzo dobrych meczach. Oczekuję od siebie wtedy, żeby w kolejnym spotkaniu zrobić jeszcze więcej. Uważam to za pozytywną cechę.
Jedna z takich chwil jest właśnie… teraz? Wróciłeś po kilku miesiącach na lewą obronę z dużym powodzeniem, zaliczyłeś dwie asysty w dwóch meczach, jesteś zewsząd chwalony, a zespół gra świetnie.
- Teraz mam w głowie tylko to, że w ostatnim meczu dałem asystę i to jest fajne, ale w kolejnym spotkaniu nie mogę wypaść gorzej. Może uda się nie tylko zaliczyć ostatnie podanie, ale też zdobyć bramkę? Zachowaliśmy czyste konto z Pogonią i w Kielcach - no to powtórzmy to też przeciwko Piastowi. Tak podchodzę do sprawy.
Miałeś pewne obawy przed tym pierwszym od dawna meczem na lewej obronie? To dla ciebie naturalna pozycja, ale w ostatnich dwóch latach konsekwentnie stawiano na ciebie coraz częściej bliżej bramki rywala?
- Właśnie nie, bo w ostatnich tygodniach też sporo trenowałem w tym miejscu, zagrałem w nim też w sparingu wewnętrznym. Nie było problemów.
Pogoń i Korona oddały wam piłkę i czekały na to, co wy z nią zrobicie. Ty się odnajdujesz w takiej grze, bo kreatywnych pomysłów z przodu nie brakuje - to jest powodem, dla którego tak dobrze się czułeś na boisku?
- Mnie się wydaje, że to nam trudniej było zabrać tę piłkę, taki mamy styl i jest on widoczny. Jak przyjechała do nas Legia i OK, wygrała, ale też miała z tym ogromne problemy. Czuliśmy, że kiedy jej zawodnicy podeszli pod nas wyżej, udawało się z tego wychodzić, więc trochę się wycofywali. W meczach też jest zawsze tak, że w niektórych chwilach schodzimy do obrony, ale wtedy skuteczne wyjście do kontry oznacza śmierć dla przeciwnika. Kiedy jako obrońca się zapędzę w takiej sytuacji do przodu, zostaję często bez rywala w swoim sektorze, a wtedy już zawsze jest niebezpiecznie. Gra obronna też ma więc swoje ciekawe zastosowanie w ofensywie.
Nie będziemy pytać o preferowaną pozycję, bo zawsze mówisz, że jest ci ona obojętna. Spróbujemy inaczej: łatwiej przychodzi ci atakowanie czy bronienie?
- Bardziej naturalne jest chyba atakowanie. Pod kątem defensywy widzę u siebie pewną zależność. Od zawsze wiedziałem, jak należy wykonywać pewne czynności, byłem ich świadom już chociażby podczas pobytu w GKS-ie Katowice. Pełną naturalność na tej pozycji poczułem jednak dopiero od momentu powrotu do Lecha. Wtedy, rok temu podczas okresu przygotowawczego zacząłem w pełni łapać automatyzmy, kiedy należy doskoczyć, jak się ustawić. Wtedy wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Pomagała mi też świadomość, że jestem już w tym "moim" zespole, że wróciłem do chłopaków, miałem czystą głowę.
Kto jest dla ciebie piłkarskim wzorem na tej pozycji, o której mówisz?
- Marcelo z tego okresu, kiedy pełnił rolę takiego ukrytego rozgrywającego, a Real seryjnie wygrywał Ligę Mistrzów był niesamowity. Patrzę też na prawych obrońców, bo od nich też można się wiele nauczyć, tutaj podoba mi się chociażby Kyle Walker czy Patrick van Aanholt z Crystal Palace. Mistrzem świata jest Jordi Alba, który chyba cały czas porusza się w sprincie, a Messi mu rzuca piłki na dobieg. Hiszpan to król asyst. Oglądam z podziwiem Alphonso Daviesa, ale ciekaw jestem, kiedy zagra przeciwko jakiemuś topowemu skrzydłowemu.
Wymienionych przez ciebie piłkarzy cechuje nie tylko fantazja z przodu, ale przede wszystkim odpowiedzialność w tyłach. To najważniejsze w tym miejscu?
- Dyscyplina, to jest klucz. Każdy obrońca ma siły biegać do przodu, ale to w tyłach wykonuje najważniejszą pracę.
A czy ty czujesz odpowiedzialność za drużynę, której w ostatnich miesiącach stałeś się ważnym punktem?
- Skoro grasz praktycznie wszystkie mecze, czujesz się bardziej odpowiedzialny za wyniki zespołu. Każdy musi być gotowy, żeby poradzić sobie z tą rolą, niezależnie od tego, w jakich momentach dostanie swoją szansę. Ale tak, skoro występuję często, to uczucie towarzyszy mi regularnie. To sprawia, że kiedy wygrywamy, jestem chwalony, ale w okresie, gdy mieliśmy z tym problemy, ta krytyka też raczej w pierwszej kolejności mogła spadać na mnie to zrozumiałe.
Generalnie bardzo często uwaga skupia się na nas, młodych, bo w skali kraju gramy najczęściej, najwięcej strzelamy, asystujemy i mamy spory wpływ na wyniki naszej drużyny. Żaden klub nie może pochwalić się taką młodzieżą jako całością, bez dwóch zdań, liczby mówią to dobitnie.
Da się więc dostrzec, że kiedy rośnie Lech Poznań jako zespół, Tymoteusz Puchacz rośnie jako piłkarz?
- Łatwiej o rozwój, kiedy widzisz, że kolegom też idzie. Ta zależność jest prosta, każdy zawodnik wygląda lepiej, kiedy ma wsparcie od partnerów z drużyny, nie stanowię tu wyjątku.
Trochę przyszło wam i nam na to poczekać, ale wygląda na to, że w ostatnich meczach momentami graliście tak, jak sobie to zakładaliście od wielu miesięcy. Czujesz, że ostatnia prosta będzie należeć do was?
- Mamy swój styl, kreujemy, gramy w piłkę, jest intensywność, wysoki pressing, kiedy sam to oglądam myślę, że fajnie to wygląda. Wynika to też z tego, że zdążyliśmy się już poznać, dotrzeć. Kiedy Dani ma piłkę, wie, że trzeba mi rzucić na dobieg, z Pedro może poklepać kombinacyjnie, a Gytowi trzeba dograć przede wszystkim dokładnie, to już z wykończeniem sobie poradzi. Filozofia się nie zmieniła, po prostu łatwiej nam wszystko przychodzi.
Rozmawiał Adrian Gałuszka
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe