- Udało mi się spełnić prawdziwe marzenie. Myślę, że każdy kto gra w piłkę śni o takiej chwili. Tak jak to kiedyś ktoś powiedział, marzenia same się nie spełniają, tylko my poprzez swoje czyny i ciężką pracę je realizujemy. Cieszę się, że nareszcie zadebiutowałem - opowiada Marcin Wasielewski.
Spełniłeś swoje marzenie?
- Zdecydowanie tak. Debiut to było coś o czym marzyłem. Każdy kto zaczyna grać w piłkę chce kiedyś zadebiutować na stadionie swojego klubu z dzieciństwa. Gdy byłem mały oglądałem mecze Lecha z wysokości trybun i zawsze chciałem wybiec na boisko przy Bułgarskiej. W piątek to mi się udało i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy.
Spodziewałeś się tego debiutu?
- Jeśli jesteś w osiemnastce meczowej musisz się spodziewać tego, że zagrasz. Nieważne co się dzieje na boisku, zawsze musisz być gotowy na to, że trener da Ci szansę. Byłem na to w pełni przygotowany fizycznie i psychicznie.
Nie masz wrażenia, że trener stopniowo przygotowywał Cię do debiutu? Najpierw byłeś w osiemnastce meczowej, później przepracowałeś zimowy okres przygotowawczy z pierwszą drużyną, a w piątek osiągnąłeś swój cel.
- Faktycznie tak to wygląda i być może dzięki temu czułem większą pewność siebie, wchodząc na boisko. Cierpliwość i ciężka praca mi się opłaciła. Udało mi się spełnić prawdziwe marzenie. Myślę, że każdy kto gra w piłkę śni o takiej chwili. Ktoś kiedyś powiedział, marzenia same się nie spełniają, tylko my poprzez swoje czyny i ciężką pracę je realizujemy. Cieszę się, że nareszcie zadebiutowałem.
Stresowałeś się w chwili debiutu?
- Nie. Tak naprawdę nie miałem na to za wiele czasu, aby pomyśleć co się dzieje. Trener Bjelica zawołał mnie tuż po bramce na 2:0 i powiedział, że wchodzę za Macieja Makuszewskiego. Trener życzył mi powodzenia i wszedłem. Wydaje mi się, że zagrałem poprawnie.
Pierwszy raz grałeś przed tak liczną publicznością?
- Tak. To wyjątkowe uczucie, gdy patrzysz dookoła i widzisz sporą liczbę ludzi. To naprawdę robi wrażenie. Gra przed taką publicznością dodaje otuchy i motywuje do jeszcze lepszej gry.
Miałeś kiedyś w swojej przygodzie z piłką moment zwątpienia?
- Może nie zwątpiłem, ale po prostu uznałem, że muszę robić swoje i czas pokaże co uda się osiągnąć. Moja droga na boiska Ekstraklasy nie była łatwa. Nieważne jednak jaka była, ważne jak się to wszystko potoczyło i mam nadzieję, że szybko moja przygoda z pierwszą drużyną Lecha się nie skończy. Osiągnąłem swój cel i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy. Ciężka praca, poświęcenie i liczne wyrzeczenia przyniosły mi efekt w postaci tego gdzie dziś jestem.
W którym momencie uwierzyłeś, że ciężka praca może przynieść efekty?
- Gdy zostałem włączony do pierwszej drużyny. Wtedy uwierzyłem w siebie jeszcze bardziej. To był dodatkowy bodziec do jeszcze cięższej pracy na treningach.
Debiut w ekstraklasie to też zasługa trenerów, z którymi współpracowałeś.
- Zdecydowanie. Mam trzech trenerów, którym wiele zawdzięczam. To przede wszystkim trener Krzysztof Kołodziej, który uczył mnie od najmłodszych lat. Przekazał mi sporo wiedzy i miał wielki wpływ na mój rozwój. Drugą taką osobą jest trener Ivan Djurdjević. Dał mi szansę gry w rezerwach Lecha Poznań, w których udało mi się odbudować piłkarsko. Pod jego skrzydłami od nowa zacząłem wierzyć w siebie. No i trener Nenad Bjelica, który dał mi szansę treningów z pierwszą drużyną, a w piątek postawił na mnie w meczu o punkty. Jestem mu za to bardzo wdzięczny.
Nie osiadasz jednak na laurach. Teraz pora na kolejne wyzwania i cele?
- Każdy kto gra w piłkę, chce rozgrywać jak najwięcej minut. Jakby nie patrzeć jestem jeszcze młodym zawodnikiem i potrzebuję kolejnych występów, aby nabrać doświadczenia. Jeśli je dostanę to pokażę się z jak najlepszej strony. Trener może zawsze na mnie liczyć.
rozmawiał Marcin Rajczak
Next matches
Friday
31.01 godz.20:30Saturday
08.02 godz.00:00Recommended
Subscribe