Niemal przez cały sezon piłkarze Lecha Poznań gonili prowadzącą w tabeli Legię Warszawa. Podopieczni Mariusza Rumaka do najgroźniejszego rywala zbliżyli się już tylko na dwa punkty. W bezpośrednim meczu Kolejorz musiał jednak uznać wyższość stołecznej drużyny i na trzy kolejki przed końcem traci do Legii pięć punktów.
- Legia narzuciła swój styl gry od początku. Zaczęła to spotkanie tak jak chciała. My z kolei nie potrafiliśmy się zorganizować, choć po przerwie wyglądało to już lepiej. Mieliśmy jednak za mało sytuacji - uważa napastnik Lecha Poznań Bartosz Ślusarski.
Najskuteczniejszy zawodnik Kolejorza był jednym z większych pechowców sobotniego starcia. Z powodu kontuzji musiał opuścić plac gry już w 24 minucie. - To było najważniejsze spotkanie, a dla mnie trwało tylko kilka minut. Po jednym z pierwszych kontaktów z "Beresiem" poczułem ból w kolanie. W kolejnych ten ból był nadal, do tego kolano było niestabilne i nie mogłem grać na 100 procent. Mecz przegrany, do tego ja jestem kontuzjowany. Nie tak to miało wyglądać - żałuje Ślusarski.
Zmiana Ślusarskiego nie była niestety jedyną, jakiej trener Mariusz Rumak musiał dokonać w pierwszej połowie. Urazu stawu skokowego doznał również Kebba Ceesay, którego już w 34 minucie zmienił Tomasz Kędziora. - Zmiany na pewno w jakiś sposób skomplikowały nam tę grę. Zwłaszcza, że dwie z nich musiały zostać przeprowadzone już w pierwszej połowie. Ta trzecia więc pozostawała już dla zawodnika, który będzie zmęczony. Nie chcę jednak tymi wymuszonymi roszadami nas usprawiedliwiać - mówi pomocnik Kolejorza Mateusz Możdżeń.
Dla urodzonego w Warszawie zawodnika Lecha sobotnie popołudnie także nie było zbyt szczęśliwe. To właśnie po jego faulu na Jakubie Koseckim, sędzia Szymon Marciniak podyktował rzut karny dla Legii. - Wiedziałem, że Kosecki stanie oko w oko z "Kotorem". Liczyłem, że trafię w piłkę, ale tak się nie stało. Dlatego gospodarze dostali rzut karny, a ja czerwoną kartkę - opisuje sytuację z 84 minuty Mateusz Możdżeń.
W Legii do wykonywania jedenastek desygnowany był Wladimer Dwaliszwili, jednak ku zaskoczeniu Jana Urbana do piłki podszedł Ivica Vrdoljak. Kotorowski wyczuł intencję Chorwata, ale utracie bramki nie zapobiegł. - Co z tego, że wyczułem intencje? Efekt byłby tylko wtedy, gdybym obronił. Nie ma co nad tym dyskutować. Uderzył silnie, wpadło i to jest dla nas najgorsze. Oni z kolei mają dużo szczęścia - dodaje Kotorowski.
Next matches
Sunday
09.02 godz.17:30Friday
14.02 godz.20:30Recommended
Subscribe