Nie ma z pewnością w polskiej ekstraklasie piłkarza o dłuższym stażu niż Jarosław Araszkiewicz. Na poziomie pierwszoligowym potrafił utrzymać formę przez całe 20 lat i 23 dni. Rzecz jasna, w dziejach polskiej piłki są starsi od niego i mający więcej rozegranych spotkań, ale nikt przez taki okres nie występował w rodzimej ekstraklasie.
W pokonanym polu pozostawił legendy polskiego futbolu: m.in. Władysława Szczepaniaka z warszawskiej Polonii, chorzowian Teodora Peterka i Mirosława Bąka, wiślaków Jerzego Jurowicza i Mieczysława Gracza, a także legionistę Lucjana Brychczego, stając się samemu jedną z tych legend. Ilu piłkarzy na całym świecie, ilu choćby tylko w Europie grało przez ponad dwadzieścia lat na pierwszoligowym poziomie? Z pewnością niewielu. A gdyby nie występy w ligach zagranicznych i okres gier na drugim froncie, popularny Araś byłby z pewnością rekordzistą i w innych klasyfikacjach.
Z boiskiem rozstawał się 3 czerwca w ostatniej kolejce sezonu 2002/03 w pojedynku Lecha z Wisłą Kraków, w miejscu, gdzie startował do wielkiej kariery – na stadionie przy ul. Bułgarskiej. Gdy w 80. minucie stanął przy linii bocznej boiska by zmienić Michała Golińskiego, publiczność zgotowała mu niesamowitą owację na stojąco. Sędzia na chwilę przerwał grę, a starszym kibicom i samemu piłkarzowi przewinął się sentymentalny film z minionych lata. Ważne mecze, piękne bramki, niemałe sukcesy, które stały się udziałem tego skromnego chłopaka z podpoznańskich Dusznik.
Urodził się 1 lutego 1965 w Szamotułach. Ciepło wspomina te młodzieńcze lata. Świetni koledzy, wiejski krajobraz, beztroska życia, sportowy talent i wiele wolnego czasu na przyjemności i zabawy. To był czas największych sukcesów tenisowych Wojciecha Fibaka i zapatrzony w niego Jarek szkolił swe umiejętności tenisowe, rzecz jasna w mało profesjonalnych warunkach. Był też świetnym lekkoatletą bijącym nie tylko szkolne rekordy. Ale jak to chłopaka w tym wieku, najbardziej ciągnęło go do futbolu. W miejscowym Sokole Duszniki zameldował się jako trzynastolatek i niemal od początku grywał w ekipie seniorskiej, choć niezbędny też był w drużynie juniorów Sokoła, przynajmniej w tych ważniejszych meczach. To właśnie juniorski występ na dobre wypromował go piłkarsko.
Do Dusznik zjechali młodzieżowcy Lecha, a grający na stoperze Araś strzelił poznaniakom 3 bramki. Nie mogło to ujść uwadze działaczom Kolejorza i już wkrótce Araszkiewicz reprezentował jego barwy. Wcześniej mógł co najwyżej marzyć o grze w lokalnym potentacie – Sparcie Szamotuły, a tu nastąpił tak błyskawiczny awans. W Poznaniu oczywiście rozpoczął od występów w juniorach, ale na seniorski debiut, jeszcze w zespole rezerw, czekał ledwie 12 miesięcy. Jego świadkowie na boisku Arena przy Reymonta byli zgodni, że chłopak miał olbrzymi potencjał i wielkie umiejętności piłkarskie. Ambicja Jarka nie pozwalała mu upajać się padającymi zewsząd komplementami. Także na pierwszoligowy debiut nie czekał zbyt długo, co z pewnością było zasługą świetnie funkcjonującej wówczas współpracy wszystkich trenerów Lecha. Wojciech Łazarek nie bał się wystawić młokosa 11 maja 1983 w meczu z bezpośrednim rywalem do Mistrzostwa Polski – Ruchem Chorzów.
Ten dość przeciętny i krótki występ – zmienił w 77. minucie ówczesnego ulubieńca Poznania Jacka Bąka I - miał bardziej symboliczny charakter. Pokazał, że trener nie boi się odważnych decyzji, a Arasiowi pozwolił się otrzaskać z atmosferą stworzoną przez 40-tysięczną widownię. To wówczas właśnie rozpoczęła się najdłuższa w polskim futbolu kariera w ekstraklasie, trwająca 7.318 dni. W debiutanckim sezonie zagrał jeszcze dwukrotnie w lidze, a występy te przyniosły mu wraz z całą drużyną Mistrzostwo Polski. Do dziś pozostaje najmłodszym w dziejach Kolejorza Mistrzem Polski – liczącym 18 lat i 138 dni.
Zresztą pod wieloma innymi względami pozostaje lechickim fenomenem. Jest najstarszym w dziejach klubu piłkarzem w ekstraklasie. Jako jedyny zdobył z Lechem wszystkie pięć mistrzowskich tytułów. Do tych laurów trzeba doliczyć Superpuchar Polski z 1992 i dwukrotnie wywalczony Puchar Polski 1984 i 88. Obok Hieronima Barczaka jest też jedynym graczem występującym w niebiesko-białych barwach we wszystkich możliwych rozgrywkach krajowych i międzynarodowych.
Ambicja i twardy boiskowy charakter, obok szybkości, mocnego strzału i niezłej kondycji stanowiły największe atuty Araszkiewicza. Wszystko, co osiągnął w futbolu zawdzięczał wielkiemu zaangażowaniu i ciężkiej pracy na treningach. Choć w młodości grywał na obronie, to później już wyłącznie z przodu – jako skrzydłowy, z czasem ofensywny pomocnik, a nawet rozgrywający.
W swojej karierze siedemnaście razy zmieniał zespoły, ale grał tylko dla dwunastu klubów, w tym sześciu zagranicznych. Do historii przeszły już jego ciągłe powroty do ukochanego Lecha Poznań, rozstania, czasem żale. W Kolejorzu występował najdłużej, bo 13 sezonów, a w jego barwach rozegrał też najwięcej spotkań. W sumie uzbierało się 225 występów - 176 tylko w samej ekstraklasie, 17 w Pucharze Polski, 11 w europejskich pucharach, 4 w Pucharze Lata, 3 w Superpucharze, 2 w Pucharze Ligi i 12 w II lidze. Owe mecze okrasił 50 golami, z tego 40 pierwszoligowymi, 5 w PP, 2 w PEZP, 2 w II lidze i jednym w Intertoto strzelonym Plastice Nitra.
Na boiskach pierwszoligowych w Polsce, w Turcji i w Izraelu wystąpił w 356 meczach, strzelając 76 bramek. We wszystkich oficjalnych rozgrywkach szczebla centralnego w Polsce, w europejskich pucharach oraz w ligach niemieckiej, tureckiej i izraelskiej Araszkiewicz rozegrał 521 spotkań, w których zdobył 110 goli. Należy jeszcze doliczyć do tego 12 występów w pierwszej reprezentacji Polski i wiele spotkań w reprezentacjach juniorskich i młodzieżowej.
Dwa lata swojej kariery (jesień 1985 – wiosna 1987) spędził w warszawskiej Legii, gdzie odbywał służbę wojskową. Nie bronił się przed wojskiem, o co miano wówczas do niego w Poznaniu żal, ale zaraz po zakończeniu służby powrócił do Lecha, odzyskując dawną sympatię kibiców.
Z pobytu w stolicy pozostały, nie tylko w jego pamięci, strzelone dwie kapitalne bramki w Pucharze UEFA, obie śmiało mogłyby trafić do piłkarskich podręczników. W Szekesfehervar z Videotonem, kiedy to przejąwszy piłkę na środku boiska minął rywali niczym slalomowe tyczki, wpadł w pole karne i efektownie trafił do bramki. Podobną akcję, zakończoną celnym trafieniem, przeprowadził w wyjazdowym meczu z Dnieprem Dniepropietrowsk. Także dwa ważne gole, tym razem w PEZP, w meczach z Flamurtari Vlora zdobył dla Lecha, które dały poznaniakom zwycięstwa.
Dość często zmieniał kluby, ale zawsze wracał do Poznania. W 1990 wyjechał za granicę – występował kolejno w tureckim Bakirköy Stambuł, w niemieckich MSV Duisburg i VfL Herzlake oraz izraelskich Makabi Natanja, Hapoel Petach Tikwa i Hakoah Ramat Gan. Był też piłkarzem Pogoni Szczecin, dwukrotnie grodziskiej Dyskobolii, drugoligowego KP Konin, skąd zamierzał wyjechać do amerykańskiej ligi MLS. Do wyjazdu jednak nie doszło, w czym przeszkodziła mu niesolidność, by rzec wręcz nieuczciwość dawnego kolegi, ówczesnego właściciela konińskiego klubu i piłkarza amerykańskiego Chicago Fire – Piotra Nowaka. Wiosną 2002 roku zawitał po raz szósty i ostatni do Lecha, ale pierwszy raz do drugoligowego.
Posmakował awansu do ekstraklasy, z czasem zostając grającym asystentem. Z boiskiem rozstał się ostatecznie podczas wspomnianego pojedynku z krakowską Wisłą. W jego przerwie pożegnali Arasia nie tylko koledzy z boiska, trenerzy i działacze, ale również włodarze miasta i zawsze wierni kibice. Były puchary i pamiątkowe plakietki, bukiety pięknych kwiatów, gratulacje i życzenia pomyślności na trenerskiej drodze. Wśród żegnających niewielu było świadomych historycznej chwili, niewielu też było świadków jego debiutanckiego meczu z 1983. Wszak mijało od niego właśnie dwadzieścia lat.
Czy jego szkoleniowa kariera będzie równie długa i obfita w sukcesy, jak piłkarska? Najpierw został trenerem rezerw Kolejorza, później do wiosny 2007 prowadził poznańską Wartę. I wciąż niezmiennie pozostaje jeszcze graczem Kolejorza. Tyle tylko, że ekipy Lech Poznań Oldboys. Jego miłość do piłki i Kolejorza niezmiennie trwa, choć nie zawsze było to łatwe i odwzajemnione uczucie.
Jan Rędzioch
* tekst opublikowany w programie meczowym "Heeej Lech" w sezonie 2006/2007 z informacjami aktualnymi na moment publikacji artykułu.
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe