Ponad 33 lata temu Lech Poznań rozegrał ostatni wyjazdowy mecz ligowy z Motorem Lublin. W naszym cyklu 1klub1000historii wspominamy to starcie, które zakończyło się niespodziewanym rezultatem 1:1. Dlaczego niespodziewanym? Bo gospodarze walczyli wtedy o utrzymanie, a goście byli niemal pewni mistrzostwa Polski.
To był tytuł, który został zdobyty najłatwiej przez Lecha Poznań. Niemal każde z ośmiu mistrzostw było wywalczone rzutem na taśmę, często w ostatniej kolejce. A tutaj już na trzy spotkania przed finiszem było jasne, że złoty medal trafi do stolicy Wielkopolski. Kolejorz miał jednak wówczas niesamowitą drużynę. Dość powiedzieć, że w czołowej dziesiątce najlepszych strzelców w sezonie był kwartet z Bułgarskiej. Jerzy Podbrożny został królem strzelców ex equo Mirosławem Waligórą z Hutnika Kraków (po 20 goli), trzeci był Mirosław Trzeciak (14), szósty Andrzej Juskowiak (11), a ósmy - Dariusz Skrzypczak (10).
Mecz w Lublinie był rozgrywany 29 kwietnia, czyli w środku tygodnia. Kilka dni wcześniej poznaniacy odnieśli kluczowe zwycięstwo, bo w obecności ponad 20 tysięcy kibiców pokonali przy Bułgarskiej najgroźniejszego rywala, GKS Katowice 1:0. Gola wbił Juskowiak, który wtedy wrócił do gry po zawieszeniu na pięć meczów. Kara została nałożona za rzekome uderzenie przeciwnika w kończącym jesień starciu z Wisłą Kraków.
- Tego gola dedykuję Jerzemu Przygodzkiemu z Wydziału Gier i Dyscypliny PZPN. Przyrzekłem sobie, że kiedy skończy się moja dyskwalifikacja i wrócę na boisko, to pierwszą bramkę, którą zdobędę zadedykuję człowiekowi, który potraktował mnie w tak niewybredny sposób. Oczywiście pierwszą i ostatnią, bo na więcej nie zasługuje - denerwował się świetny napastnik, który był na ustach całej piłkarskiej Polski.
Dzięki jego trafieniom olimpijska reprezentacja Polski zapewniła sobie awans na igrzyska w Barcelonie. W trakcie dyskwalifikacji wyjechał na kilkudniowe testy w holenderskim PSV Eindhoven, gdzie miał zastąpić słynnego Brazylijczyka Romario. Ostatecznie trafił do Sportingu Lizbona, a umowa miała obowiązywać od nowego sezonu. Lech późnij pluł sobie w brodę, że decyzję podjął tak szybko, bo jako król strzelców Jusko mógł iść za dużo większą kwotę.
Pewnie gdyby nie dyskwalifikacja, walczyłby o miano najlepszego strzelca ligi z Podbrożnym. A tak klubowy kolega poważną konkurencję miał tylko w osobie Waligóry. - Sprawa tytułu mistrzowskiego została jut przesądzona na korzyść Lecha - mówił po spotkaniu w Poznaniu trener GKS Alojzy Łysko. - Mamy sześć punktów przewagi nad Górnikiem Zabrze, ale pamiętajmy, że do zakończenia rozgrywek pozostało jeszcze ponad 11 kolejek - tonował nastroje opiekun gospodarzy Henryk Apostel.
Miał rację, bo choć Lech właściwie wtedy nie przegrywał, to jednak musiał wciąż mieć się na baczności. Przekonał się o tym już kilka dni później w Lublinie z walczącym o utrzymanie Motorem. Padł niespodziewany remis 1:1.
- Mecz zaczął się obiecująco dla lublinian. W 5. min Pisz fantastycznie wykonał rzut wolny, a Bąk skierował piłkę do siatki. Zmusiło to lidera do zmiany taktyki. Podopieczni Henryka Apostela przystąpili do ataku. Lublinianie nie zdołali wytrzymać naporu. W 56. min Podbrożny wyrównał strzałem z 16 metrów w samo okienko bramki Opolskiego. Był to najlepszy wiosenny mecz na lubelskim stadionie - czytamy w relacji Gazety Wyborczej. Dodajmy, że Jacek Bąk, który wbił bramkę dla gospodarzy, po sezonie przeniósł się do Lecha i wyrósł na świetnego obrońcę, który długo grał we Francji i łącznie rozegrał aż 96 spotkań w reprezentacji Polski.
Wydawało się, że Motor jest w miarę bezpieczny, bo spadały cztery kluby, a zajmował wtedy szóstą pozycję od końca. Ostatecznie jednak w ostatnich dziesięciu kolejkach dał się wyprzedzić kilku klubom i na finiszu stracił do zajmującej pierwszą bezpieczną lokatę Olimpii Poznań zaledwie punkt. W ten sposób spadł i zapewne kibice w Lublinie nie spodziewali się, że na powrót do Ekstraklasy będą musieli czekać aż 32 lata.
Zapisz się do newslettera