W czwartkowy wieczór Paulo Sousa zadebiutuje jako selekcjoner reprezentacji Polski w meczu wyjazdowym z Węgrami. Kraj Madziarów dobrze kojarzy się kibicom Lecha Poznań, więc przypominamy, gdzie krzyżowały się losy Kolejorza i dzisiejszego rywala biało-czerwonych.
Do tej pory trzech Węgrów grało z kolejowym herbem na piersi. Pierwszym był Gergo Lovrencsics, który latem 2012 roku przeszedł do Kolejorza z małego klubu - Lombard Papa. Skrzydłowy szybko stał się jednym z ulubieńców kibiców Lecha, ponieważ już w swoim debiucie w Poznaniu - w meczu przeciwko Żetysu Tałdykorgan w eliminacjach Ligi Europy - strzelił gola na 2:0, co otworzyło niebiesko-białym drogę do awansu do kolejne rundy. Tę sztukę powtórzył zresztą kilka dni później, gdy na otwarcie sezonu ekstraklasowego lechici rozbili Ruch Chorzów 4:0, a Węgier zdobył bramkę i zaliczył asysty przy trafieniach Vojo Ubiparipa oraz Bartosza Ślusarskiego.
Gergo - w ciągu czterech lat przy Bułgarskiej - rozegał 135 spotkań, w których strzelił dwadzieścia goli. Na swoim koncie ma również mistrzostwo Polski w sezonie 2014/15. Skrzydłowy po odejściu ze stolicy Wielkopolski powrócił na Węgry, gdzie do dzisiaj reprezentuje Ferencváros Budapeszt, obecnego mistrza kraju. Co ciekawe, tam ze skrzydłowego stał się prawym obrońcą. Lovrencsics kilka miesięcy temu zagrał w Lidze Mistrzów, gdzie jego zespół mierzył się m.in. z FC Barcelona. Były gracz Kolejorza znajduje się w kadrze Madziarów na czwartkowe starcie z Polską i być może będzie miał okazję wystąpić przeciwko biało-czerwonym.
Kolejnym Węgrem w Kolejorzu był środkowy obrońca Tamas Kadar, który do Lecha trafił w połowie mistrzowskiej kampanii 2014/15 z Diósgyőri. Liderem defensywy stał się w następnym sezonie, w którym awansował z drużyną do finału Pucharu Polski. Przy Bułgarskiej grał dwa lata i w sumie rozegrał 74 mecze. Z Poznania swoje kroki skierował do ukraińskiego Dynama Kijów, gdzie występował przez trzy lata, a na początku zeszłego roku przeniósł się do chińskiego Shandong Luneng Taishan, gdzie pojawia się w składzie do dzisiaj.
W podobnym czasie, jak wyżej opisywany Węgrzy, wypożyczony do Kolejorza był również David Holman, który zimą 2015 roku trafił na Bułgarską z Ferencvárosu. Pomocnikn zagrał dla Lecha tylko w jedenastu meczach, ponieważ dręczyły go problemy zdrowotne i nie był w stanie stać się wiodącą postacią na boisku. Strzelił jednak dwa ważne gole w Pucharze Polski w spotkaniu z Olimpią Grudziądz. Po rozstaniu z Kolejorzem Holman radzi sobie lepiej - obecnie gra w Slovanie Bratysława, gdzie w tym sezonie zdobył już osiem bramek.
Trzech Węgrów w niebiesko-białych barwach, to jednak nie wszystkie związki Kolejorza z Madziarami. W 2015 roku Lech najpierw grał w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów i tam (w trzeciej rundzie eliminacji) nie udało się pokonać szwajcarskiego FC Basel, ale później jednak miał jeszcze szansę na uratowanie pucharowej jesieni, bo trafił do play-off Ligi Europy. W niej zmierzył się z węgierskim Videotonem, dziś funkcjonującym pod nazwą MOL Fehérvár FC. W Poznaniu gospodarze wygrali 3:0 po świetnej grze i golach Karola Linettego, Denisa Thomalli oraz Łukasza Trałki, z kolei na Węgrzech wynik dwumeczu ustalił Tomasz Kędziora, dając swojej drużynie triumf 1:0. Lechici po tych starciach awansowali do fazy grupowej, gdzie spotkali się m.in. z włoską Fiorentiną prowadzoną… przez obecnego selekcjonera reprezentacji Polski Paulo Sousę.
Jest jeszcze jeden związek, ale przedwojenny. Pierwszym obcokrajowcem, który zasiadł na ławce trenerskiej Lecha (wtedy jako KPW, czyli Kolejowe Przysposobienie Wojskowe), był w latach 1936-1938 Władysław Marek, jak często nazywany jest w Polsce Laszlo Marcai. To Węgier, który po przyjeździe do Poznania w 1936 roku osiadł tu i bardzo się spolszczył. Mówił po polsku, mieszkał tu na stałe, nawet okupację przeżył nad Wisłą. Do ojczyzny wrócił dopiero w 1948 roku.
Zapisz się do newslettera