Dzięki trafieniu w spotkaniu z Pogonią Szczecin (4:0) piłkarz Lecha Poznań, Jakub Kamiński stał się pierwszym urodzonym w roku 2002 zawodnikiem w historii ekstraklasy, który zdobył bramkę w dwóch kolejnych meczach z rzędu. A przecież jeszcze do soboty (6 czerwca) czekał na swojego premierowego gola w najwyższej klasie rozgrywkowej. - Bez dwóch zdań się odblokowałem - śmieje się skrzydłowy, który w tym sezonie dziewiętnaście razy wystąpił w pierwszej drużynie Kolejorza.
Po zanotowaniu debiutanckiego trafienia w spotkaniu 28. kolejki PKO BP Ekstraklasy przeciwko Zagłębiu w Lubinie urodzony w Rudzie Śląskiej gracz nie ukrywał apetytu na kolejne bramki. Podkreślał, że jak na ofensywnego zawodnika może i przyszło mu trochę poczekać na tego gola, ale przez ani moment nie tracił pewności, że ten w końcu przyjdzie. Cierpliwość popłaciła, bo efektowna akcja z sobotniego meczu pozwoliła złapać Lechowi kontakt, a następnie sięgnąć po remis w pojedynku z Zagłębiem. We wtorek przyszedł jednak czas na kolejnego rywala, a co za tym idzie - okazja do powiększenia swojego dorobku bramkowego.
Ponownie pierwszy skład, ponownie pozycja skrzydłowego, tym razem jednak Kamińskiemu przyszło operować po prawej stronie boiska. Na lewym skrzydle występował bowiem jeden z liderów Kolejorza, Kamil Jóźwiak. Na taką roszadę świeżo upieczony 18-latek nie miał zamiaru kręcić nosem, bo zdaje sobie sprawę, że dla starszego kolegi nominalnym miejscem na placu jest właśnie lewe skrzydło. I jemu łatwiej funkcjonować w tym miejscu, z czego może wynikać fakt, że na prawdziwe fajerwerki ze strony "Kamyka" przyszło nam poczekać do drugich 45 minut. - W drugiej połowie, kiedy było już więcej miejsca, każdy z nas czuł się pewnie, wszystko przychodziło nam łatwiej - podkreśla.
- Wolno się rozkręcałem, ale to też może wynikać z tego, że lepiej czuję się na lewej stronie, gdzie grałem w Lubinie. To dla mnie dobrze, że mogę pokazać się na prawym skrzydle, czuję, że mogę się tam rozwijać. Pewne rzeczy przychodzą jednak bardziej naturalnej na drugim boku. Tam występowałem za czasów akademii czy rezerw. Chodzi o proste czynności, takie jak prowadzenie piłki po jej przyjęciu po podaniu ze środka boiska. To wszystko przyjdzie z czasem, nie ma co narzekać – optymistycznie podchodzi do sprawy wychowanek Kolejorza, który we wtorek m.in. wygrał osiem pojedynków, podawał na skuteczności wynoszącej 88 procent oraz odebrał pięć piłek.
Po nieco ponad godzinie świetnym podaniem obsłużył go rozgrywający niebiesko-białych, Dani Ramirez. Skrzydłowy wyszedł na czystą pozycję, ale jak sam podkreśla, chciał podzielić się piłką jeszcze z uciekającym za plecy jedynego obrońcy rywala Christianem Gytkjaerem. Szybko jednak przekalkulował, że pewniejszym rozwiązaniem okaże się uderzenie z czystej pozycji w kierunku dalszego słupka. Nie pomylił się, a po kilku sekundach odebrał serdeczne gratulacje od bardziej doświadczonego kolegi, Jóźwiaka.
Czy druga bramka na przestrzeni trzech dni może oznaczać początek serii strzeleckiej? Sam zawodnik tonuje nastroje i twardo stąpa po ziemi, ale nie kryje, że dostrzega odpowiedni kierunek, w jakim zmierza. - Tak jak miałem nadzieję po golu w Lubinie, można stwierdzić, że już poszło. Bez dwóch zdań się odblokowałem, bo wcześniej trochę czekałem na te liczby. Wiedziałem przy tym, że pięć meczów zagrałem też na prawej obronie, ale jak widać, forma na skrzydle rośnie, czego dowodem jest drugi mecz z rzędu z golem - podsumowuje lechita, który jako pierwszy ze swoich rówieśników może pochwalić się golem w drugim kolejnym meczu PKO BP Ekstraklasy.
Zapisz się do newslettera