Cztery lata temu ekipa poznańskiego Lecha swoją przygodę z Pucharem UEFA rozpoczynała od rywalizacji z Khazarem Lankaran. Teraz azerska drużyna stanie na drodze Kolejorza w II rundzie eliminacyjnej Ligi Europy.
- Pamiętam, że był olbrzymi upał, po prostu straszny, ale mimo to zagraliśmy fajny mecz. Wygraliśmy po bramce Roberta Lewandowskiego i ten gol sprawił, że w Poznaniu grało nam się dużo łatwiej. Mam nadzieję, że teraz to powtórzymy, strzelimy gola na wyjeździe i koniec końców awansujemy - wspomina obrońca Lecha Poznań Ivan Djurdjević.
Djurdjević jest jednym z sześciu graczy Kolejorza, którzy pamiętają rywalizację sprzed czterech lat. Skład poznaniaków od tamtego czasu zmienił się jednak znacząco. W zespole nie ma już Bartosza Bosackiego, Grzegorza Wojtkowiaka, Tomasza Bandrowskiego, Dimitrije Injaca, Semira Stilica, Hernana Rengifo czy Roberta Lewandowskiego, którzy wówczas stanowili o sile Lecha. - Te nazwiska mówią same za siebie. Ciężko jest jednak powiedzieć, czy Lech jest teraz silniejszy czy słabszy. Wszyscy będziemy mądrzejsi i będziemy mogli więcej powiedzieć o dopiero po pierwszym meczu - uważa golkiper Lecha Poznań Krzysztof Kotorowski, który wówczas strzegł bramki Kolejorza w obu meczach z Khazarem.
Drużyna z Lankaran zmieniła się jeszcze bardziej. Tylko trzech zawodników z obecnej kadry pamięta potyczki z Kolejorzem sprzed czterech lat. Khazar wydaje się być obecnie zdecydowanie silniejszym zespołem niż wtedy. Po raz pierwszy w swej krótkiej historii ekipa z Lankaran wyeliminowała rywala w europejskich pucharach. A już cztery lata temu Azerowie byli przekonani o swojej sile i uważali, że z Lechem powinni sobie poradzić. Najlepszym dowodem na to była dymisja Agaselima Mirdżawadowa po przegranym 1:4 meczu w Poznaniu. A to właśnie ten szkoleniowiec w 2007 roku doprowadził Khazar do jedynego w historii tytułu mistrzowskiego. - Zespoły z tamtych rejonów świata odgrywają coraz większą rolę w międzynarodowym futbolu. Bogaci właściciele przyciągają zawodników różnych nacji dolarami. Zasada jest prosta: są pieniądze, są piłkarze - kwituje Krzysztof Kotorowski.
Mimo wszystko faworytem tego dwumeczu będzie ekipa poznańskiego Lecha. To zdanie podzielają także bukmacherzy, u których za awans Kolejorza do kolejnej rundy nie da się zarobić zbyt dużych pieniędzy. - Lech zawsze jest zespołem stawianym w roli faworyta, a nasze ostatnie wyniki w Europie na pewno budzą respekt u rywali. Myślę, że w jakiejś mierze Khazar może się nas obawiać, bo wie na co nas stać - dodaje Ivan Djurdjević.
Zapisz się do newslettera