To już rok od wielkiej straty, jaką poniosła niebiesko-biała rodzina Lecha Poznań. W piątek, 13 grudnia 2023 roku zmarł Wojciech Łazarek, czyli trener stulecia Kolejorza. Przypominamy, że w naszym muzeum można oglądać wystawę poświęconą wybitnemu szkoleniowcowi. A poniżej zapraszamy na wspomnienie Baryły, jak był nazywany przez przyjaciół.
Wojciech Łazarek spędził przy Bułgarskiej równe pięć lat. Zatrudniony formalnie 1 stycznia 1980 roku, odszedł 31 grudnia 1984. Najbardziej utytułowany trener w historii Lecha i twórca jego pierwszych sukcesów.
- Nie dało się wtedy wyżyć z oficjalnej pensji trenera, więc działacze proponowali dodatkowo pół etatu. A że Lech był klubem kolejowym, zatrudniono mnie w charakterze zawiadowcy stacji. W uniformie z gwizdkiem nie chodziłem, ale raz w miesiącu jechałem do roboty na stację Poznań-Franowo - wspominał.
Na namacalny sukces czekał 2,5 roku, bo w 1982 Lech wywalczył swój pierwszy Puchar Polski po pokonaniu w finale przy Oporowskiej we Wrocławiu Pogoni Szczecin 1:0. Gola strzelił niezawodny Mirosław Okoński, który w kolejnym sezonie sięgnął po koronę króla strzelców i poprowadził Kolejorza do historycznego mistrzostwa Polski.
Panowie zawsze mieli niesamowite relacje. - Miruś, mój Miruś, co za spotkanie - szeptał do ucha najlepszemu z najlepszych, jacy kiedykolwiek występowali przy Bułgarskiej trener Łazarek, kiedy spotkali się na stuleciu Lecha. Widać było doskonale, jak wiele razem przeżyli i jak się szanowali. Łazarek na pozór grał surowego ojca, ale takiego, który kocha syna, bo wiedział doskonale, że i tak dostanie na boisku popisy piłkarskiego wirtuoza, jaki rodzi się zapewne raz na sto lat. Zresztą wiedział doskonale o wszystkich wypadach Mirka na miasto:
- Przychodziłem do klubu na trening i już portier na dole witał mnie słowami: - Mirek, trener na ciebie czeka. Wiedziałem, co się święci i że dzisiejszy trening będzie dla mnie ciężki. Przez półtorej godziny musiałem wtedy zasuwać na maksymalnych obrotach, zostać dłużej niż reszta kolegów. Mówiąc brutalnie, dostawałem wtedy niezły wycisk i czasami chciało się wręcz rzygać od wysiłku.
Lech debiutował w europejskich pucharach w 1978 roku, ale na pierwszą wygraną i awans czekał cztery lata. W 1982 roku w Pucharze Zdobywców Pucharów okazał się lepszy od islandzkiej drużyny IBV (1:0 i 3:0). Potem przegrał ze szkockim Aberdeen (0:2 i 0:1), a trenerem przeciwników był wówczas niejaki Alex Ferguson, który zresztą wywalczył w tym sezonie europejskie trofeum, a jak potoczyła się jego kariera doskonale wiemy. Dziś Sir Alex to szkoleniowa legenda. Zresztą zaprzyjaźnili się wówczas z Łazarkiem i utrzymywali kontakt, także już kiedy Polak prowadził kadrę narodową.
Rok później po wywalczeniu mistrzostwa Polski Niebiesko-Biali rozegrali jedno z najlepszych spotkań w historii. Trafili w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych na mistrza Hiszpanii Athletic Bilbao. I przy Bułgarskiej wygrali 2:0 po golach Mariusza Niewiadomskiego oraz Mirosław Okońskiego. - A mogło być nawet 5:0 - wspomina ten drugi. - Gdybyśmy tyle przegrali, to byśmy u siebie wygrali jeszcze wyżej - przekonywał szkoleniowiec Basków Javier Clemente.
W Bilbao gospodarze wygrali 4:0. Lechici rozgrzewali się na suchym boisku, zeszli do szatni, po czym murawa została mocno zroszona. Chcieli jeszcze wrócić, żeby wymienić obuwie, ale brama została już zamknięta. Ślizgający się poznaniacy nie mieli szans.
Sezon 1983/1984, czyli najwspanialszy w dziejach klubu. Jedyny w historii dublet, czyli mistrzostwo oraz Puchar Polski. Tytuł Kolejorz zapewnił w ostatniej kolejce po zwycięskim remisie u siebie z Pogonią Szczecin (1:1). Tydzień później na stadionie przy Łazienkowskiej w Warszawie Niebiesko-Biali sięgnęli po puchar, wygrywając pewnie z Wisłą Kraków 3:0 po bramkach zdobytych przez Henryka Miłoszewicza, Mirosław Okońskiego oraz Czesława Jakołcewicza.
- Jestem niesłychanie szczęśliwy, że udało nam się przejść do historii polskiego futbolu - mówił w rozmowie z Czesławem Kaliszanem z Telewizji Polskiej po końcowym gwizdku sędziego w stolicy. Lech stał się czwartym klubem - po Ruchu, Legii i Górniku - który sięgnął po podwójną koronę.
A potem były kolejne pucharowe boje, choć tutaj poprzeczka została zawieszona najwyżej jak można. Bo Kolejorz trafił na słynny Liverpool.
- Na losowanie nie można było pojechać i o tym, z kim zagramy, dowiedziałem się od dziennikarzy. Nazwa Liverpool zrobiła na mnie wrażenie. Nogi się ugięły. Gorzej nie mogliśmy trafić. Dostaliśmy od nich w dwumeczu surową lekcję futbolu. Oni biegali jak charty, które najadły się surowego mięsa. I tak przez cały mecz - to słowa trenera sprzed losowania i komentującego dwumecz.
Słynny angielski klub kilka miesięcy wcześniej wywalczył po raz czwarty Puchar Europy. Dziennikarze nawet żartowali, że trudniej The Reds pokazać wyższość w derbach Liverpoolu z Evertonem niż wywalczyć najcenniejsze trofeum w Europie. Latem 1984 Graeme Souness odszedł do Sampdorii, a zastąpił go miał John Wark z Ipswich. I stał się katem Lecha, bo w dwumeczu PEMK wbił mistrzom Polski cztery gole - zwycięskiego w Poznaniu i hat-tricka w rewanżu. Było 1:0 i 4:0 dla drużyny prowadzonej przez Joe Fagana. Rewanż był 3 października 1984, czyli dwa miesiące przed pożegnaniem trenera Łazarka z Lechem. Szkoleniowiec potem wrócił na chwilę do Lechii Gdańsk, wyjechał też do Szwecji. A latem 1986 roku został selekcjonerem reprezentacji Polski, zastępując Antoniego Piechniczka, z którym pracując jeszcze w Poznaniu miał okazję spotykać się przy okazji meczów.
Zapisz się do newslettera