- Jedziemy do rywala, który pokonał nas na naszym stadionie, ale spotkanie mogło zakończyć się innym wynikiem, ponieważ uważam, że graliśmy w tym starciu dobrze. Śląsk wykorzystał nasze błędy i odnieśli zwycięstwo - mówi przed meczem we Wrocławiu trener Dariusz Żuraw. Lech Poznań jedzie na Dolny Śląsk nie tylko po to, żeby "odkuć się" za sierpniową porażkę, ale również poprawić swój niekorzystny bilans na Stadionie Wrocław.
Od czasu otwarcia nowego stadionu we Wrocławiu, Lech rozegrał tam siedem spotkań. Bilans Kolejorza na tym boisku jest niekorzystny. Pierwszych sześciu meczów nie udało się wygrać, a przełamanie nastąpiło dopiero… w sezonie 2018/19, kiedy to zespół prowadzony wówczas przez trenera Ivana Djurdjevicia pokonał Śląsk 1:0. Decydującego gola strzelił Pedro Tiba, który umieścił piłkę w bramce Jakuba Słowika po świetnym podaniu wprowadzonego z ławki rezerwowych Kamila Jóźwiaka.
O tym, jak dużo się zmieniło od tego spotkania może jednak świadczyć inna statystyka. Tylko pięciu zawodników z tego składu ma szansę wystąpić w sobotnim spotkaniu we Wrocławiu. W wyjściowej jedenastce blisko półtora roku temu znaleźli się Thomas Rogne, Tymoteusz Klupś, Pedro Tiba, Joao Amaral oraz Christian Gytkjaer. W drugiej połowie na boisku zameldowali się wcześniej wspomniany Jóźwiak, Paweł Tomczyk oraz Tomasz Cywka.
Sobotni odnosi się więc bardziej do sierpniowego pojedynku w Poznaniu, niż tego sprzed półtora roku. Lechici po czterech miesiącach będą mieli idealną sposobność, żeby odgryźć się wrocławianom za bolesną porażkę 1:3 na własnym stadionie. To właśnie ona strąciła piłkarzy trenera Dariusza Żurawia z pozycji lidera. Teraz wygrana może sprawić, że Lech dogoni drużynę szkoleniowca Vitezslava Lavicki na jeden punkt. Stąd też, trzy "oczka" na Dolnym Śląsku mogą znacznie ułatwić pogoń Kolejorza za rywalami już we wiosennych spotkaniach.
Zapisz się do newslettera