Cztery kolejne zwycięstwa odnieśli w ostatnich czterech ligowych spotkaniach zawodnicy Lecha Poznań. W trzech z nich lechici musieli radzić sobie z niekorzystnym obrotem sytuacji na boisku, ale za każdym razem wychodzili z opresji obronną ręką. - To zasługa pewności siebie, która buduje nas w trudnych momentach naszych meczów - twierdzi skrzydłowy Kolejorza, Tymoteusz Klupś.
18. minuta domowego starcia przy Bułarskiej z Jagiellonią Białystok, Arvydas Novikovas wyprowadza gości na prowadzenie. Odpowiedź lechitów? Pięć trafień, wysoka wygrana i odrobienie trzech punktów straty do lidera. Mija pół godziny meczu w Krakowie, a to Wiślacy za sprawą Carlitosa Lopeza zadają cios jako pierwsi. Mimo to Kolejorz wywozi ze stolicy Małopolski zwycięstwo po hat-tricku Chrystiana Gytkjaera. Wyrównanie po jedynej groźnej sytuacji Górnika w ostatnią sobotę na kwadrans przed końcem? Sześć minut później Łukasz Trałka sprawia, że to ponownie gracze trenera Nenada Bjelicy mają o jednego gola więcej od rywali.
18-letni wychowanek Lecha zauważa więc nie bez powodu, że jego zespół potrafi ostatnimi czasy zareagować na boisku na chwilowe niepowodzenia w najlepszym możliwy sposób. - Nie załamujemy się po straconej bramce, nie patrzymy wtedy na wynik. Niezależnie od tego, ile zostało czasu, mamy go wystarczająco do tego, żeby rozstrzygnąć mecz na naszą korzyść - zaznacza Klupś. - Mamy też doświadczenie ze wcześniejszych spotkań, że da się tego dokonać. Czemu miałoby się nie udać teraz? - dodaje piłkarz, który w Lotto Ekstraklasie zadebiutował w lutym przeciwko Pogoni Szczecin (2:0).
- To jest niewątpliwie ogromna siła tej drużyny. Największe zespoły są w stanie odmienić losy swoich meczów, gdy się one dla nich nie układają dobrze. Nawet tracąc gola w nieszczęśliwych okolicznościach, wykonujemy jeszcze cięższą pracę i zatrzymujemy trzy punkty na swoim koncie - zauważa środkowy obrońca, Nikola Vujadinović.
W meczach z Wisłą i Jagiellonią niebiesko-biali tracili gola we wczesnych fazach tych starć. Inaczej wyglądało to w sobotnim spotkaniu z Górnikiem, gdy Damian Kądzior doprowadził do wyrównania dopiero w 75. minucie. - To była trudna sytuacja. Popatrzyłem na zegarek i zobaczyłem, że zostało nam piętnaście minut do końca. Od momentu odzyskania prowadzenia zagraliśmy to, co trenujemy i w tyłach byliśmy bardzo konsekwentni. O to chodzi w takich chwilach, żeby nie dać przeciwnikowi stworzyć pod własną bramką żadnej groźnej sytuacji - podsumowuje lewy defensor, Volodymyr Kostevych.
Zapisz się do newslettera