W ten czwartek Lech Poznań powalczy o pierwszy od pięciu lat awans do fazy grupowej Ligi Europy. Na drodze ku temu stanie lider belgijskiej Jupiler Pro League, RSC Charleroi. W jego szeregach nie brakuje ciekawych postaci i to właśnie je przedstawiamy w dzisiejszym obszernym tekście.
Francuz, który swoje życie związał z Belgią. Urodził się w Vénissieux w okręgu Lyon i to właśnie tam zaczął grać w piłkę nożną. Najpierw w Etoile Sportive de la Trinité (w klubie współpracującym z Olympique Lyon), a później dołączył do Saint-Priest, gdzie zadebiutował w piłce seniorskiej.
Następnie wyjechał do Portugalii (S.C. Espinho) i po spędzonym tam roku wrócił do Francji i podpisał kontrakt z Forbach, z którym w 2003 roku awansował do 32. finału Pucharu Francji (porażka z Lens 2:3). To dzięki bramce Belhocine udało się wyrównać wynik starcia, jednak ostatecznie ekipa obecnego trenera Royal Charleroi przegrała.
W 2005 roku rozpoczęła się belgijska przygoda Belhocine, która trwa do dziś. Najpierw występował w Excelsior Virton, gdzie był nawet kapitanem i zyskał ogromną sympatię kibiców. Na tyle dużą, że kiedy pojawiła się oferta z algierskiego ES Setif to robili wszystko, żeby zatrzymać w klubie swojego ulubieńca. W końcu Belhocine ogłosił, że zostaje w Virton, ale… nowy kontrakt nie został nigdy podpisany. Do czasu zawieszenia butów na kołku reprezentował jeszcze takie belgijskie kluby tak: Kortrijk (razem z drużyną wywalczył awans do belgijskiej ekstraklasy), Standard Liège, Waasland-Beveren oraz Gent.
Pierwsze trenerskie kroki stawiał w KV Kortrijk, gdzie był asystentem trenera. Samodzielne tę drużynę miał poprowadzić w sezonie 2016/17, jednak nie miał wtedy licencji pro, która jest wymagana na tym szczeblu rozgrywkowym. Belhocine (do 8 marca 2017 roku) był więc przez Dyrektorem Technicznym, a drużynę – na papierze – prowadził Bart van Lancker. Po niespełna siedmiu miesiącach od samodzielnego prowadzenia drużyny, objął funkcję asystenta Heina Vanhaezebroucka w RSC Anderlecht i w ekipie fioletowo-białych pracował aż do 1 lip 2019, kiedy objął Royal Charleroi.
Mecze: 40
Zwycięstwa: 24
Remisy: 10
Porażki: 6
Bilans bramkowy: 68:31
Francuski golkiper urodził się w Marsylii w 1981 roku, a swoją seniorską karierę rozpoczął… jeszcze w minionym wieku. Miało to miejsce w jego macierzystym klubie, S.C. Bastia, w którym przez kilka lat występował z Piotrem Świerczewskim. Kiedy już wskoczył na stałe do bramki tej ekipy, nie będzie przesadą stwierdzenie, że praktycznie nie przestawał bronić. Jego statystyki z CV są co najmniej niecodzienne, przynajmniej jeśli się weźmie pod uwagę liczbę występów w poszczególnych klubach:
S.C. Bastia – 194 występów, 235 wpuszczonych goli, 55 czystych kont
Valenciennes FC – 285 występów, 364 wpuszczone gole, 75 czystych kont
RSC Charleroi – 216 występów, 231 wpuszczonych goli, 72 czyste konta
Penneteau mógłby więc nieomal pochwalić się wstąpieniem do "Klubu 200" w trzech różnych ekipach. Doświadczenie? Ogromne. Poważniejsze osiągnięcia? Żadne, ale to głównie ze względu na grę w klubach nieznaczących zbyt wiele w swoich ligach. O kadrę swojego kraju się nie otarł, a jedyny występ w reprezentacji do lat 18 Francuzów zanotował w 2000 roku na Mistrzostwach Europy w swojej kategorii wiekowej.
W tych rozgrywkach broni w każdym meczu, a w żadnym z nich nie wyciągał piłki z bramki więcej niż jeden raz. Ciekawostką w jego kontekście jest liczba rzutów karnych, które miał okazję obronić w swojej karierze. Jak podaje portal Transfermarkt.pl, 39-latek stawał oko w oko z przeciwnikami w takich sytuacjach 69-krotnie. Górą wyszedł z dziesięciu takich pojedynków, w pozostałych (59) przypadkach to rywale cieszyli się ze skutecznie wykonanej "jedenastki".
Kapitan i synonim regularności. W tym sezonie sto procent możliwych do rozegrania minut spędził na murawie. W Charleroi od 2015 roku i trzeba przyznać, że miał w ekipie "Zebr" różne momenty. Swoją pozycję budował z początku ze zmiennym szczęściem, a kluczowe dla niego okazały się rozgrywki 2017/18. Wtedy to nie tylko często pomagał swojej drużynie na murawie w defensywie, ale także dodał trzy gole z przodu. W kolejnej kampanii podtrzymał solidną postawę, a w ubiegłej z kolei już został obdarzony przez szatnię opaską kapitana. Część mediów, głównie lokalnych, bardzo chciałoby go widzieć w kadrze Belgii, ale w tej swojej szansy Dessoleil jeszcze nie otrzymał.
Prawdopodobnie największy diament w szeregach naszego czwartkowego rywala. Jako jedyny jeździ na spotkania międzynarodowe kadry Belgii, na razie jeszcze młodzieżowej, ale nie ma co jej lekceważyć. Wystarczy napisać, z kim Busi spotyka się na jej zgrupowaniach. Mowa tu o zawodnikach znaczących wiele nie tylko w belgijskiej ekstraklasie w czołowych klubach, ale także piłkarzu AC Milan (Alexis Saelemaekers), podstawowym stoperze niemieckiego FC Köln (Sebastiaan Bornauw, największa nadzieja środka obrony swojego kraju) czy utalentowanym pomocniku VfB Stutgart, Orelu Mangali. Młodzieżowka Belgów spisuje się nieźle w eliminacjach do Mistrzostw Europy do lat 21 i prawdopodobnie wyjdzie z grupy 9 z pierwszego miejsca. Również dzięki Busiemu, który zanotował w tej drużynie cztery mecze i zaliczył asystę. Nominalny prawy obrońca, ale może obsadzać także drugi bok bloku defensywnego oraz zostać ustawionym nieco bliżej bramki przeciwnika.
Ma pochodzenie i paszport Madagaskaru, ale urodził się w miejscowości położonej na wschodzie Francji, przy granicy z Niemcami oraz Szwajcarią, Mulhouse. W tamtejszych ekipach juniorskich stawiał pierwsze kroki w futbolu, by w wieku 13 lat trafić do FC Sochaux. Tam się rozwinął i ukształtował, a przed trzema laty wyjechał za granicę. W Jupiler Pro League potwierdził, że nieprzypadkowo radził sobie na zapleczu swojej rodzimej ekstraklasy. W Belgii pokazuje regularnie swoje atuty, takie jak dobry przerzut, umiejętne regulowanie tempa akcji swojej drużyny, zabezpieczenie jej tyłów czy inteligentne przemieszczanie się. Postać bezcenna dla swoich trenerów, bo wykonuje pracę, którą niewielu zauważa i należycie docenia.
Próżno szukać w ekipie Charleroi piłkarza z tak bogatą karierą. Ta w jego przypadku już powoli ma się ku końcowi, a na jeden z ostatnich jej akordów Belg powrócił do ojczyzny. Chleb jadł z niejedna pieca, zaliczając m.in. grecki Olimpiakos czy francuskie FC Nantes bądź RC Lens, ale największe sukcesy święcił na własnej ziemi. Bez wątpienia zasłużył sobie na status legendy RSC Anderlechtu, ponieważ w ekipie "Fiołków" wystąpił 330 razy, zdobył 62 bramki i zanotował 40 asyst. Czterokrotny mistrz Belgii, podnosił także krajowy puchar i superpuchar. Zaawansowany wiek nie przeszkadza mu notować w dalszym ciągu podtrzymywać częstej gry. Jedna z najciekawszych person "Zebr", ale nie wiadomo, czy w czwartek spodziewać się go w wyjściowej "jedenastce". W poprzednim starciu w ramach eliminacji Ligi Europy - z serbskim Partizanem - pojawił się na murawie na zaledwie 180 sekund dogrywki, by zabezpieczyć tyły. Swoje szanse dostawał głównie w lidze, w której zdążył uzbierać w tej kampanii już ponad 500 minut.
Dość osobliwy przykład piłkarza, który na belgijskiej ziemi zakochał się w jednym klubie i jest nim właśnie RSC Charleroi. Do Beneluksu przeprowadził się w lipcu 2017 roku, wcześniej racząc swoją grą jedynie kibiców na własnym podwórku. Do Belgii wszedł z przytupem i to na tyle głośnym (16 trafień i 6 ostatnich podań w premierowym sezonie w samej lidze), że po kilkunastu miesiącach zasilił szeregi tamtejszego potentata, Club Brugge. Kwota transferu? 5 milionów euro, które biorąc pod uwagę rozmach, z jakim Irańczyk wdarł się na nowe dla siebie boiska wydawały się rozsądną ceną. W ekipie 25-krotnych mistrzów belgijskiej ekstraklasy kompletnie rozczarował, zaliczając w 14 meczach po zaledwie jednej bramce i asyście.
Co więc zrobił sam piłkarz? Wrócił na zasadzie wypożyczenia na sezon 2019/20 do ulubionej dla siebie drużyny i ponownie stanowił o jej sile. Jednym z niewątpliwych sukcesów tego klubu minionego okna transferowego było z pewnością zatrzymanie tego gracza, ponownie na zasadach transferu czasowego. Rezaei ponownie udowadnia, że jest jednym z liderów. Pokazał to nie tylko pięcioma trafieniami w lidze, ale także pięknym mierzonym uderzeniem z rzutu wolnego przeciwko Partizanowi, które ostatecznie dało awans do czwartej rundy eliminacji Ligi Europy.
W szatni Charleroi zasiada kilku reprezentantów różnych krajów, takich jak Iran (wspomniany Rezaei, ale także Ali Gholizadeh), Madagaskar (Ilaimaharitra), Bułgaria (Ivan Goranov), Macedonia Północna (Gjoko Zajkov) czy Jamajka. I to właśnie z wyspy zlokalizowanej na Morzu Karaibskim wywodzi się bardzo groźny napastnik belgijskiej drużyny. Mierzący 192 centymetry zawodnik robi użytek ze swojego wzrostu, siły, przewagi fizycznej nad rywalami, a że jest przy tym obdarzonym mocnym strzałem, problemów z pokonywaniem bramkarzy rywali w Europie nie ma. W niej pojawił się w 2017 roku, lądując w słoweńskim NK Domzale. Dwa lata (i 20 goli) wystarczyły, by ten klub zrobił się dla niego za ciasny. W premierowej kampanii w Belgii zaliczył już osiem bramek i dwie asysty, w tej natomiast może pochwalić się trzema trafieniami i dwoma ostatnimi podaniami.
Nicholson to nie typowy wysoki napastnik pozbawiony atutów poza polem karnym. Przeciwnie, obdarzony jest sporą szybkością, potrafi włączyć się do budowania akcji, rozegrać piłkę w kierunku bocznych sektorów, a także samemu w tej części boiska odnaleźć się z powodzeniem. Pod bramką rywala także nie zawsze wybiera wariant siłowy, a dzięki dość przyzwoitej technice jak na swój wzrost umie finalizować akcje na wiele sposobów.
Zapisz się do newslettera