Mimo że sympatycy polskiej piłki spoza Poznania często mylą go z niegdysiejszym kandydatem na prezydenta Białegostoku, to jest szansa, żeby w przyszłości pierwszym skojarzeniem z nazwiskiem Kononowicz był ligowy super snajper. Według niejednego trenera ma zadatki do takiej roli.
Popularny Konon" urodził się w Świebodzinie (województwo lubuskie), ale szybko wraz z całą rodziną przeprowadził się do oddalonej o około 100 kilometrów Szprotawy. Właśnie w tym prowincjonalnym 13-tysięcznym miasteczku rozpoczął swoją przygodę z piłką, zapisując się do klubu piłkarskiego Sprotavia Szprotawa. W piłce nożnej zakochał się już jednak wcześniej, ale fakt, że trafił do klubu w wieku 8 lat, sprawił, że w czasach szkoły podstawowej bieganie za futbolówką było dla niego najważniejsze na świecie.
- Faktycznie, nie widziałem poza tym nic więcej, dlatego można powiedzieć, że futbol zajmował od początku bardzo wiele miejsca w moim życiu - wspomina Maciej Kononowicz.
W Sprotavii trenował sześć lat. Miejscowy klub był bardzo mały. Drużyna seniorów grała z reguły w lidze okręgowej, choć na dwa sezony awansowała do IV ligi.
- Nauczyłem się tam najprostszych rzeczy dotyczących piłki, ale nic więcej - mówi. - Żeby dalej myśleć poważnie o futbolu jako mojej przyszłości, konieczny był jakiś impuls.
NA GŁĘBOKIEJ WODZIE
Z jednej strony ciężko było o niego w malutkiej Szprotawie, z drugiej Maciej w 2002 roku miał dopiero 14 lat. Mimo tego z jasno określonym celem zdecydował się na ryzykowny i trudny krok - wyjazd z domu rodzinnego do Zielonej Góry. Trafił zatem do UKP Zielona Góra - jednej z najlepszych szkółek piłkarskich w regionie, utworzonej w 1998 roku przez Piotra Żaka. Właśnie pod jego trenerskimi skrzydłami wylądował dzisiejszy zawodnik Lecha.
- Przekazano mi tam naprawdę wiele z piłkarskiego rzemiosła - przyznaje. - Szkolenie stało na znacznie wyższym poziomie, niż w moim dotychczasowym klubie, ale szybko przystosowałem się do tego poziomu. Dziś wiem, że podjąłem właściwą decyzję, bez której z całą pewnością nie zdołałbym się przebić.
Musiał jednak poczynić wiele wyrzeczeń, by po latach zasmakować jakichkolwiek efektów. Od pierwszej klasy gimnazjum mieszkał w internacie - bez rodziców, bez najbliższych przyjaciół, nie jeden raz z poczuciem osamotnienia, rzucony na głęboką wodę. Niemało trudu kosztowało go także połączenie intensywnych treningów ze szkołą.
Już w Zielonej Górze zaznał pomniejszych sukcesów w turniejach młodzieżowych. Najważniejszych wydarzeniem był jednak Nike Cup - nieoficjalne mistrzostwa Polski trampkarzy starszych - zwłaszcza ze względu na skutki udziału w nim. Jego zespół wywalczył wprawdzie szóste miejsce, ale sam Maciej został zauważony przez wronieckich skautów. Po pół roku przyjechał na testy do Amiki, które zakończyły się dla niego sukcesem i przyjęciem do kuźni talentów klubu z pierwszoligową drużyną. To był kolejny przełom na jego drodze do ekstraklasy. Ale wtedy od dawna nie było wątpliwości, że ma nieprzeciętny talent. Już jako zawodnik UKP Zielona Góra był sprawdzany w reprezentacji młodzieżowej trenera Zamilskiego, ale pierwszy raz wybiegł na boisko z orłem na piersi jako piłkarz Amiki Wronki.
WSPINACZKA
Jego pobyt we Wronkach zaczął się najlepiej jak mógł. Drużyna juniorów młodszych Amiki, w której występował, zdobyła wicemistrzostwo Polski. Konon" mógł się poszczycić koroną króla strzelców turnieju, czym udowodnił trenerom, że nie jest żadnym szaraczkiem i nie pomylili się sprowadzając go do klubu.
- Bardzo miło wspominam tamten sezon, bo pojawiłem się w nowym miejscu w którym mi się podobało, poznałem wielu nowych ludzi, a do tego dobrze mi szło - od razu osiągnąłem pewne sukcesy, czym przekonałem do siebie szkoleniowca - dodaje Maciej.
Trenerzy zawsze dostrzegali w nim jakiś talent. Zwykle jedynie przez pierwsze kilka miesięcy trenował z rówieśnikami. Szybko był przenoszony do grupy starszych kolegów.
- Jakoś tak wychodziło, że uczyłem się wszystkiego szybciej niż pozostali - twierdzi.
Dzięki zdobyciu korony króla strzelców otrzymał możliwość odbycia treningów z pierwszą drużyną Amiki, która w tym czasie była czołowym zespołem w polskiej ekstraklasie! Miał jedynie 17 lat, a już pojawiła się możliwość podglądania warsztatu tych najlepszych. Z pewnością miało to poważny wpływ na jego rozwój.
- Było to dla mnie przeogromnym przeżyciem. Nie ukrywam, że przeżyłem lekki szok. Trenowałem przecież między innymi z Jackiem Dembińskim!
W drugim sezonie spędzonym w Wielkopolsce (2005/06) jego drużyna nie zakwalifikowała się do mistrzostw Polski, ale Maciej miał za to okazję częściej trenować z trzecioligowymi rezerwami Amiki.
- Najbardziej udany był trzeci rok. Wywalczyliśmy mistrzostwo Polski juniorów starszych 2007. Znowuż zostałem królem strzelców i tym przemiłym akcentem zakończyłem przygodę w Amice Wronki.
NIEBIESKO-BIAŁY
To największy sukces jaki można osiągnąć w juniorskiej piłce. Nic dziwnego, że skoro był najlepszym strzelcem najlepszej drużyny młodzieżowej w kraju, trafił do Lecha. Franciszek Smuda nie wahał się długo, by zaprosić go na trening pierwszej drużyny Kolejorza", ponieważ juniorzy starsi Amiki przestali istnieć, a utworzono zespół Lecha w Młodej Ekstraklasie, Kononowicz stał się w stu procentach niebiesko-białym, trenując w pierwszej drużynie, a występując z reguły w Młodej Ekstraklasie lub Pucharze Ekstraklasy. Ale zaliczył również króciutki epizod w Orange Ekstraklasie.
- Trafienie do Lecha z pewnością w jakimś stopniu zmieniło moje życie, choć od najmłodszych lat byłem przygotowywany do gry w dorosłej piłce i grałem z myślą o wystąpieniu w niezłym klubie.
Maciej ma się od kogo uczyć w Lechu, gdzie występuje wielu bardzo doświadczonych zawodników.
- Nie ukrywam, że to dla mnie niezwykle ważne - opowiada. - Istotne dla mnie jest również, że Poznań to miejsce, gdzie futbol ciągle rośnie w siłę. Tutaj są perspektywy sukcesu i wszyscy w tym klubie chcą do niego wytrwale dążyć. To wszystko sprawia, że czuję się tu bardzo dobrze. Cieszę się, że klubowi trenerzy pokładają we mnie nadzieje, a dzięki temu każdy trening, każdy sparing jest dla mnie bardzo ważny. Zawsze jestem zdeterminowany, by pokazać im, że zrobiłem krok do przodu.
Mało kto wie, że zaczynał jako środkowy pomocnik. Później grał na prawym skrzydle, ale w końcu wylądował w pierwszej linii. Sam twierdzi, że jego największe atuty to drybling i szybkość, a te cechy przydają się zwłaszcza właśnie z przodu. Jego idolem w dzieciństwie był Brazylijczyk Ronaldo, któremu przyglądał się przy każdej możliwej okazji. Może dlatego właśnie został ostatecznie napastnikiem?
- Kiedy ogląda się te największe widowiska w telewizji, marzenia są coraz większe, coraz to bardziej chce się je doprowadzić do realizacji - uważa najmłodszy napastnik w kadrze pierwszego zespołu Lecha. - Cieszy mnie to, że powoli spełniają się moje dawne marzenia, które kilka lat temu wydawały się nierealne. Oczywiście w pewnym procencie, bo krótki epizod w polskiej pierwszej lidze nie jest szczytem moich marzeń, ale to piękne, gdy coś niegdyś tak odległego staje się rzeczywistością.
Marcin Gościniak
Zapisz się do newslettera