Gdy po dwóch latach gry na niższym szczeblu Lech powrócił do piłkarskiej elity, w Poznaniu wybuchła prawdziwa euforia. Sezon 2002/03 był jednak dla niego ciężką przeprawą, ale i też przetarciem przed kolejnym, znacznie bardziej udanym w jego wykonaniu. Czas ten wspomina Grzegorz Hałasik, dziennikarz Radia Poznań.
Awans do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce był traktowany w Poznaniu niemal jak zdobycie mistrzostwa Polski. Po zwycięstwie z płocczanami, wtedy jeszcze noszącymi nazwę Orlen Płock, na Starym Rynku zorganizowano fetę, a piłkarze przejechali przez miasto autokarem. Atmosfera była niesamowita, jednak te późniejsze zderzenie z ligą okazało się może nie bolesne, ale bardzo rozczarowujące. Zdarzenia, które nastąpiły w tym czasie pokazały różnicę istniejącą pomiędzy "ekstraklasą" a niższą ligą. Wielu zawodników zostało przez nią zweryfikowanych. Ci, którzy na dobrą sprawę chwilę wcześniej walczyli o utrzymanie w ówczesnej drugiej lidze, po roku walczyli o awans. Po nim zaczęły się schody i większość z nich musiała rozstać się z Kolejorzem. Kilku młodych perspektywicznych rzecz jasna osiągnęło z nim sukcesy, jednak pozostali musieli szukać dla siebie nowych pracodawców. Nie ukrywam, że mam wielki sentyment do drużyny, który zapracowała na ten powrót do pierwszej ligi.
Lech w tamtym sezonie miał problem ze zdobywaniem bramek. Marudziliśmy nawet na remis 0:0 z Legią, choć był to dla nas – beniaminka - dobry wynik. Wydawało się, że Lech może i będzie miał problemy na wyjazdach, ale przynajmniej będzie wygrywał u siebie. Przychodziło jednak spotkanie takie jak to z GKS-em Katowice, gdzie przegraliśmy 0:1. Na stadionie zasiadły tłumy ludzi. Wszyscy byli pełni nadziei, że Kolejorzowi uda się w końcu ruszyć i takie rozczarowanie. Ten mecz uświadomił mi, jaka różnica istnieje pomiędzy dwoma ligami i że będzie to ciężki sezon. W pamięci pozostało mi również wspomniane już spotkanie z warszawiakami. Na boisku toczyła się prawdziwa walka i szczęście udało nam się uniknąć porażki. Media, jeszcze przed meczem, próbowały podgrzać trochę atmosferę wokół tego pojedynku. "Ekstraklasa" po prostu na tego Lecha czekała. Wszyscy wiedzieli jaki jest nim zainteresowanie w drugiej lidze i znali jego wkład w historię futbolu.
Lech jako beniaminek nie był typowany na faworyta rozgrywek czy do walki o puchary, choć wielu zapewne tak chciało. Liczono jednak, że nas wszystkich zaskoczy. Pomocy miał być w tym potencjał Poznania jako miasta. Pomimo że początek sezonu pokazał, że będzie mu w tej lidze ciężko, mecz z Legią próbowano "nakręcać", choć faworycie byli wtedy gdzieś indziej. Po zakończeniu spotkania poczuliśmy ogromną ulgę. Z drugiej strony narzekano, że znów skończyło się bez goli. Kolejny remis powiększył niedosyt. Lecha nie było jednak wtedy stać na piłkarzy, którzy kreowaliby i zdobywali bramki seriami. Jeszcze jesienią do stolicy Wielkopolski powrócił Bartosz Bosacki. Wiosną z kolei próbowano transferów na miarę tej najwyższej ligi pomimo, że finanse nie pozwalały na wielkie szaleństwo. Obraz gry nie uległ jednak wielkiej zmianie. Ten sezon należy uznać za przetarcie i powolne dostosowanie się do nowych realiów. Na dobrą sprawę dokonać tego udało się dopiero w kolejnej kampanii.
Największe wrażenie z beniaminków, którzy pojawili się w ekstraklasie w ostatnich latach zdecydowanie zrobił na mnie Górnik Zabrze. Grał na świeżości, młodości i entuzjazmie. Trzeba przyznać, że była to dobra drużyna. Wisła Płock, która również powróciła w ubiegłym roku zaprezentowała się bardzo dobrze i do końca walczyła z górnikami o europejskie puchary. Przez tych kilka lat trochę się zmieniło i te różnice pomiędzy czołowymi zespołami są mniejsze. Historia zna wiele drużyn, która w swoim pierwszym sezonie występów w najwyższej klasie rozgrywkowej robiły prawdziwą furorę. Nie każdy musiał przechodzić aklimatyzację, taką jak Lech w kampanii 2002/03. Zabrzanie zostali mistrzami jesieni, nie wspominając już o Ruchu Chorzów, który jako beniaminek sięgnął po ostateczne zwycięstwo. Zwykle takie drużyny weryfikują jednak kolejne rozgrywki. W tym miejscu wymienię jeszcze Zagłębie Lubin, jednak jego spadek w 2014 roku należy uznać za dziwny zbieg okoliczności.
Zapisz się do newslettera