W sezonie 2008/2009 ostatnią przeszkodą Lecha Poznań w drodze do fazu grupowej Pucharu UEFA była Austria Wiedeń. Pierwsze spotkanie wygrali Fioletowi, którzy wygrali 2:1. Rewanż dostarczył kibicom wielu emocji, a gol ze 120. minuty Rafała Murawskiego dający awans wspominany jest do dzisiaj.
Wracając do Poznania po tym pierwszym spotkaniu w Wiedniu zdawaliśmy sobie sprawę, że różnica jednej bramki stawia nas w niezłej sytuacji przed rewanżem. Wiedzieliśmy, że na naszym boisku niejeden thriller stworzyliśmy w postaci tego, że graliśmy do ostatniego gwizdka sędziego z pełną determinacją, czasami goniąc wynik, a czasami brnąć po kolejne gole. Tak też było w tym dwumeczu, bo różnie się ten mecz układał. Cały czas bramka za bramkę, ale my wierzyliśmy, że jesteśmy w stanie odrobić ten niekorzystny rezultat i przechylić szalę na naszą korzyść. I tak się stało przy pełnym stadionie kibiców, niesieni fajną atmosferą z trybun. Przy naszej determinacji i poczuciu własnej wartości i siły jaką prezentowaliśmy wcześniej zdołaliśmy strzelić gola w 120. minucie i awansować dalej.
Na przerwę schodziliśmy przy wyniku 1:0, był to rezultat, który dawał awans. Zdawaliśmy sobie jednak sprawę, że tego awansu chce również drużyna Austrii Wiedeń. Mecz nie kończy się po 45 minutach, jak się później okazało także nie po 90. Na pewno było to trudne spotkanie i losy awansu ważyły się cały czas, raz na naszą szalę, raz na szalę zespołu przyjezdnego. Ta rywalizacja cały czas była na styku czy to dla nas, czy dla Austrii. Myślę, że wiedeńczycy grali z trochę większym poczuciem, że kontrolują to spotkanie, aczkolwiek nam się udało w tej ostatniej akcji meczu strzelić gola i to był na pewno rollercoaster przez pełnie 120 minut.
Jeszcze takiego meczu nie grałem, gdzie zdobywa się bramkę w ostatniej minucie. Jeśli chodzi o 90 minut w spotkaniach ligowych to takie coś się zdarzało, ale w rywalizacji o taką stawkę, gdzie dogrywka decyduje o tym czy będziemy grać dalej w Pucharze UEFA to takiego czegoś wcześniej nie przeżyłem. W głowie całej drużyny, ale pewnie też kibiców Lecha Poznań zostanie on trwale w pamięci. Najważniejsze, że zostało to wszystko zakończone happy endem.
To był mecz, który umożliwił nam przeżycie fajnej przygody w Pucharach. Po wyjściu z grupy graliśmy z Udinese i to również było spotkanie na styku. Niestety trochę wtedy zabrakło, ale każdy z nas wewnętrznie czuł się silny. Jako drużyna tworzyliśmy fajny kolektyw i ten nasz mental był również na wysokim poziomie. Wiedzieliśmy, że jesteśmy mocni i wielu z nas miało wtedy możliwość dostawania powołań do reprezentacji. Ta wewnętrzna siła każdego zawodnika była na optymalnym poziomie.
Zredagował Adrian Garbiec
Zapisz się do newslettera