Od 5 sierpnia tego roku czeka Lech Poznań na zwycięstwo na wyjeździe w spotkaniu Lotto Ekstraklasy. Smak regularnych triumfów na obcych boiskach pamięta doskonale obecny trener bramkarzy drugiego zespołu Kolejorza, Dominik Kubiak, który w sezonie 2012/13 znajdował się w sztabie szkoleniowym pierwszej drużyny Lecha. Wtedy to niebiesko-biali zapisali na swoim koncie najdłuższą w swojej historii serię wygranych z rzędu na terenie rywala, wygrywając w takich pojedynkach dziesięć razy z rzędu.
Podstawą naszej udanej serii wyjazdowej z sezonu 2012/13 była dobra gra w obronie. Nie tylko potrafiliśmy wygrywać na obcym terenie z dużą regularnością, ale przede wszystkim traciliśmy w tych meczach bardzo mało bramek. Stąd zwyciężaliśmy często nawet i skromnie 1:0, bo wiedzieliśmy, że z przodu zawsze wykreujemy sobie groźne sytuacje, a tym samym czyste konto dawało nam komplet punktów.
Jest coś takiego w futbolu ciężkiego do zbadania, ale nie można tego pomijać. Mówię tutaj o czynniku szczęścia, któremu oczywiście trzeba pomóc, ale my na pewno potrafiliśmy to zrobić. Często pomagali nam w tamtym czasie także bramkarze, Jasmin Burić oraz Krzysztof Kotorowski. Ten pierwszy uratował nam chociażby punkty w Krakowie z Wisłą, gdzie przy stanie 1:0 popisał się kapitalną interwencją i przyczynił się do naszego zwycięstwa. Golkiper to zawsze jedna z układanek gry obronnej, po to jest, żeby w takich momentach pokazać się z dobrej strony. Fajnie, że potrafiliśmy wtedy otworzyć wynik meczu, ale w późniejszej części meczu zawsze jako cały zespół umieliśmy ten wynik odpowiednio obronić i zasługę w tym miał także bramkarz, który zatrzymywał rywali w tych najbardziej newralgicznych chwilach.
Dla kibiców najważniejsza jest piękna gra, ale końcowa tabela bardzo często kształtuje się po takich ciężkich, czasem brzydkich spotkaniach, w których zespół musi zapunktować. Rodzi się wtedy atmosfera, pewność siebie no i poczucie, że zawodnicy są mocni. To wszystko nam towarzyszyło we wspominanych rozgrywkach, kiedy jechaliśmy na wyjazd ze świadomością, że rośniemy z meczu na mecz.
Trzeba pamiętać o jednej rzeczy: nawet jeśli z różnych przyczyn nie strzeli się gola na terenie przeciwnika, ale przy okazji się jej nie straci, nie schodzi się z boiska jako przegrany. Można powiedzieć, że to tylko punkt zdobyty z niżej notowanym rywalem. Na początku to tylko jedno "oczko", które nie ma znaczenia w danym momencie, ale na koniec sezonu może nabrać już olbrzymiej wagi.
Oczywiście, łatwiej jest, gdy szybko pokonuje się bramkarza rywali i obejmuje prowadzenie, szczególnie grając w Lechu Poznań. Ja przypominam sobie pamiętne słowa trenera Rumaka, który na przedmeczowych odprawach podkreślał jedno: "Możemy strzelić gola w pierwszej minucie, możemy pod koniec pierwszej połowy, ale może udać nam się to również w doliczonym czasie gry". Drużyna często słuchała tych słów, dlatego tak często pragnął zapisać trafienie na swoim koncie do samego końca. W taki też sposób, dzięki tym późno zdobytym bramkom, odnieśliśmy za jego czasów bardzo dużo wygranych.
Zapisz się do newslettera