Co w odczuciu Jakuba Wilka było najpiękniejsze w jego karierze? Jak zawodnicy Lecha Poznań podchodzili do rozstrzygającego losy tytułu meczu z Zagłębiem? Co przed tym spotkaniem zakładał sam "Wilczek"? O atmosferze towarzyszącej wydarzeniom z maja 2010 roku opowiada wychowanek Kolejorza, Jakub Wilk.
15 maja 2010 roku stanęliśmy przed szansą przejścia do historii. Do zdobycia pierwszego po siedemnastu latach mistrza Polski wystarczyło nam pokonać przy Bułgarskiej Zagłębie. Tak się złożyło, że mało brakowało, a tych emocji… nie byłoby w ogóle! Cztery dni wcześniej graliśmy do końca z Ruchem w Chorzowie i w ostatnich minutach wyszarpaliśmy wygraną, a rywalizująca z nami o tytuł Wisła Kraków straciła w końcówce punkty w derbach. Nie ma co ukrywać, te wydarzenia były niesamowitym bodźcem i znakiem dla nas, że los po prostu chce, żebyśmy to my wygrali mistrzostwo.
Przez te cztery dni poprzedzające mecz z Zagłębiem każdy miał gdzieś z tyłu głowy, że to jest to jedyne, najważniejsze, decydujące o losach całego sezonu spotkanie. W końcu ludzie w Poznaniu, wszyscy kibice, czekali na ten sukces tyle lat. Ja w rozmowach ze znajomymi w ogóle nie zakładałem, że my możemy tego ostatniego starcia nie wygrać. W drużynie panowała mega pozytywna atmosfera wyczekiwania, nikt nie miał złych myśli. Oczywiście, w piłce może wydarzyć się wszystko, ale nikt nie zaprzątał sobie tym głowy, wiedzieliśmy, że wtedy akurat mogło wydarzyć się jedno, czyli nasze zwycięstwo.
Na boisku pojawiłem się dopiero w drugiej połowie, ale nawet zza bocznej linii dało się odczuć, że to szczególny dzień. Wtedy przy Bułgarskiej otwarte były tylko obie trybuny za bramką, ale już na długo przed pierwszym gwizdkiem były one wypełnione do ostatniego miejsca. Tamto spotkanie ustawiła trochę bramka samobójcza gości, chyba każdy na stadionie odetchnął z myślą, że tego się już nie da zepsuć. Tak miało być i tak się ułożyło, zgodnie z planem. Na 2:0 strzelił "Lewy" i stało się jasne - mistrz po siedemnastu latach wraca do Poznania.
A po meczu wiadomo, wielka feta na Starym Rynku. Wszyscy wiemy, jak kibice żyją piłką nożną w Poznaniu, dlatego panowała niesamowita atmosfera, po prostu szał! Każdy z nas stojący nieco z boku, patrząc na to wszystko, naszych kibiców, po prostu się cieszył. To było spełnienie całego roku, przygotowań do ligowych starć, naszej walki, ale i starań naszych kibiców, którzy zawsze dopingowali nas od początku do końca. To także dzięki nim wiosną wygraliśmy wszystkie mecze przy Bułgarskiej.
Dla mnie jako poznaniaka i wychowanka Kolejorza tamto mistrzostwo było takim kolejnym dopełnieniem marzeń. Rok wcześniej wygraliśmy Puchar Polski, graliśmy z powodzeniem w europejskich pucharach, a teraz dochodził do tego tytuł! Najpiękniejsze było to, że to wszystko się udało zdobyć właśnie z Lechem, dokładnie tak, jak chciałem od samego początku.
Zapisz się do newslettera