Po ostatnim meczu tego roku piłkarze Kolejorza rozjadą się do swoich domów, żeby razem z rodzinami świętować Boże Narodzenie. A jak wyglądała przerwa świąteczna trzydzieści lat temu? O tym w ramach cyklu "Jeden Klub Tysiąc Historii" wspomina drugi trener Lecha Poznań, Dariusz Skrzypczak.
W ostatnim spotkaniu 2019 roku zmierzymy się z Arką Gdynia. Może obecnie trudno w to uwierzyć, ale rywalizacja z tą drużyną jest dla mnie czymś nowym. Wynika to z tego, że na przełomie lat 80-tych i 90-tych, kiedy ja reprezentowałem barwy Kolejorza, Arka była klubem balansującym między drugim, a trzecim poziomem rozgrywkowym i nigdy nie zmierzyłem się z nimi w ekstraklasie. Po tym ostatnim spotkaniu rozpoczniemy przerwę świąteczną i ja na ten czas wracam do Szwajcarii, jednak w czasach kiedy byłem piłkarzem początek przerwy między rundami wyglądał zupełnie inaczej.
Trzydzieści lat temu kończyliśmy grać w piłkę, kiedy jeszcze nikt nawet nie myślał o świętach Bożego Narodzenia. Ostatni mecz mieliśmy najczęściej w połowie listopada, ale oczywiście nie było tak, że od ranu mieliśmy wolne. Najpierw zaplanowane było z dwa tygodnie roztrenowania. Jednak wtedy już trenowaliśmy co drugi dzień, a nawet rzadziej. Po tym czasie mieliśmy już "wakacje", czyli najczęściej był to cały wolny grudzień i do treningów wracaliśmy na początku stycznia, zazwyczaj zaraz po Nowym Roku. Jednak znowu zaczynaliśmy grać później, niż obecnie, dlatego okres przygotowawczy trwał czasem dwa i pół miesiąca. Jakbym miał ocenić kiedy było lepiej pod tym względem, to powiedziałbym, że obecnie. Zarówno dla nas trenerów, jak i samych zawodników. Teraz więcej gra się w piłkę, a wtedy najłatwiej jest utrzymać formę.
Tak jak powiedziałem grudzień mieliśmy wolny i najczęściej w tym czasie każdy spędzał czas po swojemu, czyli zazwyczaj poza drużyną. Wtedy właśnie był czas dla rodziny, czas wyjazdów na wakacje, czy np. na narty. Nawet nie kojarzę, żeby było coś takiego jak Wigilie klubowe. Nie było takiej tradycji, bo w momencie kiedy wszyscy byli na miejscu w Poznaniu, to było jeszcze zdecydowanie za wcześnie na taką imprezę. Jednak w tamtym czasie regularnie organizowane były różne bale piłkarzy, sportowców, czy nawet wewnątrz klubu tylko dla jego pracowników. Podczas takich wydarzeń cały zespół szalał na parkiecie i właściwie trudno byłoby mi wyróżnić kogokolwiek jako tego najlepszego w tańcu. Tak naprawdę z "królem podrywu" też miałbym problem, ponieważ wielu z nas było już wtedy żonatymi, ale oczywiście była charakterystyczna grupa kawalerów. Jeżeli chodzi o tego najlepszego podrywacza, to mogę powiedzieć na koniec, że na pewno nie byłem nim ja.
Plan na najbliższe godziny jest wszystkim dobrze znany. Trzy punkty z Arką i wtedy w spokoju możemy udać się na świąteczny wypoczynek, żeby spędzić ten czas z naszymi rodzinami. Trzeba naładować baterie, ponieważ jest to konieczne do tego, żeby w nowym roku wrócić z dużymi pokładami energii, które przydadzą się w walce o najwyższe cele w tym sezonie.
Zapisz się do newslettera