W naszym cyklu przedstawiającym zawodników Lecha Poznań debiutujących na zagranicznym zgrupowaniu nadszedł czas na Bartosza Bartkowiaka. Od kiedy Kolejorz jest w jego sercu? Jakie widzi różnice między piłką juniorską, a seniorską? Czy zaproszenie na treningi pierwszego zespołu go zaskoczyło? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższego wywiadu.
Pochodzisz z miasta, któremu bliski jest Lech Poznań, czyli Środy Wielkopolskiej. Kolejorz był obecny w twoim życiu od najmłodszych lat?
- Odkąd pamiętam kibicowałem Lechowi. Tata często zabierał mnie na mecze na stadion przy Bułgarskiej. W pamięci mam szczególnie spotkania z Legią, bo wszyscy dobrze wiemy jaka towarzyszy im otoczka i jaka jest atmosfera na trybunach. Na pewno te starcia można o wiele lepiej zapamiętać, niż pojedynki z przeciętnymi rywalami. A dodatkowo jak miałem sześć lat pojechałem na pierwsze testy do klubu i już podczas tamtego naboru dostałem się do drużyny. W tamtych czasach zdarzało mi się wyprowadzać piłkarzy Lecha na mecz i to od razu powoduje, że twoja wyobraźnia zaczyna pracować. Widzisz zawodników w szatni, nakładasz koszulkę tak jak oni - jest to naprawdę coś fajnego. Chcesz być na ich miejscu.
Ale z tego co wiem później przez kilka lat trenowałeś w Polonii Środa Wielkopolska?
- Tak, w Lechu byłem do trzeciej klasy szkoły podstawowej. W tamtym czasie ruszyły szkoły patronackie i musiałbym w takim wypadku codziennie dojeżdżać do Poznania. Wcześniej jeździłem z rodzicami na treningi pociągiem. Działo się to kilka razy w tygodniu, ale codzienne pokonywanie tej trasy było niemożliwe. Dlatego zacząłem trenować w miejscowej Polonii i do Lecha wróciłem w drugiej klasie gimnazjum.
Czyli tak samo jak Kuba Karbownik.
- Zgadza się, ale ja jeszcze przez dwa lata byłem w Poznaniu i dopiero do liceum trafiłem do Wronek.
Jak to się stało, ze wróciłeś do Lecha?
- Wydaje mi się, że przez ten czas kiedy byłem w Polonii byłem cały czas monitorowany. Regularnie pojawiałem się na zjazdach kadry WZPN-u. Raz nawet zdobyliśmy mistrzostwo. Wydaje mi się, że cały czas prezentowałem odpowiedni poziom i dlatego cały czas mieli mnie w pamięci. Poza tym ta kadra wyglądała tak, że 3/4 chłopaków to byli zawodnicy Lecha, a więc łatwo można było zapamiętać tych z innych zespołów.
Co byś uznał za swój największy sukces w Kolejorzu w czasach juniorskich?
- Myślę, że zdecydowanie wybrałbym mistrzostwo Centralnej Ligi Juniorów po dwumeczu z Cracovią. W końcu zdobyliśmy ten tytuł dla klubu pierwszy raz po dwudziesty trzech latach. Mieliśmy wtedy naprawdę dobrą "bandę" i może zabrzmi to nieskromnie, ale w szatni mówiliśmy, że ten sukces przyszedł nam tak jakoś łatwo. Strasznie szkoda, że nie wyszło nam w młodzieżowej Lidze Mistrzów, bo mogła być to naprawdę super historia. Na boisku było widać różnicę między nami, ale równocześnie pozostawał lekki niedosyt, bo w tym pierwszym meczu w Berlinie mieliśmy swoje sytuacje. Sam miałem jedną niezłą, ale niestety czegoś zabrakło.
Kolejnym etapem była gra w rezerwach. Zaskoczyło cię, że tak szybko zacząłeś regularnie grać w seniorach?
- Od początku bardzo stawiał na mnie trener Żuraw, ponieważ wtedy był jeszcze szkoleniowcem drugiej drużyny. Widać było, że sztab szkoleniowy chciał stawiać na młodych zawodników i w momencie, kiedy ktoś pokazywał jakość na boisku, to bez problemu mógł liczyć na kolejne szanse.
Czułeś różnice między piłką juniorską, a seniorską?
- Oczywiście, od razu widać różnicę w szybkości, tempie, czy jakości gry. Sama trzecia liga też ma swoje cechy i wiemy jak to wygląda. Tam trzeba być naprawdę dobrze przygotowanym fizycznie. Co innego jest mierzyć się z rówieśnikami, a czym innym z o wiele starszym przeciwnikiem. Trzeba cały czas pracować nad tym elementem.
Jak odebrałeś zaproszenie na treningi pierwszego zespołu?
- Było to dosyć dużą niespodzianką. Mieliśmy wolne w rezerwach i dostałem informację od trenera Rafała Ulatowskiego, że mam pojechać na badania w Poznaniu i będę brał udział w treningach pierwszego zespołu. Otrzymałem rozpiskę i starałem się odpowiednio do nich przygotować. Ostatecznie, w cztery osoby, zaczęliśmy przygotowania z pierwszym zespołem. Jest to świetne uczucie i nie będę ukrywał, że najlepiej byłoby tu zostać.
Ile dla ciebie, jako chłopaka związanego z Lechem od wielu lat, znaczy ta szansa trenowania z pierwszym zespołem?
- Dla mnie jest to coś wspaniałego, ponieważ od wielu lat powtarzam, że moim marzeniem jest zagranie w Kolejorzu. Jednak na samym początku mówiłem, że kiedyś na mecze jeździłem z tatą i tak naprawdę czasami mi się wydaje, że tacie zależy na tym jeszcze bardziej niż mi. Strasznie pcha mnie do tego, żebym pracował jak najwięcej i oczywiście życzy mi szczęścia.
Jak odbierasz zgrupowanie w Belek, ponieważ dla ciebie to pierwsza okazja do udziału w zagranicznym obozie?
- W ogóle jest to mój pierwszy jakikolwiek obóz od chyba pięciu lat, bo ostatni na jakim byłem był jeszcze w juniorach. Jest to bardzo dobra opcja w trakcie okresu przygotowawczego. Mamy po dwa treningi dziennie, wszystko czego potrzebujemy jest na miejscu, mamy idealne boisko do swojej dyspozycji, a więc pozostaje trenować.
Za nami pierwszy sparing i jak wiemy miałeś w nim sytuację bramkową, w której zabrakło zimnej krwi, którą np. miałeś strzelając gola Elanie Toruń w rozgrywkach II ligi.
- Rzeczywiście można tak powiedzieć, ale na pewno to będzie dla mnie kolejna nauka, którą muszę odpowiednio wykorzystać. Dla mnie to nowe doświadczenie, gra się tutaj zupełnie inaczej i trzeba być na boisku zdecydowanie bardziej odpowiedzialnym.
Jakie masz oczekiwania wobec wyjazdu do Turcji i tego co wydarzy się później?
- Wiemy, że jest to dla nas, chłopaków z rezerw, szansa. Wiemy też, że Lech stawia na młodych zawodników, a więc oczekiwania są chyba jasne. Jeżeli się nie uda to wracamy do pracy w rezerwach i ciągle dążymy do tego, żeby tutaj trafić.
Rozmawiał Mateusz Jarmusz
Zapisz się do newslettera