Trzy mecze, trzy zwycięstwa, jedenaście goli strzelonych, zero straconych - taki jest bilans Lecha Poznań w obecnym sezonie w europejskich pucharach. Od awansu do fazy grupowej Ligi Europy dzieli Kolejorza zaledwie jedno wygrane spotkanie. W czwartek wieczorem wyłoniony zostanie rywal w 4. rundzie eliminacji. Od godziny 19:00 belgijski Royal Charleroi SC rywalizować będzie z serbskim Partizanem Belgrad.
Lechici będą mogli wygodnie zasiąść przed telewizorami i obejrzeć starcie, które wyłoni przeciwnika dla nich. Dyskusje o tym, z kim chcieliby się zmierzyć, były jeszcze na gorąco w Nikozji po zakończeniu rywalizacji z Apollonem Limassol (5:0). - Już w szatni wymienialiśmy uwagi - uśmiecha się obrońca poznańskiego klubu, Lubomir Satka. - Zdecydowana większość mówiła, że fajnie byłoby zagrać z Partizanem. Ale jednak faworytem dla nas jest Charleroi. Wystarczy spojrzeć na tabelę ligi belgijskiej. Wystartowali kapitalnie, wygrali wszystkie mecze. Myślę, że dadzą sobie radę z Serbami - przewiduje słowacki stoper.
W podobnym tonie wypowiada się Jakub Kamiński. - W piłce wszystko jest otwarte, różne rzeczy się dzieją, ale jednak faworytem jest dla mnie Charleroi - mówi skrzydłowy, który strzelił na Cyprze jednego z goli dla Kolejorza. Dla Belgów będzie to pierwszy w tym sezonie występ w europejskich pucharach, przystępują do walki od 3. rundy. Z kolei Partizan ma już za sobą dwa mecze w LE - z łotewskim RFS Ryga (1:0) oraz mołdawskim Sfintul Gheorghe Suruceni (1:0).
Nie wszyscy piłkarze będą oglądać starcie belgijsko-serbskie. - Ja ostatnimi czasy w ogóle nie śledzę piłki, nie mam na to ochoty, skupiam się na treningu i swoich meczach. Gdybym miał jeszcze oglądać kolejne spotkania to bym chyba ześwirował. To mi zresztą wychodzi na dobre, czuję taki luz - opowiada Tymoteusz Puchacz.
Zapisz się do newslettera