Niedawno skończył 50. rok życia i od 26 lat jest emocjonalnie związany z Poznaniem. Pracuje tu w dalszym ciągu. Ponad pół życia coś łączy go z niebiesko-białymi barwami. To jedna z tych osób, które tworzą tradycję Lecha Poznań. Dziś jest trenerem bramkarzy Młodej Ekstraklasy, służąc cennym doświadczeniem tym, którzy za kilka lat będą mogli sforsować bramy pierwszej drużyny. Praca u podstaw, która wielokrotnie waży na przyszłości utalentowanych zawodników. Pleśnierowicz nigdy jednak - jako skromny człowiek - nie afiszował się w mediach. Łącznie wystąpił w 164 spotkaniach klubu z Bułgarskiej. Co ciekawe, zarówno w rozgrywkach pierwszoligowych, jak i Pucharu Polski, Pucharu Mistrzów, Pucharu UEFA, Pucharu Zdobywców Pucharów, Pucharu Intertoto oraz Superpucharu Polski!
Wbrew obiegowemu spojrzeniu, nie tylko rodowity poznaniak może związać się na długie dekady z poznańskim klubem. Pleśnierowicz urodził się we Wrocławiu, ale nigdy nie trafił do Śląska Wrocław ani żadnego innego zespołu z Dolnego Śląska. W wieku 10 lat przeprowadził się wraz z rodzicami, siostrą i braćmi do Liskowa, niedaleko Kalisza. Dłużej jest bramkarzem, niż uprawia futbol. Jako dziecko wolał grać w piłkę ręczną. Realizował swoją pasję i wykorzystywał predyspozycje w mniejszej bramce. Już w Liskowie zdecydował się jednak na piłkę nożną i rozpoczął treningi w Budowlanych, klubie działającym przy szkole. Obecnie nie istnieje, a w pamięci zapisał się głównie wychowaniem takiego golkipera, jak Pleśnierowicz.
- Od małego żyłem blisko sportu - mówi dawny bramkarz Lecha. - Trudno to wytłumaczyć, ale już jako dziecko zobaczyłem w sporcie coś, co mnie przyciągało. Lubiłem oglądać grę w piłkę, a z czasem chciałem ją uprawiać, mimo że nie pochodzę z usportowionej rodziny. Nikt nie musiał zaszczepiać we mnie zamiłowania do sportu.
Po niedługim czasie trafił do większego klubu z większego miasta. Zainteresował się nim Włókniarz Kalisz i szybko zdecydował się na sprowadzenie bramkarza do swojego zespołu młodzieżowego. Stopniowo wchodził również do dorosłej piłki. W Kaliszu spędził sześć lat, aż do końca szkoły średniej. Włókniarz występował nawet w III lidze. W wieku 21 lat upomniało się o niego wojsko. Początkowo trafił do jednostki w Kaliszu. Spowodowało to konieczność przerwania treningów piłkarskich, jednak po pewnym czasie zgodzono się, by zawodnik opuszczał koszary i trenował. Jednocześnie z Warszawy przyszła propozycja odrobienia służby w warszawskiej Legii. Po kilkudniowych testach trenerzy CWKS zdecydowali, że nadaje się on do warszawskiego zespołu, a do Kalisza przyszedł rozkaz stawienia się w stołecznej jednostce. Początkowo miał dopiero trzecie miejsce w hierarchii golkiperów. Był młodym zawodnikiem, więc siła przebicia była niewielka. Niepodważalną pozycją w bramce dysponował Jacek Kazimierski, a rolę jego zmiennika pełnił Krzysztof Sobieski.
- W tamtym czasie nie mogłem równać się z Jackiem - przyznaje Pleśnierowicz. - Wtedy tego głośno nie mówiłem, ale byłem od niego znacznie słabszy. Po prostu nie miałem szans. Usiadłem na ławce rezerwowych po wyjeździe Sobieskiego do Stanów Zjednoczonych.
W Legii Warszawa rozegrał tylko jedno spotkanie ligowe - w Gdyni przeciwko Arce.
- Przegraliśmy 0:1. Muszę powiedzieć, że stres przed tym meczem sięgał zenitu - opowiada. - Na rozgrzewce dwukrotnie uderzyłem się w słupek przy interwencjach. W samym spotkaniu zagrałem już nieźle. Bramka nie padła z mojej winy, więc debiut w ekstraklasie zaliczyłem całkiem udany, chociaż nie obyło się bez nerwów.
Służba wojskowa przedłużyła mu się aż o dwa i pół roku. Mówimy wszak o czasach stanu wojennego w Polsce. Dopiero w kwietniu 1982 roku mógł zmienić klub. Na krótki czas powrócił do Kalisza, ale nie wystąpił już w żadnym meczu. Poważnie zainteresowany jego pozyskaniem był poznański Lech. Trener Wojciech Łazarek rozmawiał z nim o przeprowadzce do Poznania jeszcze podczas pobytu w Warszawie. Do Kolejorza" trafił w 1982 roku, gdy pewne - wydawałoby się - miejsce w bramce miał Piotr Mowlik. Jednak Pleśnierowicz szybko spowodował, że Łazarek dał mu szanse. Sezon rozpoczął między słupkami Mowlik, ale w drugiej kolejce zadebiutował właśnie nasz bohater. To było spotkanie z Pogonią Szczecin w sierpniu 1982 roku na arenie przy Bułgarskiej. Dlatego dziś z sentymentem spogląda na modernizowany stadion i znikające ostatnie elementy, które pamięta z tamtych czasów. Jednak w sezonie 1982/83 obaj bramkarze grali na przemian. Efektem było stracenie tylko 31 bramek i tytuł mistrza Polski. Co więcej, w najatrakcyjniejszych meczach sezonu, konfrontacji z Aberdeen w PZP, wystąpił właśnie Pleśnierowicz. Po roku do Stanów Zjednoczonych wyjechał Piotr Mowlik i Pleśnierowicz został ostatnią instancją defensywy Lecha.
Już rok później Kolejorz" powtórzył sukces, zdobywając ponownie mistrzowski tytuł - drugi w historii Lecha.
- Satysfakcja z tego sezonu jest największa w kontekście całej kariery - uważa. - Zdobyliśmy dublet, bo pokonaliśmy również Wisłę Kraków w finale Pucharu Polski, ja natomiast wystąpiłem we wszystkich meczach sezonu, prócz jednej rundy Pucharu Polski, kiedy zastąpił mnie Ryszard Jankowski. Również w sezonie 1983/84 mierzyliśmy się z Athletic Biblao. To były znakomite chwile, gdy w pierwszym meczu na Bułgarskiej wygraliśmy 2:0 w obecności 40 000 widzów! W ostatecznym rozrachunku odpadliśmy z Pucharu Mistrzów już w tej rundzie, ale takich chwil nie zapomina się do końca życia.
Bramkarz był na fali. Sukcesy konsolidują zespoły, tak i Pleśnierowicz mocno zżył się z Poznaniem, co podkreśla i co można łatwo wywnioskować z dalszych wydarzeń. Formę 25-latka dostrzegali także zagraniczni menadżerowie, pod lupą których znajdował się Lech, jako najlepsza drużyna w kraju. Jednak nie skorzystał on z oferty nawet szkockiego Aberdeen. Przeprowadzka była niemożliwa również ze względów formalnych. Po dwóch latach zaczął jednak stopniowo tracić pozycję w bramce, bo za jego plecami dorastał nie byle kto. Ryszard Jankowski zyskał uznanie następnego trenera Lecha - Włodzimierza Jakubowskiego. Pleśnierowicz grał jednak ciągle całkiem dużo. Jednak ówczesna mentalność na temat bramkarzy nieco krzyżowała mu szyki.
- Dziś mówi się, że bramkarz jak wino - im starszy tym lepszy, ale w latach 80. podejście do tej profesji było zgoła inne - mówi po latach specjalista od szkolenia bramkarzy. - Wtedy wymagano od golkiperów maksymalnej zwinności i refleksu, dlatego jeżeli miało się ponad 30 lat, trudno było się przebić do pierwszej jedenastki.
Z tego powodu wyjechał do Szwecji. Pod koniec dekady kierunek północny był modny wśród zawodników Lecha. W wyjeździe pomagał znajomy menadżer. Pleśnierowicz trafił najpierw do polonijnej drużyny Kopernik Sztokholm, by następnie podpisać kontrakt z zespołem Hieronima Barczaka, Soedertaelje. Głównie ze względów ekonomicznych. Miał również propozycje wyjazdu do Izraela od ceniącego go szkoleniowca - Wojciecha Łazarka. Nie skorzystał. Dopiero w 1992 wrócił do Polski, gdy urodziła mu się córka. Otrzymał propozycje z Warty Poznań, z którą awansował do pierwszej ligi. Jednak problemy finansowe klubu zmusiły go do odejścia do Amiki Wronki. Już jako trener bramkarzy zdobył z wronczanami trzykrotnie z rzędu Puchar Polski i dwukrotnie Superpuchar. Od 2003 roku znowuż pracuje w poznańskim Lechu. Gdy na stanowisko trenera Kolejorza" zatrudniono Czesława Michniewicza, ten za współpracownika obrał sobie właśnie Pleśnierowicza. Razem wywalczyli Puchar i Spuperpuchar Polski 2004.
W taki sposób człowiek, który zdobył z Lechem między innymi pierwszy tytuł mistrza Polski w historii (1983), do dnia dzisiejszego pozostał w klubie i jest dobrym duchem w miejscu, gdzie szykują się kolejne sukcesy.
Zapisz się do newslettera