Lech Poznań w przeszłości tylko raz w europejskich pucharach zmierzył się z zespołem z Izraela. Blisko 30 lat temu, jesienią 1993 roku, przeciwnikiem był Beitar Jerozolima. Mistrzowie Polski wygrali dwumecz wyraźnie, ale atmosfera wokół spotkań była daleka od idealnej, bo toczyła się w tle przepychanek o pieniądze.
W czwartek trzecia kolejka fazy grupowej Ligi Konferencji Europy. Kolejorz o godzinie 18.45 na stadionie przy Bułgarskiej podejmować będzie Hapoel Beer Szewa. Co ciekawe, spotykał się w przeszłości z tym klubem, ale tylko sparingowo. W czerwcu 2017 roku na głównej arenie Stadionu Poznań zespół Nenada Bjelicy miał jedyny sprawdzian przed startem kampanii pucharowej i walczył właśnie z Hapoelem, którego pokonał 3:0 po golach Roberta Gumnego, Lasse Nielsena, a także Mario Šituma. Rok później oba zespoły spotkały się z kolei w Opalenicy, a drużyna Ivana Djurdjevicia zwyciężyła 2:1. Bramki zdobyli Vernon de Marco oraz Łukasz Trałka. Klub z Beer Szewy bardzo często przyjeżdżał na letnie zgrupowanie właśnie do Polski, stąd była okazja do umawiania się na towarzyskie gry.
Tyle jednak sparingi, bo jeśli chodzi o oficjalne gry, to już jest nieco inaczej. Jedynym klubem, na który Lech wpadł w zasadniczych pucharach europejskich, był Beitar Jerozolima w 1993 roku. Zasadniczych, bo trzeba bowiem dodać, że w 1990 roku niebiesko-biali walczyli z Bene Jehuda Tel Awiw oraz Maccabi Hajfa, ale w Pucharze Intertoto, a ten był jednak traktowany jako rozgrywki towarzyskie.
Kolejorz zajął w sezonie 1992/1993 trzecie miejsce, ale w czerwcu Polski Związek Piłki Nożnej przyznał poznaniakom mistrzostwo kraju po kolejce cudów, jak określane jest to, co działo się w ostatniej serii gier. Legia Warszawa oraz ŁKS Łódź prześcigały się wówczas w strzelaniu kolejnych goli rywalom. Obu ekipom odebrano punkty. Dlatego przed lechitami raz jeszcze otworzyła się szansa na awans do utworzonej nieco wcześniej elitarnej Ligi Mistrzów - potrzebne było pokonanie dwóch przeszkód. Rok wcześniej także mogli przedostać się przez bramy piłkarskiego raju, ale polegli wówczas w decydującym dwumeczu ze szwedzkim IFK Göteborg (0:1 i 0:3).
Beitar w pierwszej rundzie ograł Zimbru Kiszyniów z Mołdawii. Najlepszymi zawodnikami ekipy z Jerozolimy byli wówczas Eli Ohana (trzy lata grał w belgijskim KV Mechelen, w 1988 r. zdobył Puchar Zdobywców Pucharów), pomocnik Władimir Greczniew (w Polsce występował w Śląsku Wrocław), a także Siergiej Kołatkin (w CSKA Moskwa był w czołowej ósemce Ligi Mistrzów). Dwaj pierwsi jednak przy Bułgarskiej nie zagrali. Jeden ze względu na kartki, drugi - kontuzję. Dlatego kiedy mistrz Izraela przegrał 0:3, trener Dro Kashtan w tym upatrywał przyczyn porażki. - To nie był prawdziwy Beitar - stwierdził.
Lech wygrał efektownie, choć atmosfera wokół zespołu i klubu była wówczas fatalna. Piłkarze nie dostawali pieniędzy i byli o krok od zbojkotowania ligowego starcia z Miliarderem Pniewy. Toczył się wtedy spór o premie za mistrzostwo Polski. Zarząd uznał, że drużyna była trzecia, więc wypłaci do 2 mld starych złotych do podziału. Piłkarze domagali się natomiast kwoty 3,4 mld, czyli jak za wywalczenie tytułu. Ostatecznie sprawa rozeszła się po kościach, choć Kazimierz Sidorczuk - bramkarz, który latem 1993 r. odszedł z Kolejorza - poszedł do sądu i wygrał sprawę. Po kilku latach część pieniędzy odzyskał. Atmosfera była jednak gęsta, w trakcie meczu z Beitarem kibice gwizdali na piłkarzy. - Milionów wam się zachciało za to mistrzostwo - odgrażali się, zbulwersowani finansowymi wymaganiami piłkarzy.
- Wynik nas satysfakcjonuje. Przed meczem w Jerozolimie mogę obawiać się jedynie wyższych niż w Polsce temperatur - komentował wygraną 3:0 ówczesny trener Roman Jakóbczak. Mistrzowie kraju postanowili szybko rozstrzygnąć sprawę i po 30 minutach prowadzili na wyjeździe 3:1, a ostatecznie zwyciężyli 4:2. Potem wpadli na Spartaka Moskwa i przy Bułgarskiej przyjęto to z zadowoleniem, widziano szansę na awans do Ligi Mistrzów. I jak zwykle, już rozdzielano wtedy ewentualne premie i zyski od UEFA. Rozczarowanie było jednak ogromne, bo w pierwszym spotkaniu była klęska 1:5 przed własnymi kibicami. Rewanż już był formalnością - Rosjanie wygrali 2:1.
Zapisz się do newslettera