Julia Przybył jest nie tylko jedną z liderek Lecha Poznań UAM, ale również uczestniczką mistrzostw świata U-17 na Dominikanie. Wahadłowa jest pierwszą zawodniczką Kolejorza w historii, która dostąpiła takiego zaszczytu.
Byłaś w przeszłości powoływana na zgrupowania Talent Pro czy Akademię Młodych Orłów, ale twój debiut w biało-czerwonych barwach przypadł na kadrę U-19 i sparing ze Słowacją. Tak się złożyło, że razem z tobą było jeszcze kilka innych zawodniczek Lecha. Łatwiej było się zaaklimatyzować?
- Na pewno było mi łatwiej. Jak jeździłam na inne zgrupowania, to zawsze byłam sama i musiałam się jakoś odnaleźć. Kiedy pojechałyśmy większą grupą to zdecydowanie było mi raźniej i łatwiej szło mi nawiązywanie kontaktu z innymi dziewczynami.
Potem jako jedna z nielicznych dostałaś drugie powołanie, bo zagrałaś też z Bośnią i Hercegowiną. Czułaś, że wykorzystałaś pierwotnie szansę?
- Poniekąd na pewno wykorzystałam tę szansę. Selekcjoner Kasprowicz oglądał mecz ze Słowacją i ze wszystkich lechitek na tym zgrupowaniu tylko ja i Monika Poniedziałek dostałyśmy powołanie.
Nie pojechałaś na EURO, na którym dziewczyny wywalczyły brąz i awans na Mundial. Miałaś jakieś przecieki, że możesz się znaleźć w wąskiej kadrze na turniej na Dominikanie?
- Kiedy dziewczyny wywalczyły trzecie miejsce na EURO nie brałam tego pod uwagę, że mogę pojechać na mistrzostwa świata. Zmieniło się to w momencie, kiedy jedna z zawodniczek doznała kontuzji. Wtedy pomyślałam sobie, że to jest mój moment, mogę się dobrze pokazać w tych meczach z Bośnią. Wykorzystałam tę szansę, bo ostatecznie znalazłam się w kadrze.
W takim razie jak wyglądał proces selekcji na mistrzostwa świata? Rozmawiałaś wcześniej z selekcjonerem, że masz szansę wyjazdu?
- Trener oglądał moje mecze z Legią i potem z Polonią Środa Wielkopolska. Zadzwonił do mnie po spotkaniu z Legią, wyciął kilka klipów, odbyliśmy długą rozmowę. Wtedy powiedział mi co jest do poprawy, że będzie oglądał następny mecz i jeśli zastosuję się do jego wskazówek to mnie powoła. Wiedziałam, że bierze mnie pod uwagę i chce mnie na mistrzostwa tylko muszę mu to udowodnić. Dzień po spotkaniu z Polonią wychodziły powołania, a ja znalazłam się na tej liście.
Co czułaś, kiedy dowiedziałaś się, że twoje nazwisko znalazło się na liście powołanych?
- Ciężko to opisać, było to spełnienie marzeń. Jak byłam młodsza to oglądałam takie mecze w telewizji i nie przyszłoby mi do głowy, że będę miała szansę zagrać na tak dużej imprezie w tak młodym wieku.
Opowiedz o wrażeniach i całej logistyce podróży na Dominikanę. Wyobrażam sobie, że był to długi i męczący czas.
- Podróż sama w sobie była dosyć ciężka i wyczerpująca. Miałyśmy przesiadki w Rotterdamie i Madrycie, w międzyczasie musiałyśmy się rolować, poruszać się. Najgorszy był lot z Madrytu na Dominikanę, bo trwał osiem godzin. Ta zmiana czasowa dała trochę w kość, kiedy jechałyśmy autokarem do hotelu nie mogłyśmy zasnąć. Było ciężko, ale towarzyszyła nam ekscytacja, że zaraz zaczynają się mistrzostwa, gramy jeszcze sparing. W pierwszą stronę było jednak dużo lepiej niż w drugą. Z powrotem to zmęczenie było większe.
Trudno było się przestawić na warunki panujące na Dominikanie? Co cię najbardziej zaskoczyło?
- Warunki były ciężkie. Podczas pierwszych dni treningowych miałam problemy z oddychaniem, strasznie się męczyłam, łapała mnie zadyszka, występowała duża wilgotność. Zagrałyśmy sparing z Koreą Południową, to było spotkanie na przetarcie z pogodą, żeby się zaaklimatyzować do warunków meczowych i nie zostać wrzuconym na głęboką wodę. Nigdy też nie doświadczyłam takich warunków jak z Brazylią. Była straszna ulewa, nigdy nie miałam takiej kałuży butach. Boisko było całe zalane, druga połowa została opóźniona.
Miałyście czas na zwiedzanie i poznanie Dominikany?
- Nie miałyśmy okazji jakoś mocniej zwiedzić Dominikany podczas całego pobytu. Pierwszego dnia pojechałyśmy nad morze i tam trochę czasu spędziłyśmy. Później weszłyśmy w cykl mistrzostw i nie było za bardzo czasu. Po każdym meczu musiałyśmy się przenosić do hotelu w innym mieście i podróż trwała trzy godziny.
Zagrałaś łącznie w trzech meczach. Spędziłaś na boisku 45 minut z Japonią, 90 minut z Brazylią i 30 minut z Koreą Północną. Jesteś zadowolona ze swoich występów?
- Jestem zadowolona. Nie spodziewałam się, że dostanę tyle minut, a już na pewno nie tego, że zagram całe spotkanie z Brazylią. Pokazałam się w tym meczu z dobrej strony, kilka razy groźnie dośrodkowałam, stoczyłam też pojedynki na swojej stronie. Spotkanie z Japonią też było dobre w moim wykonaniu, byłam blisko asysty. Ogólnie moje występy mogę ocenić na plus.
Dla ciebie była to też szansa na zagranie z zawodniczkami z innych kontynentów, zmierzyć się z inną kulturą gry. Z kim było najtrudniej?
- Mecz z Koreą Północną był najcięższy. Widać było, że mają wszystko wytrenowane perfekcyjnie i są poziom wyżej. Były silne fizycznie, szybko działały. Miałyśmy swoją taktykę, bardziej w bronieniu niż w atakowaniu. Straciłyśmy jednego gola, ale trzeba im oddać wyższość. Nieprzypadkowo zostały mistrzyniami świata kolejny raz w historii.
Osiągnęłyście wynik historyczny, bo wyszłyście z grupy, a w ćwierćfinale minimalnie przegrałyście z mistrzyniami z Korei Północnej. Jakie były nastroje w szatni po turnieju?
- Po ostatnim meczu był smutek i niedosyt. Przegrałyśmy tylko jednym golem, każda z nas miała ambicję, żeby walczyć o medale i niewiele nam zabrakło. Byłyśmy jednak z siebie dumne, bo jesteśmy pierwszą kobiecą reprezentacją, która zrobiła awans na mistrzostwa świata i doszła do ćwierćfinału.
A teraz z perspektywy czasu te wnioski są inne czy też bardzo podobne?
- Bardziej doceniamy, że mogłyśmy być w takim miejscu i znalazłyśmy się w gronie tych 21 piłkarek, które mogły zagrać na mistrzostwach. Każda z nas spełniła jedno z marzeń, które miała będąc dzieckiem.
Jak ocenisz współpracę z trenerem Kasprowiczem?
- Te mistrzostwa świata rozwinęły mnie jako zawodniczkę. Trener ma dobre podejście treningowe do zawodniczek, ma plan na funkcjonowanie kadry i sposób jej gry. Cały czas się jednak uczymy. Grałyśmy teraz eliminacje do EURO U-19 i jest to kontynuacja z mistrzostw świata, bo w drużynie znalazło się 11 zawodniczek z Dominikany.
Po powrocie do kraju zostałyście też uhonorowane na murawie przed meczem ze Szkocją. Jak to jest wyjść przy pełnych trybunach Stadionu Narodowego w Warszawie i odbierać pamiątkową statuetkę z rąk prezesa PZPN?
- Fajne uczucie, docenienie za pracę, którą wykonałyśmy. Mogę to porównać do tego co czułam, kiedy wychodziłam z Lechem Poznań UAM na murawę stadionu przy Bułgarskiej po awansie do pierwszej ligi. Na Narodowym było trochę więcej kibiców.
Czy te sukcesy na arenie międzynarodowej napędzają cię do jeszcze cięższej pracy i lepszej gry w Lechu?
- Na pewno czuję się lepsza i pewniejsza siebie. Wiem, że mogę dać więcej drużynie. Te mistrzostwa pokazały mi, że mam duże umiejętności i potrafię grać jak równy z równym z najlepszymi reprezentacjami w moim wieku i mierzyć się z tak dobrymi zawodniczkami na najwyższym poziomie.
Podczas mistrzostw czułaś wsparcie koleżanek z Lecha? Widziałem w mediach społecznościowych zdjęcia czy filmy, w których cię dopingowały.
- Czułam duże wsparcie od dziewczyn i sztabu. Dostawałam dużo wiadomości przed czy po meczu, że są dumni i trzymają kciuki. Podnosiło mnie to bardzo na duchu i po prostu było mi bardzo miło.
Czego ci życzyć na kolejną rundę i też na cały rok?
- Kolejnych powołań do reprezentacji. Najważniejszym celem jest jednak awans do Ekstraligi.
Rozmawiał Adrian Garbiec
Zapisz się do newslettera