- Na początku trzeba będzie ustalić zasady współpracy. Przyjście do klubu nowego trenera jest bardzo ważnym momentem dla klubu i zawodników. Chcę, żeby drużyna była zadowolona z wykonywanej przez siebie pracy na boisku. Ważne jest też to, żeby piłkarze dawali z siebie wszystko na boisku. Kto będzie tak się zachowywał to będzie grał - mówi nowy trener Kolejorza, Nenad Bjelica.
Dlaczego zdecydował się pan o przyjęciu oferty od Lecha?
Nenad Bjelica: - To świetny projekt, rozmawiałem z wiceprezesem Rutkowskim, który opowiedział mi sporo o klubie. Sam też szukałem informacji na jego temat i tego, co się działo tutaj przez ostatnie miesiące. To wielki klub z dużymi możliwościami, żeby się rozwijać. Przychodzę tutaj z dwoma trenerami, a to dla mnie jest bardzo ważne, bo nie każdy klub pozwala na taki ruch. Jestem szczęśliwy, że tutaj trafiłem.
Przychodzi pan z dwoma asystentami.
- Z Rene Pomsem pracowałem cztery lata. Zaczęliśmy w Wolfsberger, potem pracowaliśmy w Austrii Wiedeń i Spezii Calcio. Dr Martina Meyera poznałem w Austrii Wiedeń. Później pracowaliśmy też we Włoszech. Znamy się. Razem pracujemy, znamy swoje metody, wiemy jak pracować, aby osiągać dobre wyniki.
Oglądał pan ostatnie mecze Lecha?
- Widziałem kilka m.in. wyjazdowy z Termaliką i u siebie z Cracovią. Ten zespół posiada duży potencjał, żeby grać dobrze w piłkę. Znam zespół, znam piłkarzy. Wiem jakie ta drużyna ma możliwości.
Jaka będzie pana pierwsza decyzja po wejściu do szatni Lecha?
- Chcę porozmawiać z piłkarzami, przedstawić się i powiedzieć czego oczekuję od zawodników. Na początku trzeba będzie ustalić zasady współpracy. Przyjście do klubu nowego trenera jest bardzo ważnym momentem dla klubu i zawodników. Chcę, żeby drużyna była zadowolona z wykonywanej przez siebie pracy na boisku. Ważne jest też to, żeby piłkarze dawali z siebie wszystko na boisku. Kto będzie tak się zachowywał to będzie grał. Dla pozostałych w tym klubie nie będzie miejsca.
Ile czasu potrzebuje pan, żeby poznać nowy zespół?
- Znam zespół Lecha i jego piłkarzy. Oglądałem ich mecze w ostatnim czasie. Wiem jak grają, na jakich pozycjach mogą występować. Mam wiele informacji o Lechu. Myślę, że nie potrzebuję wiele czasu, żeby się zaadoptować.
Jakich piłkarzy pan lubi?
- Takich, którzy dają z siebie wszystko. Takich, którzy grają odpowiedzialnie, a poza boiskiem reprezentują klub, w którym występują. A muszą wiedzieć o tym, że grają w dużym klubie. Czasami zdarzą się gorsze mecze, porażki i remisy, ale zawsze musimy dawać z siebie wszystko na boisku. Wtedy kibice nie będą mieli do nas pretensji. Tego wymagam od zawodników. Zespół jest najważniejszy, a nie indywidualności. Nie trener, nie prezes. Lech jest zbyt dużym klubem, żeby zależeć tylko od jednej osoby. Wszyscy tutaj pracujemy na sukces tego klubu.
Podczas kariery piłkarskiej był pan zawodnikiem charyzmatycznym. Teraz jest tak samo?
- Myślę, że jeszcze bardziej. Jako zawodnik jestem zależny od trenera, on decyduje o mojej przyszłości. Jako trener decyduję o wszystkim. Lubię, kocham pracę szkoleniową. Dla mnie jest to najlepsza praca na świecie. Jako młody zawodnik, gdy miałem 23-24 lata myślałem o tym, że chciałbym być trenerem. Myślałem o tym, miałem z tyłu głowy to, że po zakończeniu kariery będę chciał być szkoleniowcem. Czy jestem charyzmatyczny i jak bardzo? Moje zdanie znasz, ale musisz też zapytać moich zawodników. Oni doskonale wiedzą jaki jestem.
W filozofii Lecha bardzo ważna jest akademia. Podczas pracy w Austrii Wiedeń i Spezii nie było to tak istotne. Poradzi pan sobie?
- Także były ważne, a Austrii nawet bardzo, bo tam wykonywano w akademii bardzo ważną pracę. Tam jest obowiązek wprowadzania młodych chłopaków do pierwszego zespołu. Mieliśmy bardzo dobre relacje z drugim zespołem i akademią. To normalne. Tak samo będzie w Lechu, bo wszyscy, wspólnie z trenerami młodzieżowymi, pracujemy na sukces klubu.
A doświadczenie w pracy z młodymi zawodnikami?
- Oczywiście, że je mam. We Włoszech miałem wielu zawodników w kadrze swojego zespołu. W Serie B mieliśmy w drużynie 18-letnich piłkarzy. Nawet sześciu czy siedmiu w kadrze. Lubię pracować z młodymi zawodnikami.
Jakiś czas temu była szansa, żeby został pan selekcjonerem Chorwacji. Dlaczego się nie udało?
- To było rok temu, gdy zwolniono z tej funkcji Niko Kovaca. Miałem ważny kontrakt ze Spezią, więc nie było takiej możliwości, żebym został selekcjonerem. Nie myślałem nawet o tym. Tak samo jest teraz. Jestem trenerem Lecha. Myślę tylko o Lechu, nie o kadrze. Jestem tutaj i chcę dawać z siebie wszystko w pracy. Może za pięć czy dziesięć lat będę selekcjonerem. Teraz koncentruje się na pracy w Lechu.
Największym pana sukcesem w pracy szkoleniowej jest wejście z Austrią Wiedeń do fazy grupowej Ligi Mistrzów?
- To był historyczny sukces dla Austrii i austriackiego futbolu. W ostatnich piętnastu latach nie było w Lidze Mistrzów klubu z tego kraju, który zdobyłby w fazie grupowej punkty. Był Rapid Wiedeń, ale nie zdobył punktu w sześciu meczach. Nam się udało. To jednak nie jedyny mój sukces. Z Wolfsbergerem awansowałem w trzy lata z trzeciej ligi do Bundesligi. To był świetny czas dla naszego klubu. W Spezii też osiągnęliśmy historyczny sukces. Wywalczyliśmy najlepszą pozycję w historii klubu. Zdobyliśmy w Serie B 67 punktów. W ostatnich trzech klubach nie było więc źle.
Jaką taktykę pan preferuje?
- Zwycięską. Musimy patrzeć na zawodników, których mamy w kadrze. Wiem, że Lech lubi grać ofensywny futbol. Jak też lubię tak grać. We Włoszech wiele klubów gra defensywnie, a nawet bardzo. A my potrafiliśmy zagrać w ustawieniu 4-2-4, co wiele osób zaskoczyło. We Włoszech uważali mnie za szaleńca. A my gramy tak, żeby wygrywać. Taką mam mentalność. Porozmawiam z zawodnikami i podejmiemy w sztabie decyzję o tym jaką taktyką będziemy grali. Jeśli osiągniemy sukcesy dzięki ustawieniu 4-4-2, to takim będziemy grali. Nie wykluczam, że będzie to 4-3-3.
Co z nauką języka polskiego?
- To język podobny do chorwackiego. Komunikacja jest dla mnie bardzo ważna. Myślę, że w przeciągu dwóch-trzech miesięcy będę mówił po polsku bez problemów.
We Włoszech szybko zaczął pan mówić.
- Znam hiszpański, a włoski jest do tego języka podobny, więc nie było dla mnie trudne to, by szybko zacząć mówić w tym języku. Już w pierwszych dniach próbowałem rozmawiać po włosku. Oczywiście popełniałem wiele błędów, ale próbowałem. W Polsce będę się uczyć i już niedługo będziemy rozmawiać po polsku.
W pierwszych tygodniach może jednak pojawić się problem komunikacyjny?
- Nie, bo piłkarze mówią po angielsku, niemiecku i hiszpańsku. To nie powinien być problem. Jeśli będzie trzeba będziemy mówili wolniej. Najważniejsze, żebyśmy się rozumieli.
rozmawiał Mateusz Szymandera
Next matches
Friday
31.01 godz.20:30Saturday
08.02 godz.00:00Recommended
Subscribe