Pochodzi z południa Polski. W dzieciństwie mieszkał wraz z rodziną w 1300-osobowej wsi Pawłowiczki w województwie opolskim tuż przy granicy z Czechami. Co ciekawe, od lat działa w niej lokalny klub LKS Zryw Pawłowiczki, występujący w Klasie A (VI liga). Właśnie tam swoje pierwsze kroki stawiał dzisiejszy zawodnik poznańskiego Lecha, Tomasz Bandrowski. Do LKS zapisał się jako małe dziecko - tak jak koledzy. Szybko okazało się, że był najlepszy w te klocki. Prawdziwa perełka rzadko zdarza się w takim małym klubiku. Skoro tak, dlaczego by nie spróbować wypłynąć na głębsze wody? Największy ośrodek piłkarski znajdował się niecałe 70 kilometrów stamtąd. Tomek wraz z rodzicami zdecydował, że spróbuje swoich sił w Zabrzu, gdzie działa jeden z najbardziej uznanych klubów szkolących młodych piłkarzy w Polsce - Gwarek. Znany z tego, że szkoli zawodników nie zaczynając i kończąc na aspektach technicznych, ale kładzie duży nacisk na psychiczną stronę rozwoju zawodnika oraz jego sposób myślenia o piłce. Być może dlatego wychował już plejadę znakomitych graczy, jak choćby Kamil Kosowski, Marcin Kuźba, Dariusz Jackiewicz, Dawid Jarka, czy Michał Probierz.
- Dla mnie była to wyjątkowa szkoła - mówi z uznaniem Bandrowski. - Pobrałem tam nauki, których się nie zapomina, które przydają się podczas całej zawodowej kariery. To wszystko spowodowało, że przeskok do piłki seniorskiej, dla wielu niezwykle trudny, nie sprawił mi aż tak wielu problemów.
Przejście do Gwarka Zabrze wiązało się z koniecznością wyprowadzenia się z rodzinnego domu i zamieszkania w internacie. Nigdy nie jest to łatwy moment zwłaszcza dla nastolatka, ale skoro taka optymistyczna perspektywa rysowała się przed Tomaszem, grzechem byłoby nie skorzystać z okazji. Po przejściu testów również trenerzy Gwarka byli takiego samego zdania.
Nie obyło się oczywiście bez kryzysów. W wieku 17 lat zastanawiał się, czy nie zrezygnować z trenowania piłki nożnej. Przyszła bardzo słaba dyspozycja.
- Nachodziły mnie wówczas różne myśli - wspomina. - Czasem zastanawiałem się, czy stać mnie jeszcze na coś więcej. Później, że skoro nie to powinienem z tym skończyć. Ale po pewnym czasie wziąłem się w garść i powiedziałem sobie albo dojdziesz do formy teraz, albo dasz sobie z tym spokój". Wylewałem siódme poty i udało się.
Gdy Bandrowski uwierzył już w siebie znalazł się na krzywej wznoszącej. Przez dwa lata znakomitej gry zyskał sobie opinię jednego z najlepszych wychowanków rocznika 1984 Gwarka Zabrze. Na pożegnanie z klubem młodzieżowym, który nie prowadził drużyny seniorów ekipa Bandrowskiego zdobyła mistrzostwo Polski juniorów starszych. Był to rok 2003. Osiągnął wraz z drużyną największy sukces, jaki się da w tej kategorii wiekowej. Co więcej, był jednym z najważniejszych jego konstruktorów.
Gwarek był jednak klubem młodzieżowym, co wiązało się z koniecznością poszukiwania kontraktu w tym, a nie innym okienku transferowym. Jednak co tu dużo mówić - kto jak kto, ale Tomasz Bandrowski nie miał z tym zbyt dużych problemów. Agenci działający obok klubu zaproponowali mu udział w testach za zachodnią granicą. Zabrzanie mają wszak wyrobioną dobrą markę nie tylko w kraju, ale i zagranicą. Bandrowski mając 19 lat uznał, że takie wyzwanie nie przerośnie jego możliwości. Tak też się stało. Wyjechał na dziesięć dni do Cottbus, a trenerzy zaaprobowali tę kandydaturę i podpisali kontrakt z utalentowanym graczem.
Przez dwa pierwsze sezony musiał się obyć z 1. Bundesligą. Był nieśmiało wprowadzany przez szkoleniowca do zespołu i zagrał cztery spotkania. W tym czasie nauczył się świetnie władać językiem niemieckim i poznał realia profesjonalnego futbolu w czołowej lidze Europy. Na dobre przebił się do składu w sezonie 2005/06, gdy Energie występowało w II lidze. Ten sezon przyniósł awans drużynie z Cottbus, w który wymierny wkład miał Polak, grając w 21 meczach. Jednak po awansie już coraz trudniej było mu się przebić do pierwszego składu. W końcu trener zdecydował się odsunąć słabo dysponowanego zawodnika od pierwszej drużyny. Bandrowski począł występować w III-ligowych rezerwach. Miało być tak pięknie, bo jeszcze w 2006 roku Tomek przedłużył aż o cztery lata kontrakt. Skończyło się powrotem do Polski.
- Do tej pory jest we mnie gdzieś w środku takie niespełnienie - świadomość, że nie do końca mi się udało. Może kiedyś uda mi się to naprawić - twierdzi Bandrowski.
Najbardziej zainteresowany pozyskaniem był Lech Poznań, który szybko przedstawił konkretną ofertę i sfinalizował transfer. Środkowy pomocnik trafił do stolicy Wielkopolski na zasadzie półrocznego wypożyczenia. Pierwszy raz poznańska publiczność miała okazję zobaczyć go podczas corocznego turnieju w Arenie - Remes Cup Extra 2008 w styczniu, gdzie nowy nabytek Lecha zaprezentował się znakomicie, mając doświadczenie w regularnie zimą rozgrywanych w Niemczech podobnych turniejów halowych.
Od razu przebił się do wyjściowej jedenastki - ku zaskoczeniu nie tylko swoim, ale i wielu obserwatorów, wszak trener Smuda tak łatwo nie dokonuje korekt w swoim składzie. Ale tym razem doskonale wiedział co robi. W dodatku kontuzji nabawił się Maciej Scherfchen, co z pewnością pomogło młodemu (23 lata) zawodnikowi przebić się do jedenastki.
- Wiem dobrze co oznacza nie przebicie się do pierwszego składu - przez długi czas byłem w takiej sytuacji w Cottbus. Jeżeli cały czas spędza się poza boiskiem, tworzy się blokada psychiczna, a wtedy bardzo trudno wrócić do siebie - tłumaczy. - Najlepiej zmienić otoczenie. Natomiast teraz w Lechu mam komfort psychiczny, bo gram niemal w każdym meczu, mimo ogromnej już dziś rywalizacji w środku. Bardzo podoba mi się w Poznaniu i mam nadzieję tutaj na sukcesy - kończy.
Czy zatem wykupiony latem przez Lecha z Cottbus zawodnik dłużej zabawi w Poznaniu, czy też silniejsza okaże się chęć udowodnienia sobie i innym, że w Niemczech mógł coś znaczyć? Jak na razie Tomasz Bandrowski udanie rozpoczął wraz z Lechem kolejny sezon, awansując do następnej rundy kwalifikacji Pucharu UEFA, głównie dzięki znakomitej postawie środkowej linii.
Marcin Gościniak
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Recommended
Subscribe