Sobotnie spotkanie Lecha Poznań z Legią Warszawa będzie dopiero czwartym starciem w tym wieku, w przypadku którego Kolejorz jedzie do stolicy jako zespół wyżej usytuowany w tabeli ekstraklasy. Równocześnie będzie to okazja do odniesienia pierwszego zwycięstwa w XXI wieku w takich okolicznościach.
Po 11. kolejkach PKO Ekstraklasy Lech Poznań zajmuje piąte miejsce w tabeli i do prowadzącej Pogoni Szczecin traci zaledwie trzy punkty. Legia Warszawa ma jedynie "oczko" mniej niż niebiesko-biali, ale w tym momencie zajmuje dopiero dziewiąte miejsce w tabeli i w związku z tym otwierają jej dolną połówkę. Jest to dopiero czwarta sytuacja w tym wieku kiedy Kolejorz jadąc do stolicy na ligowy mecz lechici są wyżej w tabeli niż 13-krotny mistrz Polski.
Pierwsza taka okoliczność w tym wieku miała miejsce w sezonie 2010/11. Lech był wtedy świeżo upieczonym mistrzem kraju i oba zespoły spotkały się w Warszawie już w siódmej kolejce. Legia bardzo słabo rozpoczęła tamte rozgrywki i zajmowała dopiero czternaste miejsce w tabeli. Zawodnicy trenera Jacka Zielińskiego zajmowali siódmą lokatę, ale mieli zaledwie trzy punkty przewagi nad warszawiakami. Pierwsza połowa tego starcia była bardzo udana i kto wie czy nie widzieliśmy wtedy najlepszej gry poznaniaków przy Łazienkowskiej w tym wieku. Lechici prowadzili już od 9. minuty po golu Sergieja Kriwca, a w kolejnych dwóch kwadransach trwały huraganowe ataki poznaniaków i chyba nikt nie spodziewał się, że ostatecznie Lech nie wygra tego meczu. W końcowych minutach pierwszej części gry padła wyrównująca bramka Michała Kucharczyka, a tuż przed przerwą z czerwoną kartką z boiska wyleciał Maciej Rybus. Jednak w drugich czterdziestu pięciu minutach lechici nie grali już tak dobrze i ostatecznie przegrali 1:2 po golu Bruno Mezengi.
Druga taka sytuacja miała miejsce w sezonie 2016/17, kiedy w trzynastej kolejce Lech mając trzy punkty przewagi i czwarte miejsce w lidze jechał do siódmej Legii. Ten mecz zdecydowanie pamiętają wszyscy kibice Kolejorza, ponieważ to co najważniejsze wydarzyło się w ostatnich pięciu minutach meczu. Najpierw stan meczu wyrównał Marcin Robak, kiedy dobrze wykonał rzut karny podyktowany po faulu Michała Kopczyńskiego na Macieju Makuszewskim. Kiedy wydawało się, że mecz zakończy się remisem gola na wagę zwycięstwa strzelił były piłkarz Lecha – Kasper Hamalainen. Powiedzieć, że stało się to w kontrowersyjnych okolicznościach to jak nic nie powiedzieć, ponieważ Fin zdobył bramkę z ewidentnego spalonego i echa tego meczu były długo słyszalne.
Świadkami ostatniej takiej okazji byliśmy w zeszłym sezonie, kiedy drużyna trenera Ivana Djurdjevicia w ramach ósmej kolejki pojechała do Warszawy jako trzeci zespół tabeli, a Legia mając dwa punkty mniej była szósta. Ostatecznie lechici przegrali ten mecz 0:1, a jedynego gola meczu strzelił w pierwszej połowie Dominik Nagy.
Wielokrotnie mieliśmy sytuacja kiedy warszawianie byli wyżej w tabeli od Kolejorza, ale oba zespoły dzieliło tak mało punktów, że ewentualna wygrana poznaniaków spowodowałaby przeskoczenie w tabeli zespołu ze stolicy. Najbardziej zapamiętany pod tym względem jest na pewno mecz z 2015 roku, kiedy w 31 kolejce lechici po przegraniu kilka dni wcześniej finału Pucharu Polski na Stadionie Narodowym pojechali ponownie do Warszawy i odnieśli zwycięstwo, które bardzo przybliżyło drużynę trenera Macieja Skorży do zdobycia mistrzostwa Polski. Bramki dla niebiesko-białych zdobywali Darko Jevtić oraz Karol Linetty.
Jak będzie w tym roku? Przekonamy się w sobotę przed godziną 20:00.
Next matches
Saturday
02.11 godz.20:15Recommended
Subscribe