903 dni. Dokładnie tyle kibice Kolejorza musieli czekać na kolejne spotkanie ligowe, w którym Lech traci bramkę jako pierwszy, ale potrafi się podnieść i wygrać. Po raz ostatni ta sztuka poznaniakom udała się 31 października 2010 w wygranym 4:1 meczu z Wisłą Kraków. To było ostatnie spotkanie Jacka Zielińskiego w roli trenera Lecha.
W niedzielne popołudnie Kolejorz podejmował Zagłębie Lubin. Miedziowi objęli prowadzenie już w 5 minucie po kuriozalnej bramce Szymona Pawłowskiego do spółki z Jasminem Buricem. Skrzydłowy gości próbował zagrać piłkę w pole karne, a tam w przedziwny sposób minął się z nią bramkarz Kolejorza i ku zdziwieniu wszystkich futbolówka wpadła do siatki. - Z mojej perspektywy naprawdę ciężko ocenić to co się stało. To była trudna piłka. Miałem przed sobą jednego z rywali i byłem przekonany, że dosięgnie tę wrzuconą w pole karne piłkę. Tymczasem ona go minęła i tuż przede mną spadła między moimi nogami, po drodze jeszcze się chyba o nie odbiła i wpadła. Naprawdę nie potrafię powiedzieć jak to się stało - opisuje sytuację z 5. minuty bośniacki bramkarz Lecha.
Po stracie bramki Lechici skupili się wokół Burica i wzajemnie się mobilizowali. To pomogło. Kolejorz natychmiast przejął inicjatywę i już w 16 minucie doprowadził do wyrównania. Wszystko zaczął Rafał Murawski, świetnie zachował się Kasper Hamalainen, a stoickim spokojem wykazał się będący ostatnio w znakomitej formie Gergo Lovrencsics. - Czuję, że moja forma rośnie. Jeszcze przed powrotem do wyjściowej jedenastki miałem takie poczucie, że znów jestem w dobrej dyspozycji, takiej samej jak na początku mojej gry w Lechu. Po 5 minutach przegrywaliśmy 0:1. Jednak już 10 minut później odrobiliśmy straty. Dlatego myślę, że to szybkie wyrównanie było bardzo ważne - uważa węgierski skrzydłowy Kolejorza.
Lech poszedł za ciosem i jeszcze przed przerwą prowadził 2:1 po mocnym strzale z dystansu Hamalainena. W drugiej połowie Zagłębie przycisnęło i w 85 minucie Csaba Horvath mógł zapewnić gościom punkt. Widać jednak, że defensor lubinian rzadko znajduje się w sytuacji sam na sam i kompletnie się w niej zagubił. Niewykorzystana sytuacja zemściła się na gościach już 120 sekund później, a bohaterem trybun został Piotr Reiss. - Jakbym zaprzepaścił i tę sytuację to już naprawdę miałbym do siebie bardzo duże pretensje. Czekałem na tego gola bardzo długo. Dziękuję Możdżeniowi, który wyłożył mi idealną piłkę. Jestem szczęśliwy, a to jedne z moich najszczęśliwszych dni w ostatnich latach. Bramkę dedykuję tym, którzy tak długo na nią czekali - nie kryje radości legendarny napastnik Kolejorza.
Dla Reissa było to już 109. trafienie w lidze, które w klasyfikacji najlepszych strzelców w historii Ekstraklasy pozwoliło mu awansować na 17. miejsce. Dzieli je z takimi snajperami jak Andrzej Szarmach i Henryk Reyman. Na kolejnego gola w Ekstraklasie Reiss czekał ponad 4 lata. Po raz ostatni trafił do siatki 28 września 2008 roku w wygranym 3:0 meczu z ŁKS-em w Łodzi. Prawie rok dłużej czekali kibice na Bułgarskiej, aby ponownie wraz ze stadionowym spikerem skandować nazwisko Reissa. Ostatni raz taką przyjemność kibole Kolejorza mieli 7 grudnia 2007 roku podczas wygranego 1:0 meczu z Koroną Kielce. - Uczucie, gdy skanduje się moje nazwisko było już prawie zapomniane. To zawsze coś bardzo fajnego, kiedy kibice wiwatują na moją cześć. Cieszę się, że ta bramka dała nam spokojne zwycięstwo, bo w końcówce było trochę nerwów. Nadal gonimy Legię - dodaje Reiss.
Next matches
Sunday
09.02 godz.17:30Friday
14.02 godz.20:30Recommended
Subscribe