- Bagatelizowałem to, choć nie da się ukryć, że mieliśmy rozpoznawalne nazwisko. Wiele osób się nam kłaniało, gdy gdzieś się pojawialiśmy. Jak szedł tłum, to każdy z niego podchodził i witał się z dziadkiem. Na hasło "Czapczyk" otwierało się wiele drzwi. Fajnie, ze do dzisiaj w pamięci Wielkopolan wciąż funkcjonuje Tercet ABC - mówi dyrektor zarządzający LPFA, Dominik Czapczyk. Wnuk wspomina Henryka Czapczyka, który zmarł dokładnie siedem lat temu.
Jakie jest twoje pierwsze wspomnienie związane z dziadkiem?
- Wracam myślami do lat 80-tych. Rodzice byli nauczycielami, a w wakacje wyjeżdżali pracować do Niemiec. Kilka razy zdarzyło się, że wspólnie z bratem spędzaliśmy wakacje u dziadków. Mieszkaliśmy wtedy na Jeżycach i mieliśmy blisko na Golęcin. Często spacerowaliśmy na Olimpię. Dziadek był przez wszystkich rozpoznawany i mogliśmy wejść na murawę, na którą wstęp był zabroniony. Graliśmy tam w piłkę z młodszym o dwa lata bratem.
To musiała być duża przyjemność. Grać w piłkę z Henrykiem Czapczykiem, tym z Tercetu ABC.
- Graliśmy w piłkę na podwórku. Wspólnie z rodzicami mieszkaliśmy na Piątkowie. Dziadek przestał grać w piłkę w latach 50-tych, gdy mnie jeszcze nie było nawet w planach (śmiech). Nie widziałem, jak grał w piłkę. Słyszałem natomiast, że był wyśmienitym technikiem. Starałem się pójść w jego ślady. Grałem w "Trzynastce", w rezerwach Lecha, Olimpii, a do pewnego wieku także w kadrze okręgu. Wiele razy trenerzy mówili mi: Widzieliśmy jak grał twój dziadek. Po nim nie masz nic poza prawą nogą od wsiadania do tramwaju.
Gdy grałeś w piłkę ciążyło tobie jego nazwisko?
- Bagatelizowałem to, choć nie da się ukryć, że mieliśmy rozpoznawalne nazwisko. Wiele osób się nam kłaniało, gdy gdzieś się pojawialiśmy. Jak szedł tłum, to każdy z niego podchodził i witał się z dziadkiem. Na hasło "Czapczyk" otwierało się wiele drzwi. Fajnie, ze do dzisiaj w pamięci Wielkopolan wciąż funkcjonuje Tercet ABC.
Dopytywałeś się o Tercet ABC? Fakt, że twój dziadek był w takim gronie, to wielka rzecz.
- Oczywiście, że rozmawialiśmy. Bardzo szybko zmarł Edmund Białas, bo chyba w roku 1991, później umarł Teodor Anioła kilka lat później. Bardzo wiele miejsca poświęcano im w gazetach, a także w Internecie. Pamiętam, że dziadek często był zapraszany do telewizji. Po jego śmierci Radek Nawrot napisał w gazecie, że teraz nie będzie miał do kogo zadzwonić, by zapytać o wydarzenia z lat 40-tych, 50-tych czy 60-tych. Dziadek był chodzącą skarbnicą wiedzy.
Co czułeś, gdy jedna z trybun została nazwana jego imieniem?
- Zawsze ze znajomymi żartuję, pytając ich czy mieli moją zgodę, by usiedli na trybunie mojego dziadka. Pamiętam, że uroczystość miała miejsce przed meczem z Lechią, który wygraliśmy 4:2. To niesamowita duma, że dziadek został uhonorowany.
Dużo rozmawiałeś z nim o piłce, o tym jak grał?
- Bardzo często, choć wiadomo, że teraz żałuję, że nie byłem bardziej dociekliwy. Szkoda, że tego nie spisałem, nie nagrałem, bo byłaby to świetna rzecz. Opowiadał, że na każdym meczu był nadkomplet publiczności. Przed meczami nikt nie pytał kto wygra, a jak wysoko wygrają poznaniacy. Jednym z jego ulubionych powiedzonek była "rzeź niewiniątek", czyli mecz decydujący o mistrzostwie Polski dla Warty, w którym zdobył dwie bramki. Dziadek był wtedy kapitanem, a mecz zakończył się ich zwycięstwem 5:2.
Wiele osób nie pamięta o tym, że dziadek był nie tylko piłkarzem, ale też żołnierzem. Brał udział w wojnie.
- Był też trenerem. Wprowadził Lecha do ekstraklasy, Olimpię Poznań i Polonię Leszno do drugiej ligi. Dziadek załapał się na trudne czasy, bo wojna bardzo mu przeszkodziła w karierze. Tak naprawdę przypadły na nią bardzo trudne czasy. Grał w reprezentacji Polski "B". Być może przez swoją przeszłość w Armii Krajowej, nigdy nie zadebiutował w pierwszej reprezentacji. Wówczas nie byłoby to dobrze postrzegane przez ówczesne władze, żeby tacy ludzie jak mój dziadek grali w reprezentacji Polski.
O samej wojnie nie chciał jednak mówić.
- Szczególnie o powstaniu, w którym był trzykrotnie ranny. Natomiast ja jako młody chłopak byłem tym zafascynowany, bo widziałem ślad po kuli, czy nawet kula tkwiła w łokciu. Mnie to bardzo interesowało w okresie dorastania. Po wojnie był kilkukrotnie aresztowany. Dostał order od generała Bora Komorowskiego, jako jeden z ostatnich oficerów, który podczas powstania opuścił stolicę. Wielu moich znajomych, których członkowie rodzin brali udział w powstaniu warszawskim, opowiadało mi w ten sam sposób, że akurat o powstaniu nie chcą w ogóle mówić. O wielu kwestiach wojennych mogli i potrafili mówić, ale o powstaniu warszawskim nie chcieli rozmawiać. Musiało to być bardzo traumatyczne przeżycie i straszne widoki, straszne rzeczy. Instynkt samozachowawczy działał tak, żeby nie przypominać sobie o tych rzeczach i nie mówić o nich.
Jakie masz takie ostatnie wspomnienie związane z dziadkiem?
- Pamiętam, że w piątek miał urodziny i zadzwoniłem do niego z życzeniami. Miesiąc wcześniej urodziła się moja córeczka i przygotowywaliśmy się do chrzcin. W poniedziałek po urodzinach dziadka zadzwoniłem do rodziców powiedzieć, że już jest wszystko gotowe i ustalone. Wtedy mama powiedziała, że tata pojechał do dziadka, bo dzieje się coś złego. To był standardowy komunikat w ciągu ostatniego roku życia dziadka, bo w ostatnich miesiącach dziadek kilka razy trafiał do szpitala. Pamiętam też, że zadzwoniłem wtedy do taty i powiedział mi, że właśnie dziadek umarł mu na rękach. Dziesięć dni przed śmiercią dziadka byłem u niego i pokazałem mu na komórce moją dwutygodniową córkę. Jak dziadek zobaczył wnuczkę, to się wzruszył i powiedział do babci, która nadal żyje, że super, że mamy kolejną prawnuczkę. Sam pogrzeb był przepiękny. Przyjechało wojsko, były flagi, hymn, salwa honorowa, mnóstwo ludzi. Wyglądało to naprawdę ślicznie.
Dużo pamiątek po sobie zostawił?
- Wiele. Gdzie dziadek się pojawił, zawsze dostawał puchary, i dyplomy. Czy to od władz miasta Poznania, czy od klubu. Dostał pamiątkę na 80. urodziny, na których był na stadionie. Gdy dziadek kończył 85. lat, to już u dziadka pojawiła się delegacja z klubu. W ostatnich latach życia dziadek już nie przyjeżdżał na stadion. Dlatego zabieraliśmy dziadka do siebie, bo nie miał u siebie Canalu+. Mecze Kolejorza oglądaliśmy u nas w domu.
Rozmawiasz ze swoimi dziećmi na temat dziadka i uświadamiasz ich, kim był i czego dokonał?
- Pamięć jest żywa i wiele osób, z którymi mam styczność znało dziadka i bardzo wiele ciepłych rzeczy opowiadają o nim. Można powiedzieć, że jestem bardziej pazerny na te informacje na temat dziadka od osób spoza rodziny, bo oni też wiele mogą mi przekazać. Staram się też te informacje przekazywać mojej córeczce oraz synowi, aby byli świadomi, kim był ich dziadek.
rozmawiali Łukasz Rabiega, Adrian Gałuszka i Mateusz Szymandera
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe