2017-03-29 08:53 Jan Rędzioch

Profesor szkolący kobiety

Jan Michał Stępczak mówi o sobie, iż jest typową wielkopolską pyrą, mimo, iż na świat przyszedł 29 sierpnia 1944 na Ziemi Świętokrzyskiej w Kazimierzy Wielkiej, w okolicy znanej z licznych śladów późnego neolitu i kultury trzcineckiej z 1500 roku p.n.e. Nie pamięta jednak tych stron i ich dziejów, bo wraz z rodzicami w 1945 wracał jako niemowlę w prawdziwie rodzinne strony – do Wielkopolski. 

Ta podróż była bardzo nietypowa, bo odbywała się w czołgu przytwierdzonym do wagonu towarowego. Rodzice pochodzili spod Leszna i po wojennej zawierusze powrócili do tego miasta z wielką nadzieją i radością. Janek, zwany zazwyczaj Januszem, szczęśliwie wzrastał w tych niełatwych czasach, dla niego jednak najpiękniejszych. Bywało czasem biednie, ale nigdy smutno i źle. Od małego wykazywał różnorakie talenty sportowe, był szybki i zwinny. Grał w szkolnych reprezentacjach w piłkę ręczną i siatkówkę. Uczestniczył też w czwórboju lekkoatletycznym, a jego popisowymi konkurencjami były sprinty i skok w dal.

W Lesznie – ówczesnej stolicy „czarnego sportu” wręcz wypadało interesować się tym sportem, a żużlowa pasja pozostała w sercu Stępczaka do dziś. Nie mógł oczywiście marzyć choćby o namiastce motoru, ale pasjonujących wyścigów rowerowych na własnoręcznie zrobionym torze żużlowym nie zapomni nigdy. Niejednokrotnie też pomagał, z podobnymi sobie kolegami, w czyszczeniu prawdziwych maszyn największych gwiazd leszczyńskiej Unii, choć motoru słynnego Alfreda Smoczyka już nie zdążył pucować. Jest najstarszym z czwórki braci.

Wszyscy pasjonowali się też futbolem i wszyscy zaczynali w miejscowej Unii. Od niej wyżej piłkarskiej hierarchii stała Polonia i tu trafił Henryk, a Józef z Romanem byli pionierami w budującym dopiero swoją dzisiejszą potęgę Zagłębiu Lubin. Janusz zaczął najwcześniej z nich, bo 1957, by już po roku jako czternastolatek brylować w ataku seniorskiej drużyny w A klasie. Długo nie zmieniał klubu, długo też nie mógł zdecydować się na wybór tej jednej dyscypliny, która uprawiałby profesjonalnie.

Trener lekkoatletyki i współzałożyciel Orkanu Poznań Bernard Kobielski gorąco namawiał go do lekkoatletyki (7 m w dal czy 9,7 na 100 m to były niezłe osiągnięcia). Młodzian wybrał złoty środek – trenował w Orkanie sprinty (starowała na MP w sztafecie 4 x 100 m m.in. ze znamy sprinterem Adamem Kaczorem), a bramki strzelał niezmiennie dla leszczyńskiej Unii. W latach 1963-65 uczył się w Gdańsku w Studium Wychowania Fizycznego.

W tym czasie reprezentował uczelnię w piłce ręcznej, mając za partnera późniejszego złotego medalistę olimpijskiego Władysława Komara. Na swoje utrzymanie pracował w wolnych chwilach przy rozładunku statków, by nie obciążać zbytnio budżetu rodziców. Po skończeniu studium wrócił do Leszna i rozpoczął pracę w szkole. Nauczycielem był zaledwie dwa tygodnie, bo działaczom Lecha – Marianowi Lewandowskiemu i Antoniemu Skowrońskiemu udało się w końcu przekonać go do gry na Dębcu. O występach w kolejowych barwach oczywiście marzył od małego, ale nie chciał przesiadywać tylko na ławce rezerwowych, lecz jak najwięcej grać. A tego właśnie się obawiał początkowo.

Z piłkarzami Kolejorza spotykał się już wcześniej w kadrze okręgu, na ich tle poznał swoje słabsze strony, nad którymi musiał pracować. Do nich nigdy nie należała motoryka i szybkość, bo tymi elementami wielu bił na głowę. Do Poznania przybywał jako bardzo szczupły młodzieniec, a jego niepozorny wygląd zdecydował o kuracji kogel-moglowej zaaplikowanej przez klubowego lekarza w porozumieniu z zatroskanymi działaczami. W kolejnych dniach wzrastała liczba utartych jajek do 8, poczym wracała znów do jednego. Dziś te metody być może wywołują uśmiech, wówczas miały znaczenie wcale niemałe.

Do drużyny Lecha wszedł niemal z marszu, debiutując 3 października w II lidze w Kochłowicach w zwycięskim meczu z Uranią 2:0. Później bywało różnie. Kolejorz dwukrotnie opuszczał szeregi drugoligowców, ale w końcu po wspaniałej serii awansował do ekstraklasy. Stępczak niezmiennie jednak występował w pierwszej jedenastce, choć z czasem zmieniał boiskowe pozycje. Z niezłego napastnika stał się na krótko pomocnikiem, później bocznym obrońcą. W końcu, już w ekstraklasie niezłym stoperem, notowanym w 1975 roku w rankingu „Piłki Nożnej” w najlepszej dziesiątce środkowych obrońców. Kiedyś miał nawet epizod w bramce, pośpiesznie zastępując kontuzjowanego kolegę, ale szczegóły tego występu przykrył mijający czas.

W pierwsze lidze strzelił tylko 3 bramki, ale wówczas już częściej występował w defensywie. W sumie dla Lecha w 300 oficjalnych meczach (114 w I lidze, 13 w PP, 100 w II i 73 w III lidze) zdobył 59 goli (wspomniane 3 pierwszoligowe, 11 w II lidze, 42 w III oraz 3 w PP), co wciąż lokuje go w pierwszej dziesiątce najlepszych snajperów w historii Kolejorza. Szczególnym jego popisem był mecz rozegrany jesienią 1970 roku z Darzborem Szczecinek wygranym przez Lecha 8:0, bo on sam pięciokrotnie pokonał bramkarza rywali. Rok wcześniej uzyskał hat-trick w spotkaniu z Olimpią Elbląg (6:0).

Mając siebie za prawdziwego Wielkopolanina, Stępczak podkreślał po prostu charakterystyczne dla człowieka z tego regionu cechy – konsekwencję, uczciwość, odpowiedzialność i pracowitość. Takim zawsze był na boisku i poza nim. Z czasem zyskał dość symptomatyczny i bardzo sympatyczny przydomek Profesor, a jeszcze w II lidze (w meczu wyjazdowym z AKS Niwka) został kapitanem drużyny. Już wówczas zwracał uwagę na metody szkoleniowe swoich trenerów, bo marzył, by kiedyś pójść w ich ślady. Później jego naczelną i stałą zasadą w szkoleniowej roli była wytrzymałość tlenowa, siła i szybkość jako podstawa wszelkiej pracy treningowej. Starał się też być nie tylko trenerem, ale i wyrozumiałym wychowawcą, szczególnie młodszych graczy.

Z Lechem rozstał się 27 lutego 1977 w przegranym meczu z Arką Gdynia (0:2) niesłusznie uznanym za ojca tej porażki. Już wówczas starał się o wyjazd zagranicę, a decyzję przyspieszyły niecne podejrzenia trenera Kopy. Nie był to czasy, gdy o transferze zagranicznym decydowały tylko wyłącznie umiejętności. Nieżyciowe przepisy umożliwiały ewentualne wyjazdy do klubów polonijnych, które trzeba było sobie jednak i tak załatwić samemu. Stępczak skorzysta z pomocy dawnego koszykarza Lecha – Zdzisława Blewązki od lat mieszkającego w Nowym Jorku i tam w barwach Polonii Greenpoint kończył swoją piłkarską karierę.

Nie tylko grał, ale też był trenerem i pracował w sklepie pewnego Polonusa. Zajęć miał więc ogrom, ale tęsknił za pozostawioną w kraju rodziną i dorastającymi dziećmi. W Stanach Zjednoczonych przebywał do1978 roku, poczym wrócił do kraju. Karierę trenerska rozpoczął od posady szkoleniowca rezerw Lecha, rezygnując z niej po 5 miesiącach, bo nie zamierzał pracować... społecznie, czemu trudno było się dziwić. W 1980 uzyskał II klasę trenerską, dziś jest już trenerem klasy najwyższej. Wcześniej, po nieudanej przygodzie w Lechu, znalazł zajęcie w Kani Gostyń. Dalej pracował w Victorii Września, Warcie Poznań i Olimpii Poznań, z którą awansował do ekstraklasy, w Chrobrym Głogów i przez ponad rok do 1989 roku w GKS Bełchatów. W ostatnim klubie zetknął się z pewnymi objawami korupcji, co zniechęciło go na kilka lat do futbolowej działalności.

Wraz z żoną Bożeną rozpoczął wcale udaną działalność gospodarczą, ale z czasem ciągnęło wilka do lasu. Latem 1993 roku znów na krótko szkolił piłkarzy wrzesińskiej Victorii, by już w październiku zastąpić w Kolejorzu na stanowisku pierwszego trenera dawnego kolegę z boiska Romana Jakóbczaka (wcześniej został jego asystentem). Zmienił się też prezes klubu – Jerzego Borowiaka zastąpił Jan Grodziski. W ten sposób Profesor zawitał do europejskich pucharów rewanżowym spotkaniem Lecha ze Spartakiem Moskwa w walce o Ligę Mistrzów, zakończonym honorową porażką 1:2. Stał się trzecim po Włodzimierzu Jakubowskim i Andrzeju Strugarku graczem Kolejorza, występującym także w roli trenera w europejskich pucharach. To był trudny okres, gdy rozdmuchany do niewiarygodnych rozmiarów balon nadziei na klubowe sukcesy zwyczajnie z wielkim hukiem pękł. Zawiedzeni byli kibice, ale i sami piłkarze.

Stępczak przejął drużynę całkowicie rozbitą, potrafił jednak wyciszyć konflikty, namówić graczy do solidnej pracy i nie dać sobie w kaszę dmuchać działaczom. Lecha prowadził przez 20 kolejek, ale tylko w 19 spotkaniach, bo w wyjazdowym meczu z Widzewem obecnego na ślubie córki w Wiedniu trenera zastępował jego asystent – Ryszard Matłoka, także dawny kolega z boiska. A propos latorośli pana Janusza. Syn Mikołaj podjął za młodu treningi piłkarskie, jakże by inaczej w Lechu, choć nie starczyło zapału i dziś jest pracownikiem LOT-u. Z kolei córka Karolina trenowała z pewnymi sukcesami w Warcie, a dziś jej córka Saskie poszła w ślady mamy i już została wicemistrzynią Austrii dzieci.

Gdy trwały przygotowania do kolejnego sezonu 1994/95, niespodziewanie trenera Stępczaka zdymisjonował prezes klubu Jan Grodziski i menadżer Roman Jakóbczak. Życie bywa okrutne i bardzo przewrotne. Przez kolejnych 5 lat pracował w Grodzisku Wielkopolskim z Dyskobolią i okres ten wspomina bardzo miło. Wraz z nim drużyna trzecioligowa krok po kroku awansowała o futbolowej elity. Wypadek samochodowy na ponad rok przeszkodził mu w sportowej działalności.

Z czasem dostał niespodziewaną propozycję szkolenia futbolistek poznańskiej Warty/Opel Niedbała, wkrótce przeobrażonej w Atenę Poznań. Do pracy z paniami nie był początkowo specjalnie przekonany, ale skutecznie namówiła go do tego małżonka. 18 września 2003 roku po propozycji wiceprezesa PZPN Henryka Apostela został selekcjonerem polskiej reprezentacji kobiet, z którą pracuje do dziś mając za swojego współpracownika, jako trenera bramkarek – Piotra Mowlika. Ów wybór był dla Stępczak swoistą nobilitacją, bo selekcjonerem reprezentacji nie zostaje każdy. Piłka w wykonaniu pań jest zupełnie inną dyscypliną sportową, ale dającą tak samo dużą frajdę z sukcesów jak męski futbol.

Czas spędzony w Lechu Jan Stępczak wspomina jak najlepiej, wciąż utrzymuje koleżeńskie i zawodowego kontakty z wieloma kolegami z boiska. Nigdy po sobie nie zostawiał spalonej ziemi, zawsze rozstawał się w zgodzie, bo na inne rozwiązania nie pozwalało mu wyniesione z domu wychowanie i prawdziwie profesorska postawa nie tylko w futbolu.

Jan Rędzioch

* tekst opublikowany w programie meczowym "Heeej Lech" w sezonie 2006/2007 z informacjami aktualnymi na moment publikacji artykułu.

Next matches

Friday

31.01 godz.20:30
Lech Poznań
vs |
Widzew Łódź

Saturday

08.02 godz.00:00
Lechia Gdańsk
vs |
Lech Poznań

Recommended

Newsletter

Subscribe

More

KKS LECH POZNAŃ S.A.
Enea Stadion
ul. Bułgarska 17
60-320 Poznań

Infolinia biletowa:
tel.  61 886 30 30   (10:00-17:00)

Infolinia klubowa: Tel: 61 886 30 00
mail: lech@lechpoznan.pl
Biuro Obsługi Kibica

We use cookie files

We use cookies that are necessary for visitors to our website to take advantage of the services and features available. We also use cookies from third parties, including analytics and advertising cookies. Detailed information is available in "Cookie Policy". In order to change your settings, please use the CHANGE SETTINGS option.

Accept optional cookies

Reject optional cookies

Privacy settings

Required

Necessary cookies enable the correct display of the site and the use of basic functions and services available on the site. Their use does not require the users' consent and they cannot be disabled within the privacy settings.

Advertising

Advertising cookies (including social media files) allow us to present information tailored to users' preferences (based on browsing history and actions taken,advertisements are displayed on the site and on third-party sites). They also allow us to measure the effectiveness of advertising campaigns of KKS Lech Poznań S.A. and our partners.

You can change or withdraw your consent at any time using the settings available in privacy settings.

Analitical

Advertising cookies (including social media files) allow us to present information tailored to users' preferences (based on browsing history and actions taken,advertisements are displayed on the site and on third-party sites). They also allow us to measure the effectiveness of advertising campaigns of KKS Lech Poznań S.A. and our partners.

You can change or withdraw your consent at any time using the settings available in privacy settings.

Save my choices