2021-06-17 13:11 Adrian Gałuszka , PC Przemysław Szyszka

"Nie zamieniłbym tej szatni na żadną inną" – wywiad z Arturem Węską

Rachunek sumienia w połowie rundy, potrzeba elastyczności taktycznej, nieoczekiwani bohaterowie, którzy pomogli w utrzymaniu. O tych i wielu innych kwestiach porozmawialiśmy z trenerem drugiej drużyny Lecha Poznań, Arturem Węską, którego zespół zajął czternaste miejsce w minionym sezonie eWinner 2. Ligi.

Połowa kwietnia, drugi zespół przegrywa w trzy dni najpierw u siebie ze Zniczem Pruszków 2:5, a następnie na terenie ostatniej w tabeli Olimpii Elbląg 1:3 i ląduje na przedostatnim miejscu w tabeli. Miał trener tej wiosny moment większego zwątpienia w to, że uda się uratować drugą ligę dla Lecha Poznań?

- W tej rundzie trudniejszego momentu nie mieliśmy, ale był to zarazem dla nas punkt przełomowy. Analizowaliśmy to i może nie znajdowaliśmy się wtedy w tragicznej sytuacji, ale przegrywaliśmy wtedy mecze z dołem tabeli i mentalnie podupadliśmy. Widziałem to po zawodnikach w szatni tym bardziej, że czekały nas dużo cięższe spotkania. Zakładaliśmy sobie inny scenariusz punktowy w starciach właśnie ze Zniczem czy Elblągiem, chcieliśmy je po prostu zwyciężyć.

To o tyle kluczowy fragment sezonu, że po kolejnym meczu - z Błękitnymi Stargard - postanowiliście zmienić wyjściowe ustawienie na to z trzema obrońcami i wahadłowymi. Skąd taka myśl?

- Po remisie 1:1 z Błękitnymi usiedliśmy ze sztabem, wykonaliśmy pewien rachunek sumienia. Gdybyśmy tamten mecz wygrali w naszym wcześniejszym ustawieniu 1-4-3-3, pewnie byśmy nic nie zmienili. Tak się jednak nie stało i wyszliśmy z założenia, że drużyna potrzebuje impulsu, a mieliśmy przed sobą spotkanie ze Skrą w Częstochowie. Wiedzieliśmy, że to bardzo ciężki przeciwnik, który gra w ustawieniu 1-3-4-3. Musieliśmy coś zmienić, żeby pokazać się z dobrej strony, stoczyć wyrównany bój. Zremisowaliśmy 0:0 i każdy z nas poczuł, że zadziała się pozytywna zmiana. Sam powiedziałem wtedy w szatni, że to zalążek czegoś dobrego i dzięki temu pójdziemy w odpowiednim kierunku.

Właśnie w Częstochowie zagraliście chyba przełomowy mecz jeśli chodzi o formację obronną. Wyżej notowany rywal, który raczej ze strzelaniem goli nie ma problemów, a zaraz powalczy w finale baraży o pierwszą ligę, nie stworzył sobie przeciwko wam praktycznie żadnej sytuacji z gry.

- Drużyna poczuła wtedy, że jesteśmy solidnym zespołem, nie robimy głupich błędów, stanowimy jedność na boisku. To był mecz w środku tygodnia, pojechaliśmy tam mając do dyspozycji praktycznie tylko swoich zawodników wraz z Krzyśkiem Bąkowskim i Filipem Borowskim. Pokazało nam to, że swoją ekipą można dobrze grać, a potwierdziła to też końcówka ligi, podczas której punktowaliśmy lepiej, niż ze wsparciem z "jedynki". Oczywiście zawodnicy z pierwszego zespołu zawsze byli dla nas ważni, natomiast pokazaliśmy, że zawodnicy, którzy na co dzień trenują we Wronkach posiadają również wysokie umiejętności. Zawsze w to wierzyłem i im to powtarzałem.

Skorzystało na tym kilku waszych zawodników, takich jak Maksymilian Pingot oraz Adrian Laskowski, którzy idealnie się sprawdzili na bokach tej trzyosobowej formacji defensywnej. To znak, że warto w przyszłości rozważyć większą elastyczność taktyczną?

- Podpisuję się pod modelowym systemem akademii, czyli 1-4-3-3, uważam go za kapitalne ustawienie i jest mi ono najbliższe. Sztuką trenera jest jednak dobranie systemu pod zawodników, żeby drużyna czuła się w danym momencie możliwie jak najbardziej optymalnie. Nie jest sztuką grać cały czas 1-4-3-3 oraz przegrywać każdy mecz i tracić masę bramek. Po analizie w połowie rundy, gdzie wcześniej straciliśmy dwadzieścia bramek w dziesięciu meczach, doszliśmy do wniosku, że przejście na 1-3-5-2 czy też 1-5-3-2 w defensywie będzie dla nas najlepsze. To wypaliło i jako sztab możemy być zadowoleni z tego, że dojrzeliśmy problemy nam towarzyszące i na nie zareagować. Dzisiaj oceniając nas chyba nikt nie ma wątpliwości co do słuszności tej decyzji. W kolejnych dziewięciu meczach straciliśmy tylko cztery bramki.

Jak udało się sprawić, że nowa taktyka tak szybko "zaskoczyła"? Mówi się o tym ustawieniu, że przystosowanie się do niego zajmuje bardzo dużo czasu, że wymaga to wielu treningów i meczów. Tymczasem wy w dziewięciu ostatnich spotkaniach zdobyliście 15 punktów, straciliście cztery gole, daliście się ograć tylko dwa razy. Chyba nieźle jak na zespół walczący o utrzymanie.

- Pomogło nam na pewno to, że akademia szkoli bardzo inteligentnych i świadomych taktycznie zawodników, którzy rozumieją grę. Ustawienie czy struktura w ataku i obronie to są tylko liczby. Ważne, żeby stosować się do zasad poruszania się w defensywie czy ofensywie. Ten system pomógł nam w tym, że piłkarze lepiej się asekurowali i wspierali, były mniejsze przestrzenie w tylnych formacjach, to przełożyło się na mniejszą liczbę bramek straconych. Okej, z przodu mniej strzelaliśmy, ale i tak wygrywaliśmy, nawet częściej. Uważam, że ustawienia 1-3-5-2 trudniej nauczyć w atakowaniu, niż w bronieniu, ale nam nie sprawiło to problemu, bo w modelu gry akademii jest zmiana struktury na ustawienie z trójką obrońców w budowaniu gry. Zmieniliśmy defensywę i nad tym pracowaliśmy najwięcej, z przodu natomiast graliśmy bardzo podobnie.

Dużo działaliśmy ze sztabem indywidualnie i grupowo, sporo dały nam odprawy multimedialne. Pokazywaliśmy zawodnikom przed czy po treningach wycinki nagrań z drona, posługiwaliśmy się technologią i zabiegami wizualnymi, żeby piłkarze jak najwięcej widzieli na własne oczy, a potem doświadczali tego na boisku, inaczej nie zachodzi proces nauki.

Co oprócz tego w tym czasie było waszą największą siłą? Mental, dobra analiza najbliższego rywala, przygotowanie motoryczne, trafienie z formą na najważniejszy odcinek rozgrywek?

- Wszystkie wymienione odegrały sporą rolę, ale najważniejsze było chyba podejście taktyczne pod każdego kolejnego przeciwnika. Zawodnicy otrzymywali dużo informacji odnośnie najbliższego rywala, jego zachowań w ataku i obronie. Po meczach często rozmawialiśmy z samymi piłkarzami, mówili, że dobrze się czuli na boisku, że to był odpowiedni plan na dane spotkanie, bo wiedzieli co mają robić. Rywal nas nie zaskakiwał, a my mieliśmy pomysł na niego nie tracąc przy tym naszej tożsamości. Oczywiście, chcemy grać w piłkę i ją posiadać, ale w drugiej części rundy położyliśmy większy nacisk na grę w defensywie. Wcześniej chcieliśmy grać tylko do przodu, nie martwić się o atuty drużyny przeciwnej. Później neutralizowaliśmy je w większym stopniu i to była największa zmiana.

Dotrzeć udało się do wielu zawodników, którzy w kluczowym momencie weszli na dobre do gry w seniorach i to od razu na mecze o wszystko, takich jak Jakub Malec czy Jędrzej Strózik. Ich dojrzała postawa robiła na trenerze wrażenie?

- Nauczyłem się przez pół roku w Lechu, że trzeba odciąć się od tego, ile ktoś ma lat czy jakie doświadczenie w seniorach. Poprzez pracę na treningach wiedziałem, że poradzą sobie podczas meczów, ale musieli być do tego dobrze przygotowani taktycznie. To młodzi chłopcy, którzy potrzebują planu na kolejne spotkanie. Ich wcześniejsza nauka w akademii ma sprawić, że wejście do dorosłej piłki ma być płynne. Tutaj zaczyna się już trochę inna rywalizacja, z piłkarzami o większym ograniu czy innych warunkach fizycznych. Prosty przykład: na początku wiosny wygraliśmy u siebie ze Stalą Rzeszów 5:1, była euforia, ale przed sobą mieliśmy mecze z Sokołem Ostróda, Hutnikiem Kraków i GKS-em Katowice, a każdy z tych zespołów prezentował zupełnie inny futbol. Dlatego tonowaliśmy te nastroje. Znam tę ligę od pięciu lat, wiem, że każdy tydzień w niej wygląda inaczej. Czasem przeciwnik będzie cię wysoko naciskał, czasem odda piłkę i będzie czekał na kontrę, nie da się więc iść całym czas jednym rytmem i trenować co tydzień tak samo.

Było trochę tak, że kiedy widmo spadku zajrzało wam głębiej w oczy postawiliście też po prostu na większy pragmatyzm?

- W trzeciej lidze rezerwy Lecha Poznań mogłyby do prawie wszystkich spotkań podejść w podobny sposób. Stawiamy na ofensywę, patrzymy głównie na siebie, nie martwimy się za bardzo tym, co przeciwnik ma do zaoferowania, a i tak wygrywamy większość meczów. Poziom wyżej już można zdecydowanie efektywniej przygotowywać zawodników do piłki seniorskiej, do przejścia do pierwszej drużyny. W ekstraklasie będą się mierzyć z dojrzale grającymi zespołami, a każdy z nich pokaże inny futbol. Podobna sytuacja - w odpowiedniej skali - ma miejsce w drugiej lidze. Mecze w niej przygotują przykładowo Antoniego Kozubala, Filipa Borowskiego, Kubę Malca czy Maksymiliana Pingota do tego, co czeka ich wyżej. Musimy być jednak elastyczni. Kiedy przegrywasz trzy-cztery mecze dostajesz sygnał, że nie możesz brnąć w tę samą drogę. Dlatego ta runda to także świetna nauka zarówno dla mnie jako trenera, jak i całego klubu.

Nie straciliśmy swojej tożsamości, chcieliśmy dominować, grać do przodu, bazować na naszej technice i taktyce. Chłopcy dostali jednak nowy bodziec w postaci zmierzenia się z nową strukturą, to też ich rozwinęło. Czasem muszą wyczekać przeciwnika, cofnąć się niżej, zaatakować z ataku szybkiego, żeby później przejść w dominację dzięki swoim umiejętnościom. Tak wyglądały nasze niektóre mecze, jak ze Śląskiem II Wrocław, z Bytovią czy ze Stalą Rzeszów.

Rozmawiamy o charakterystyce drużyn w drugiej lidze, mają one często jeden punkt wspólny. Posiadają solidnego napastnika, na którym często opierają swoją grę w ofensywie. Prawdopodobnie więc waszym największym personalnym problemem przez większość wiosny był brak takiego zawodnika.

- Jako trener staram się stworzyć zespół z zawodników, którymi dysponuję. Nie ma co szukać winnych za częsty brak napastnika, bo mieliśmy Huberta Sobola, który wypadł nam z powodu urazu na całą rundę. W jej trakcie nie mogliśmy już nikogo ściągnąć na jego miejsce. To pomogło nam wykreować pewne warianty, inni piłkarze wzięli na siebie ciężar zdobywania bramek, jak Karbownik czy Krivets. Nie mieliśmy problemu z kombinowaniem w tym kontekście.

Trener objął rezerwy przed rundą wiosenną, a w jej trakcie bez przerwy balansowaliście na granicy strefy zagrożonej spadkiem oraz miejscami bezpiecznymi. To sprawia, że podczas urlopu chce się pan zregenerować głównie pod kątem psychicznym?

- Bez dwóch zdań za nami ciężka runda i dla nas wszystkich pod kątem sportowym najważniejsze było to, żeby wywalczyć to utrzymanie. Przyświecały nam też cele szkoleniowe, zachowanie filozofii czy wprowadzenie młodych zawodników do gry. Wraz ze sztabem jednak jesteśmy ludźmi ambitnymi i każda porażka nas bolała. Początek wiosny był niezły, środek tragiczny, końcówka świetna. Narodził się zespół, który przetrwał kryzys i udowodnił, że może to udźwignąć w różnych okolicznościach.

W jaki sposób odbijało się to na zawodnikach, którzy też w wielu przypadkach nie mieli zbyt dużego doświadczenia ze szczebla centralnego?

- Presja była duża i widziałem po nich nawet w trudnych momentach, że bardzo chcą. Tworzyliśmy skład przede wszystkim w oparciu na młodzieżowcach, bywały mecze, w których mieliśmy ich dziesięciu. To ewenement na skalę kraju. Nie jest łatwo im wpajać, żeby podchodzili do kolejnych meczów na spokojnie, bez stresu. W piłce nożnej zawsze będzie towarzyszyć im presja, żeby wygrywać, bo jak tego nie zrobisz, każdy będzie patrzył ci na ręce. Nie uciekaliśmy od tego, oswajaliśmy ich z tym. Zawodnik boi się przed spotkaniem, kiedy nie ma na niego planu, nie wie jak ma grać. Kiedy wie co ma robić w każdej fazie gry, jest inaczej niezależnie od rywala.

A co trener mógł wynieść dla siebie z tej rundy? Ciężko, żeby spotkał się pan z podobną specyfiką pracy we wcześniejszych klubach.

- Za mną pół roku pełne doświadczeń i nie zamieniłbym tego na nic innego, bo dzięki temu stałem się lepszym trenerem. Z dziewiętnastu meczów na wiosnę tylko dwa razy zagraliśmy w tym samym składzie, a często mówi się, że to właśnie stabilizacja jest bardzo istotna. Taka tu panuje specyfika i zdawałem sobie z niej sprawę. Ważne przy tym są umiejętności miękkie, musisz umieć rozmawiać z piłkarzami, wytłumaczyć mu czemu dzisiaj nie zagra, a za tydzień już będzie dla ciebie kluczową postacią. U nas siedemnastolatek chce grać w drugiej lidze, wręcz tego oczekuje i to jest to dobre, mówi wiele o jego ambicji. Naszą szatnię właśnie to cechuje, dlatego nie chciałbym teraz pracować w innej. W drużynie nie ma chłopców, którym wychodząc na trening czy mecz się nie chce. Czasem wręcz mieliśmy problem, żeby niektórych graczy przyhamować trochę, mówiliśmy im, żeby zwolnili, ochłonęli, bo ich szansa przyjdzie. Dlatego później kiedy wchodzili do gry, byli na to gotowi mentalnie i pomogli w istotnych momentach.

Jednym z głównych celów drugiej drużyny jest dostarczanie zawodników do pierwszego zespołu Kolejorza. Wejdźmy więc na chwilę w personalia, poleci pan z czystym sumieniem kilku swoich graczy trenerowi Skorży?

- Rozmawiamy z trenerem Skorżą i szanuję jego pogląd na nasz zespół oraz poszczególnych zawodników. Musimy pamiętać, że ja mogę rekomendować czy polecić kilku piłkarzy, ale to szkoleniowiec pierwszej drużyny wie najlepiej, jakie wymagania niesie ze sobą ekstraklasa. Dlatego mogę pochwalić za tę rundę Kubę Karbownika, Maksa Pingota czy Łukasza Szramowskiego, bo w moim odczuciu to perspektywiczni zawodnicy zasługujący na taką szansę. Jest też wielu innych młodych graczy, którzy byli naszą wielką siłą, tacy jak Eryk Kryg, Karol Smajdor czy Jakub Białczyk. Oni też poniżej pewnego poziomu nie schodzili i życzę im, żeby w przyszłości trafili wyżej. W kontekście ruchów do pierwszego zespołu decyzja należy już do trenera Skorży, to on wie najlepiej, czego mu potrzeba.

Jaka przyszłość czeka ten zespół? Na co stać go w przyszłych rozgrywkach?

- Czeka nas pewnie tradycyjna już dla tego zespołu większa lub mniejsza letnia przebudowa. Jesteśmy po rozmowach z władzami akademii i na pewno wzmocnimy drużynę o napastnika, bo jest on jej bardzo potrzebny. Jako trener marzyłbym sobie, żebyśmy nie drżeli od pierwszej do ostatniej kolejki o utrzymanie. Chcemy budować u zawodników świadomość, że jesteśmy silni, budować pewność siebie poprzez zwycięstwa. Też jestem ambitną osobą, chciałbym pobić się o wyższe miejsca. Mimo tego, że jesteśmy młodzi, przy dobrych ruchach jesteśmy w stanie to osiągnąć.

Rozmawiał Adrian Gałuszka

Next matches

Friday

31.01 godz.20:30
Lech Poznań
vs |
Widzew Łódź

Saturday

08.02 godz.00:00
Lechia Gdańsk
vs |
Lech Poznań

Recommended

Newsletter

Subscribe

More

KKS LECH POZNAŃ S.A.
Enea Stadion
ul. Bułgarska 17
60-320 Poznań

Infolinia biletowa:
tel.  61 886 30 30   (10:00-17:00)

Infolinia klubowa: Tel: 61 886 30 00
mail: lech@lechpoznan.pl
Biuro Obsługi Kibica

We use cookie files

We use cookies that are necessary for visitors to our website to take advantage of the services and features available. We also use cookies from third parties, including analytics and advertising cookies. Detailed information is available in "Cookie Policy". In order to change your settings, please use the CHANGE SETTINGS option.

Accept optional cookies

Reject optional cookies

Privacy settings

Required

Necessary cookies enable the correct display of the site and the use of basic functions and services available on the site. Their use does not require the users' consent and they cannot be disabled within the privacy settings.

Advertising

Advertising cookies (including social media files) allow us to present information tailored to users' preferences (based on browsing history and actions taken,advertisements are displayed on the site and on third-party sites). They also allow us to measure the effectiveness of advertising campaigns of KKS Lech Poznań S.A. and our partners.

You can change or withdraw your consent at any time using the settings available in privacy settings.

Analitical

Advertising cookies (including social media files) allow us to present information tailored to users' preferences (based on browsing history and actions taken,advertisements are displayed on the site and on third-party sites). They also allow us to measure the effectiveness of advertising campaigns of KKS Lech Poznań S.A. and our partners.

You can change or withdraw your consent at any time using the settings available in privacy settings.

Save my choices