Tak jak w meczu z Widzewem w Łodzi, Lech zdołał strzelić dwie bramki i wyrównać na 2:2. By w samej końcówce polec...
Po raz pierwszy od lat Lech przyjechał do Warszawy nie po wyrok, ale z nadziejami na korzystny wynik. Siła lechitów miała tkwić w środku pola - tam było pięciu piłkarzy, w tym ustawieni ofensywnie Piotr Reiss i Henry Quinteros. Postawa tego ostatniego, zbierającego ostatnio w "Kolejorzu" świetne recenzje, była wielką niewiadomą. Swoje ostatnie mecze w Lechu Peruwiańczyk rozgrywał w jesiennej temperaturze, wczoraj w Warszawie było przeraźliwie zimno. Choć na tablicy świetlnej stadionu Legii widniały 4 st. Celsjusza, to temperatura odczuwalna była na pewno dużo niższa. Może właśnie dlatego od początku piłkarze sporo biegali i mecz był ciekawy. Do tego stopnia, że Brazylijczyk z Legii Roger Guerreiro już w 8. min wyrzucił poza boisko czapkę.
Legia swoją najlepszą sytuację w pierwszej połowie miała już w... 21. sekundzie, gdy strzał po akcji lewą stroną oddał Dawid Janczyk - piłka przeleciała tuż obok ręki Krzysztofa Kotorowskiego, ale i słupka. Powoli Lech uzyskiwał przewagę w środku pola. Atakował skrzydłami, ale najlepszą okazję miał po dośrodkowaniu Piotra Reissa z rzutu wolnego. Zakrzewski strzelił jednak głową tuż nad poprzeczką. W ogóle trudno było uwierzyć, że grają ze sobą dwie najskuteczniejsze drużyny ekstraklasy, które w dwunastu poprzednich kolejkach zdobyły w sumie pół setki goli. Przez 45 minut piłkarze nie oddali ani jednego celnego strzału.
A druga połowa zaczęła się tak samo jak pierwsza - okazja dla Legii (po niesłusznym wolnym i strzale Sebastiana Szałachowskiego), a później znów na kilka minut akcja przeniosła się pod bramkę Muchy. Lech miał jednak pecha, bo sędzia Słupik nie zauważył, że Szałachowski przytrzymuje Wasilewskiego, dostrzegł za to niepotrzebne odepchnięcie rywala przez obrońcę Lecha. Tym razem rzut wolny Legia wykorzystała - uderzenie Szałachowskiego było piękne, Kotorowski nie miał szans. Teraz dopiero zrobił się mecz - wyrównać po dośrodkowaniu Reissa z rzutu rożnego mógł Wasilewski (nie trafił z 2 m), po chwili doskonałą sytuację zmarnował Janczyk. Legia podwyższyła jednak na 2:0 po drugim trafieniu Szałachowskiego, który tym razem został pozostawiony bez opieki w polu karnym "Kolejorza".
0:2? Nie takie straty Lech odrabiał w tym sezonie. Poznaniacy rzucili wszystkie siły do ataku. Po kapitalnym podaniu Henry Quinterosa Zakrzewski w sytuacji sam na sam trafił w bramkarza Legii, po chwili Reiss fatalnie przestrzelił z 5 m. W końcu jednak kapitan poznaniaków - po świetnym podaniu Zakrzewskiego - trafił do bramki i przerwał serię Muchy, który do tego momentu nie puścił gola przez 425 minut. Poznaniacy uwierzyli, że jeszcze mogą zdobyć choćby punkt. I znów pokazali żelazną kondycję! W 81. min kapitalny rajd lewą stroną przeprowadził rezerwowy Przemysław Pitry - uciekł przed nogami Wojciecha Szali, zdołał dośrodkować w pełnym biegu - prosto na głowę Zakrzewskiego. Ten wyrównał, a po chwili utonął w ramionach kolegów. Wydawało się, że to Lech ma więcej sił, że to Lech pójdzie za ciosem. Tymczasem... tak jak dwa tygodnie temu w Łodzi o porażce "Kolejorza" przesądził indywidualny błąd obrońcy. Grzegorz Wojtkowiak źle zagrał piłkę głową, potem przewrócił się, gdy próbował przeszkodzić rywalowi. Nie udało mu się i Miroslav Radović pokonał Kotorowskiego.
Lech stracił kontakt z czołówką. Traci do Legii już 5 pkt.
Legia Warszawa 3 (0)
Lech Poznań 2 (0)
Szałachowski 54. i 60., Radović 86. - Reiss 65., Zakrzewski 81.
Legia: Mucha - Szala, Choto, Dick Ż, Bronowicki - Radović, Surma (85., Burkhardt), Vuković, Roger (74. Kiełbowicz) - Szałachowski, Janczyk (61. Junior).
Lech: Kotorowski - Wasilewski Ż, Bosacki, Drzymont, Wojtkowiak - Zając, Murawski, Quinteros (80. Bąk), Reiss, Wilk (63. Pitry) - Zakrzewski.
Sędziował Krzysztof Słupik z Tarnowa.
Widzów 12 tys. (700 kibiców Lecha)
Next matches
Friday
31.01 godz.20:30Saturday
08.02 godz.00:00Recommended
Subscribe