Trener Franciszek Smuda został kiedyś nazwany przez właściciela Lecha Poznań Jacka Rutkowskiego reżyserem teatru dramatycznego. Potwierdzał to kilka razy, kiedy tworzył niesamowicie emocjonujące widowiska, w których rozstrzygnięcia zapadały w ostatnich sekundach - najbardziej pamiętny przykład to starcie z Austrią Wiedeń. Przy okazji zbliżającej się rywalizacji z Cracovią wspominamy piłkarski horror, jakiego byliśmy świadkiem prawie 17 lat temu.
Dokładnie 19 sierpnia 2006 obie ekipy zmierzyły się przy Bułgarskiej. Była to czwarta kolejka pierwszego sezonu po zainwestowaniu w Kolejorza przez holding Amica. Choć był to początek, to już reżyser teatru dramatycznego wystawił dwie ciekawe sztuki - najpierw przeciwko Wiśle Płock wyciągnął z 0:2 na 3:2 w ostatnim kwadransie, a potem pojechał do Kielc, gdzie przegrywał 0:2, ale zdołał zremisować 2:2. Z Pasami dramaturgia była zdecydowanie największa, choć tutaj akurat bez szczęśliwego zakończenia.
Krakowianie kolejkę wcześniej prowadzili w Lubinie 3:1, żeby przegrać ostatecznie 3:4. I podobnie mogło być w Poznaniu. Ale po kolei. Po godzinie zaliczający jedyny ligowy występ w barwach niebiesko-białych bramkarz Paweł Linka po raz trzeci wyciągał piłkę z siatki. Koniec emocji? Nic z tego! Zacytujmy fragment relacji z Przeglądu Sportowego: - (…) Lech rozpoczął pościg. Znów w głównych rolach wystąpili rezerwowi. Tym razem Arkadiusz Bąk i Marcin Wachowicz, którym piłki dogrywał Piotr Reiss. Wspaniałe było zwłaszcza uderzenie tego drugiego. - Najpiękniejszy to był chyba gol w derby z Groclinem. Ten był jednak także niczego sobie - mówił Wachowicz. Na 3:3 wyrównał Marcin Wasilewski, który wyrasta na snajpera numer jeden w Kolejorzu. - Tak nie można grać. Stracilibyśmy trzy punkty na własne życzenie - denerwował się napastnik Tomasz Moskała z Cracovii, a Marcin Cabaj dodawał: - Nasze mecze należą w każdej kolejce do najatrakcyjniejszych. Ja już mam jednak dosyć tej atrakcyjności. Wolę spokojniejsze wygrane.
Lech nie tylko wyrównał, ale też strzelił na 4:3! - Choć trudno w to uwierzyć, gospodarze tylko przez nieprawidłową decyzję sędziego nie wygrali. W ostatniej minucie regulaminowego czasu gry po rzucie wolnym piłkę do bramki wpakował Zbigniew Zakrzewski. Robert Werder wskazał nawet na środek boiska, ale jego asystent podniósł chorągiewkę, dopatrując się spalonego. - Złodzieje, złodzieje! - zaczęli krzyczeć kibice. Tymczasem krakowianie wyprowadzili kontrę, po której niespodziewanie wbili zwycięskiego gola! Zimną krwią wykazał się Piotr Giza. - Adrenalina nam skoczyła i odkryliśmy się przy remisie - żałował Zakrzewski - to dalszy ciąg relacji z PS.
Po wyniku 3:4 wkurzony nie na żarty był Smuda, który nie owijał w bawełnę. - To była świetna reklama futbolu dla kibica. Ale to wszystko zepsuł jeden człowiek, którego po ostatnim gwizdku powinni wieźć od razu do Wrocławia. Nie może on trwonić wysiłku trenerów, piłkarzy i działaczy, którzy stwarzają ten spektakl. Takiego od razu za kratki! Sędzia najpierw uznał bramkę, ale boczny - ten grubas - podniósł chorągiewkę i mówi, że jest spalony. Jak tam mógł być spalony, to ja nie wiem. Po uderzeniu wszyscy wyszli do podania i tam nie było prawa być spalonego! Można powiedzieć, że sędzia wypaczył wynik meczu. Ten sędzia nie powinien się już pokazywać na boisku - grzmiał na pomeczowej konferencji prasowej.
- Powinienem wydać tylko oświadczenie, ale chcę wytłumaczyć. W pierwszej chwili uznałem gola, ale wtedy usłyszałem sygnał od mojego asystenta. Podbiegłem, a on stwierdził, iż uważa, że gol był ze spalonego. Na moje pytanie, czy jest pewien, odpowiedział, że tak. Musiałem to wziąć pod uwagę. Po to mam asystenta. Sędzia główny w czasie rzutów wolnych czy rożnych musi obserwować zamieszanie w polu karnym, a nie zastanawiać się nad spalonym. Przyjąłem zatem do wiadomości i nie uznałem gola. Ponieważ asystent nie może się wypowiadać, ja biorę tę decyzję na siebie - tłumaczył się arbiter ze stolicy 17 lat temu przy Bułgarskiej.
Next matches
Friday
31.01 godz.20:30Saturday
08.02 godz.00:00Recommended
Subscribe