Już dziś o 20:00 Lech Poznań w 14. kolejce PKO Ekstraklasy zmierzy się na wyjeździe z Pogonią Szczecin. W ramach cyklu Jeden Klub Tysiąc Historii swój szalony czas po debiucie w ekstraklasie oraz wyjątkowe chwile na stadionie Pogoni wspomina były napastnik Kolejorza – Bartosz Ślusarski.
Zawsze jak widzę, że Lech ma grać w Szczecinie to przypomina mi się mój początek w tym klubie. Wszystko zaczęło się od zwariowanych dziesięciu dni, ponieważ właśnie w takim odstępie czasu wydarzyło się w bardzo wiele, a jak na tak młodego piłkarza możemy powiedzieć, że bardzo bardzo wiele. Była wiosna 2000 roku, a ja najpierw zaliczyłem epizodyczny występ z Zagłębiem Lubin, w którym zadebiutowałem w Lechu i w ekstraklasie, a trzy dni później zagraliśmy mecz Pucharu Polski w Policach. Co prawda, odpadliśmy tam po dogrywce, ale ja pojawiłem się w pierwszym składzie i strzeliłem dwa debiutanckie gole.
Był to środek tygodnia, a w weekend graliśmy kolejną kolejkę ligową i właśnie wtedy pojechaliśmy na wyjazdowe spotkanie do Szczecina. Tym razem nie byłem w podstawowej jedenastce, ale wszedłem na boisku w drugiej połowie i kiedy przegrywaliśmy 1:3 udało mi się pokonać Radosława Majdana, dzięki czemu złapaliśmy kontakt. Kilka minut później zostałem wycięty w polu karnym i Sławek Suchomski zamienił rzut karny na bramkę. Wydawało nam się, że wrócimy do Poznania z jednym punktem, ale w absurdalnie długim doliczonym czasie gry Pogoń również wykonywała jedenastkę i ostatecznie wygrali. Pomimo tego, że wejście w mecz miałem bardzo dobre to frustracja była ogromna. Nie zgadzaliśmy się z decyzją sędziego, ale nie pozostaje nic innego niż powiedzieć, że było, minęło. Wiemy jakie czasy wtedy mieliśmy.
Pamiętam jeszcze jedną rzecz z tego spotkania. Po meczu poprosił mnie o wywiad obecny spiker na stadionie Lecha, czyli Grzegorz Surdyk, który wtedy pracował jeszcze w radiu. Nie ukrywam, że byłem bardzo zdenerwowany i w trakcie rozmowy ubarwiłem ją niezłą "wiązanką". Po zakończeniu Grzegorz powiedział, że niestety, ale tego chyba nie będziemy mogli nigdzie puścić. Po latach widzę, że była to wyjątkowa chwila z pierwszym golem w ekstraklasie i spełnieniem jednego z marzeń, ale przegranie w takich okolicznościach bolało strasznie.
Jednak to nie był koniec tych szalonych dziesięciu dni, ponieważ wtedy jeszcze zagraliśmy na własnym stadionie z Amiką Wronki. Bardzo dobrze pamiętam, że wszedłem na boisko około 60 minuty i szybko wyłapałem żółtą kartkę za faul na Mariuszu Kukiełce. Mieliśmy remis, a w pewnym momencie Grzesiu Matlak rzucił mi piłkę i dałem prowadzenie na pięć minut przed końcem. Radość w Kotle była niesamowita i ja również pobiegłem w tamtą stronę, za co otrzymałem drugą żółtą kartkę. Wszyscy wypominają mi, że zdjąłem koszulkę, a ja po prostu wybiegłem poza obręb boiska. Wtedy wprowadzono świeży przepis o tym, że nie można tego robić i sędzia powiedział mi, że to najgłupsza kartka jaką w swoim życiu musiał dać piłkarzowi. Otrzymałem czerwień i opuściłem plac gry, ale wtedy mnie to średnio obchodziło, bo byłem w siódmym niebie. Dziesięć dni, cztery mecze, cztery gole. Nieźle jak na debiutanta. Szkoda, że później do końca sezonu nie było już tak dobrze. Jednak zrobił się duży szum wokół mojej osoby i głowa chyba wtedy nie podołała. Dużo wywiadów, ludzie zaczynali zaczepiać mnie na ulicy, ale pomimo tego, że dalej nie było już tak dobrze to miło wspominam ten czas.
Pogoń i Szczecin jeszcze kilka razy pojawiły się w moim życiu. Pamiętam na przykład mecz z pierwszego sezonu po powrocie do ekstraklasy, kiedy wygraliśmy tam 1:0 w zimowej aurze, a ja zdobyłem jedyną bramkę. Podawał mi Waldek Kryger, z którym miałem jeszcze przyjemność grać, a ja uderzyłem główką i po koźle piłka wpadła do siatki. Dodatkowo mogę powiedzieć, że w swojej karierze zagrałem dwa mecze w reprezentacji Polski. Najpierw w Chicago z Meksykiem, a miesiąc później właśnie w Szczecinie z Albanią. Zmieniłem wtedy na boisku Macieja Żurawskiego, który wcześniej strzelił jedynego gola tego towarzyskiego spotkania. Teraz stadion Pogoni jest placem budowy i nie przypomina tamtego obiektu, ale dobrze, że zmienia się tam na lepsze, bo odstawał on ostatnio od reszty polskich stadionów. Szkoda, że teraz nie będzie tam naszych kibiców, bo zawsze licznie się tam pojawiali i czuć było ten brak przyjaźni z miejscowymi. Oby ten stadion był w sobotę szczęśliwy dla obecnego Kolejorza, tak jak kilka razy był dla mnie.
Zredagował Mateusz Jarmusz
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe