14 kwietnia 2002 Lech Poznań wrócił do najwyższej klasy rozgrywkowej po dwóch latach pobytu w drugiej lidze. Spotkanie decydujące o awansie rozgrywał przy Bułgarskiej z Orlenem Płock, a w meczu brał udział 5-krotny mistrz Polski z Kolejorzem, Jarosław Araszkiewicz.
Nasza przewaga w tabeli nad Orlenem przed bezpośrednim starciem była potężna. Dość powiedzieć, że po jego zakończeniu mogliśmy zapewnić sobie awans do pierwszej ligi, a do gry pozostało jeszcze pięć kolejek! U siebie byliśmy wtedy niesamowicie mocni, wygrywaliśmy wszystko, chyba siedemnaście z osiemnastu meczów. Tamten dzień nie był wyjątkiem, zwyciężyliśmy skromnie 1:0 po dobitce z rzutu karnego Ryszarda Remienia, a w Poznaniu zapanowała wielka radość. Nie można tego porównywać z tymi emocjami, które kibicom przy okazji wcześniejszych tytułów mistrzowskich, ale jedno nie ulegało wątpliwości: wszyscy potrzebowaliśmy sukcesu, a na tamtą skalę awans był osiągnięciem na miarę naszych apetytów.
Nie wiem z czego to wynika, ale istnieje pewna tendencja. Jeśli zespoły borykają się z problemami finansowymi, ich zawodnicy mobilizują się inaczej. Pieniądze są potrzebne w życiu, nie mam wątpliwości, ale wtedy, w drugiej lidze, wiedzieliśmy, że to nie dla nich gramy. Szatnia była zgrana, a kiedy pojawił się jakiś problem, szybko go rozwiązywaliśmy. Byłeś w słabszej dyspozycji, zawaliłeś mecz, nie dawałeś z siebie "maksa"? Krótka piła, nie ma to tamto, bez zbędnych ceregieli. Sprawy wyjaśnialiśmy błyskawicznie.
Po treningach do domu nikomu się nie spieszyło. Świat dziś sunie do przodu, coraz szybciej i szybciej. Wtedy Pan Gieniu po zajęciach widząc nas siedzących w ciuchach piłkarskich pytał, czy my domów nie mamy. Zupełnie coś innego. Nie tylko w Poznaniu czy Polsce dziś grają obcokrajowcy, na całym świecie wygląda to odmiennie.
Do ukochanego klubu wróciłem z Grodziska, gdzie piłkarze mieli wszystko. Ja myślałem tylko o tym, że tu się wychowałem, tu chciałem zakończyć karierę, robiłem wszystko, żeby związać się również pracą później w Lechu. Wtedy, gdy robiliśmy awans, zaczynałem przygodę trenerską, będąc u Bogusława Baniaka asystentem. Uczyłem się trochę tej nowej roli. Jak jesteś zawodnikiem i przegrywasz bądź remisujesz mecz, schodzisz z boiska, idziesz pod prysznic, ubierasz, wchodzisz do samochodu i jedziesz do domu. Jako trenera boli cię wtedy głowa, nie wiesz, co z tym zrobić, cały czas się zastanawiasz, czy wszystko zrobiłeś jak należy. Milion czynników, a ty rozpracowujesz w głowie każdy z nich.
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe