W 2009 roku, podobnie jak pierwsze spotkanie z Club Brugge, także rewanż z belgijskim klubem na antenie "Radia Merkury" komentował nestor poznańskiego dziennikarza, Krzysztof Ratajczak. Redaktor wspomina, jak z jego perspektywy wyglądało decydujące o awansie do fazy grupowej Ligi Europy starcie oraz tłumaczy, czym szczególnie zdenerwował go trener Jacek Zieliński po jego zakończeniu.
Już pierwszy mecz z Club Brugge pokazał, że Belgowie to rywal z wyższej półki, niż przeciwnicy we wcześniejszych rundach. Wiadomo było, że rewanż będzie dla Lecha sporym wyzwaniem, ale wszyscy nie mogli się już go doczekać. Na to spotkanie podróżowałem z realizatorem transmisji samochodem, podobnie zresztą jak setki kibiców Kolejorza. Wydaje mi się, że do wyjazdu zachęcał ich nie tylko dobry wynik z pierwszego pojedynku, ale także sama marka zespołu z Belgii. Do Brugii dotarłem dzień przed spotkaniem, wtedy też w poznańskim obozie wyczuwało się względny spokój. Towarzyszył on drużynie na przedmeczowym treningu, ale i fanom będącym tam na miejscu. Szkoleniowiec Jacek Zieliński to bardzo stonowany człowiek, więc na konferencjach trudno było wyciągnąć z niego jakieś konkrety odnośnie tego, jak zagra jego drużyna w najbliższym meczu. Taka sytuacja miała też zresztą miejsce wtedy.
Brugia to piękne miasto, w klasycznym stylu Beneluksu. Jej środek przecina dziesiątki kanałów, a w samym centrum mieści się klimatyczny rynek. Pełno tam kawiarenek czy restauracji, które w dzień rewanżu bardzo szybko zrobiły się niebieskie. Nasi kibice zachowywali się wzorowo, zorganizowali efektowny przemarsz na stadion, który na miejscowych zrobił spore wrażenie. Sam obiekt należał do kameralnych, liczy około 25-30 tysięcy miejsc. Kiedy na niego dotarliśmy, wszyscy nie mogliśmy się doczekać rozpoczęcia spotkania.
A do niego Lech podszedł już zbyt asekuracyjnie, co pokazały już jego początkowe minuty. Trener Zieliński z reguły pozwalał grać swoim piłkarzom, ale tym razem wyszli oni zbyt głęboko cofnięci. Mimo to emocje mogły skończyć się szybko i tak nawet się stało. Sędzia nie uznał jednak prawidłowego gola Semira Stilicia strzelonego bezpośrednio z rzutu wolnego. Arbiter stwierdził, że Hernan Rengifo faulował belgijskiego bramkarza. Pamiętam, że spojrzałem wtedy na sektor gości. Ludzie byli zszokowani, wiedzieli, że bramka na wyjeździe rozstrzygałaby losy awansu!
W drugiej połowie dobrą okazję miał Lewandowski, ale nie zdołał jej wykorzystać. Czuć było, że szczęście jest coraz bliżej, ale również wisi na włosku. Dziesięć minut przed końcem strzał zza pola karnego oddał Wesley Sonck, piłkarz z ponad 60 występami w reprezentacji Belgii. Broniący tego dnia Grzegorz Kasprzik wypluł piłkę przed siebie i przy dobitce nie miał już żadnych szans. Dogrywka upłynęła szybko, a zaraz po niej przyszedł czas na nieszczęśliwe dla Kolejorza rzuty karne. Rengifo nie trafił ostatniej z "jedenastek" i pożegnaliśmy się z pucharami…
Po spotkaniu szkoleniowiec Zieliński otrzymał pytanie o trenowanie rzutów karnych. Rozzłościła mnie jego odpowiedź, bowiem stwierdził on, że jego zawodnicy nie przygotowywali się do tego elementu. Nie mieściło mi się to w głowie. Nie czułem wzburzenia spowodowanego samym odpadnięciem z rywalizacji, ale to zdanie wyjątkowo mnie zirytowało. Po konferencji miałem wejście na antenę, a swoją relację prawie w całości oparłem o właśnie to stwierdzenie. Opiekun Lecha musiał przecież zakładać taki scenariusz, w którym do dogrywki czy takiego właśnie rozstrzygnięcia dojdzie, nie było ono aż tak nierealne. Mimo to jasno powiedział, że jego drużyna nie poświęciła takim ćwiczeniom specjalnie miejsca.
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe