Mecz z Cracovią z 2004 roku był ekstraklasowym debiutem Mirosława Golińskiego w Lechu Poznań. Pomimo tego, że wystąpił tylko w kilkunastu meczach pierwszego zespołu, to pozytywnie zapisał się w pamięci wielu kibiców Kolejorza. - Choć minęło już trochę czasu, to bardzo brakuje mi tego - mówi dzisiejszy bohater cyklu Jeden Klub Tysiąc Historii.
Bardzo przyjemnie wspominam tamten moment. Miałem wtedy 18 lat. Zadebiutować - i to w pierwszym składzie - razem z bratem i takimi gwiazdami, jak Piotr Reiss, Piotr Świerczewski czy Maciej Scherfchen. To była sama przyjemność, ale też stres. Koledzy oraz trener bardzo mi pomogli. Co prawda przegraliśmy, jednak nigdy nie zapomnę tego meczu. Stoperem Cracovii był wtedy Kazimierz Węgrzyn. W jednej sytuacji mocno go "przestawiłem" i wylądował w bandach reklamowych. Bardzo mnie wtedy zwyzywał.
Mecz z Cracovią to mój ligowy debiut, natomiast jednym z moich pierwszych spotkań w Lechu był towarzyski mecz z VfB Stuttgart w 2003 roku. Miałem wtedy 17 lat. Dla tak młodego chłopaka występ przy pełnych trybunach poznańskiego stadionu był niewątpliwie ogromną przyjemnością.
W tamtych czasach zdobyliśmy Puchar Polski. To niewątpliwe jedno z najlepszych przeżyć w mojej karierze. Lech był wtedy na fali i przygoda pucharowa okazała się piękna. Choć dużo nie pomogłem, to udało mi się zagrać kilkanaście minut w półfinale z GKS-em Katowice. Stadion przy Bułgarskiej był wtedy pełny. Każdemu młodemu zawodnikowi polecam przeżycie takiej historii. Nasza ekipa była bardzo zgrana i nie chciałbym nikogo wyróżnić. Trzeba powiedzieć, że cały zespół prowadzony przez trenera Czesława Michniewicza był silny. Nie tylko na boisku, ale także poza nim. Byliśmy jak rodzina, wszędzie razem.
W Lechu grał już mój starszy brat Michał. Jego obecność z jednej strony pomagała, a z drugiej przeszkadzała. Wielokrotnie porównywano nas do siebie, co jest trochę uciążliwe w rywalizacji. Jak to mówią - ta sama pozycja, te same nogi. Czasami sobie dogryzaliśmy, ale Michał bardzo mi pomagał i podpowiadał. Jako młody chłopak chciałem też dużo udowodnić, ale z perspektywy czasu wiem, że to były dobre wskazówki.
Natomiast w szatni obecność brata okazała się przydatna. Koledzy inaczej mnie przyjęli, niż innych młodych graczy. Miałem już "plecy" i było mi łatwiej wejść do drużyny. Pokazała to sytuacja z Piotrkiem Świerczewskim, który należał wtedy do gwiazd polskiej piłki nożnej. Wszedł do szatni i ja, jako najmłodszy zawodnik, musiałem ustąpić mu miejsca. Pamiętam, że przytulił mnie wtedy i powiedział "Chodź młody, będziemy siedzieć obok siebie!". Piotrek wziął mnie trochę pod swoje skrzydła i kilka razy powiedział, co i jak. Jestem mu za to wdzięczny.
Sporo spotkań rozegrałem w trzecioligowych rezerwach Lecha. Pojeździło się trochę po Polsce. Tam również było sporo rywalizacji. Każdy chciał grać i pokazać, na co go stać. W treningu czy meczach kontrolnych też trzeba było udowadniać, kto jest lepszy. Trenowanie z tymi piłkarzami sprawiało dużo satysfakcji. Czasem grali z nami zawodnicy z pierwszego zespołu, kilku kolegów z rezerw trochę się też wybiło. Raz sam "zabłysnąłem". W ostatnim meczu sezonu 2004/2005 graliśmy przy Bułgarskiej z Flotą Świnoujście. Wyszedłem w ataku z Pawłem Buzałą, który zanotował cztery asysty... przy moich golach. Skończyło się 4:2.
Zredagował Jakub Ptak
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe