Jedną z najważniejszych zawodniczek od początku powstania sekcji kobiecej w Lechu Poznań jest Klaudia Wojtkowiak. Pomocniczka reprezentuje niebiesko-białe barwy od trzech sezonów i będzie to robiła również w zbliżających się rozgrywkach. 20-latka na naszych łamach podsumowała minione 12 miesięcy.
Dużo działo się w poprzednim sezonie. Spory rollercoaster emocji i też wahań formy. Jak mogłabyś w kilku słowach podsumować ten ostatni rok?
- Na początku zaliczyłyśmy falstart, trochę zderzyłyśmy się ze ścianą. To jest inna liga i wiedziałyśmy, że to będą mocniejsze drużyny, ale na starcie było nam ciężko, co się przekuło na wyniki. Zakończyłyśmy pierwszą rundę na ósmym miejscu i tak szczerze, to kompletnie nie spodziewałam się tak słabego rezultatu. Myślałam, że pójdzie nam zdecydowanie lepiej. Przyjęłyśmy to jednak na klatę, pracowałyśmy ciężko zimą, wykonałyśmy naprawdę dobrą robotę jeśli chodzi o przygotowanie motoryczne. Z każdą kolejną wygraną w drugiej rundzie stawałyśmy się coraz silniejsze przede wszystkim mentalnie. To nas pociągnęło w górę, jako drużyna stałyśmy się mocne. Byłyśmy bliskie awansu, nie udało się, ale to w żaden sposób nas nie podłamało.
Pierwsza runda dość ciężka, ale też pechowa, bo traciłyście gole w końcówkach, a co za tym idzie cenne punkty. Mocno was to frustrowało?
- Myślę, że tak. Od początku powstania tej sekcji i naszej gry od trzeciej, aż do pierwszej ligi, to praktycznie nie przegrywałyśmy. Przez cały czas byłyśmy bardzo pewne siebie, ale jednak od początku sezonu na tym wyższym poziomie coś nie zagrało. Grałyśmy z drużynami doświadczonymi na tym poziomie i to było widać.
Dla ciebie to był duży przeskok? Grasz w tym zespole od czwartej ligi, więc to jest bardzo duża różnica rozgrywkowa.
- Między drugą a pierwszą ligą był bardzo duży przeskok. Trochę też mentalnie opadłam, bo pierwszy mecz przegrany, nie poszło tak jak chciałam. Gdybyśmy zagrały mecz z Wodzisławem Śląskim (ostatecznie spotkanie to zostało rozstrzygnięte walkowerem - przyp.red) to pewnie inaczej byśmy podchodziły do tych rozgrywek.
Dla ciebie też ta pierwsza runda była średnio udana. Pamiętam sytuację z wyjazdowego meczu ze Skrą Częstochowa, kiedy pojawiłaś się na boisku w drugiej połowie i po kilkunastu minutach znowu usiadłaś na ławce. Mocno to przeżyłaś?
- Nie był to szczęśliwy mecz. Trochę opadłam mentalnie, pogodziłam się z tym, że następne spotkanie zacznę na ławce. To było zrozumiałe. Poszłam później na treningi indywidualne z trenerką i stopniowo wszystko zaczęło się poprawiać. Nie lubię takich sytuacji, więc byłam zła na to co się wydarzyło, bo wiem, że stać mnie na o wiele więcej. Myślę, że to było też potrzebne i to było widać. To wszystko przełożyło się też na drugą rundę, lepszą już w moim wykonaniu.
Wspomniałaś o tym, że przez dwa lata wygrywałyście praktycznie mecz za meczem, zawsze byłyście stawiane w roli faworytek, a tutaj przydarzały się serie meczów bez zwycięstwa. Jak radziłyście sobie z tą nową sytuacją?
- Dla mnie było to bardzo ciężkie pół roku. Nie mogłam wejść dobrze w mecz, w ten swój tryb. Siedziałam parę razy na ławce i było widać, że nie byłam sobą. Te porażki trochę nas dołowały, nie potrafiłyśmy się podnieść w tej pierwszej rundzie. Dużo rozmawiałyśmy ze sobą, ze sztabem i to dało nam bodziec na wiosnę, kiedy wygrywałyśmy praktycznie każde spotkanie.
W końcówce rundy zagrałyście dwa całkiem niezłe mecze z mocnymi rywalkami. Te porażki z Orlenem Gdańsk w Pucharze Polski czy ligowa z Resovią były minimalne. Co czułaś pod koniec roku?
- Po meczu z Resovią nie byłyśmy zadowolone, bo widziałyśmy na jakiej jesteśmy pozycji. Przegrałyśmy 1:2 po własnych błędach, więc to bolało. My nie lubimy przegrywać, jako drużyna jesteśmy stworzone do wygrywania. Było to przykre. Po spotkaniu z Orlenem Gdańsk czułyśmy duży niedosyt, ale też mierzyłyśmy się z zespołem ekstraligowym, bardzo mocnym fizycznie przede wszystkim. Fajnie było zagrać takie starcie o coś. Szkoda tego wyniku, ale myślę, że w najbliższym sezonie pójdzie nam w Pucharze Polski lepiej.
Podczas zimowej przerwy rozegrałyście sporo sparingów, wyniki też były bardzo obiecujące. Można się więc było spodziewać lepszej rundy, ale czy wy poczułyście się po tym okresie przygotowawczym mocniejsze?
- Te sparingi, które wygrywałyśmy po 15:0 też były dla nas ważne, bo dla nas to był trening strzelecki. Przyszedł mecz z GKS Katowice i wiedziałyśmy, że to będzie trudne spotkanie. Wtedy były mistrzyniami Polski i nie ma co się oszukiwać, dość mocno nas dusiły, ale umiejętnie potrafiłyśmy się bronić. To cieszyło, bo po słabej rundzie zagrałyśmy jak równy z równym z najlepszą ekipą w kraju. To pokazało, że fajnie przepracowałyśmy ten czas i to nas na pewno podbudowało.
Zaczęłyście rundę wiosenną od oczekiwanych zwycięstw z Legia Ladies i Bielawianką Bielawa. Później ten poziom zdecydowanie szedł do góry, ale poradziłyście sobie ze Skrą Częstochow czy Ślęzą Wrocław. Te kolejne wygrane was nakręcały?
- Jak najbardziej. Te zwycięstwa z Checzą Gdynia czy Skrą Częstochowa pokazały, że potrzebowałyśmy czasu. Przede wszystkim znałyśmy już te rywalki, czego nie mogłyśmy powiedzieć wcześniej, bo nigdy z nimi nie grałyśm. Mecze wyglądały tak, jak chciałyśmy, a to przekuło się na punkty i awanse w tabeli.
Kiedy uwierzyłyście, że ten awans staje się realny?
- Myślę, że po meczu ze Skrą. To było kluczowe spotkanie. Potem czekała nas rywalizacja ze Ślęzą, a to też trudny teren. Nie spodziewałyśmy się jednak, że pokonamy je tak wysoko. Te dwa zwycięstwa zdecydowanie nas jeszcze mocniej poniosły.
Jesteś jedną z nielicznych zawodniczek, które zagrały w każdym spotkaniu w tym sezonie biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, strzeliłaś cztery gole, zanotowałaś dziewięć asyst. Jesteś zadowolona z tego wyniku?
- Na początku nie byłam zadowolona. Nie wiedziałam jaka jest tego przyczyna, że to tak słabo wygląda. Nie lubię przegrywać. Nie zakładałyśmy awansu, bo byłyśmy beniaminkiem, ale wiadomo, że zawsze chce się walczyć o jak najwyższe cele. Po sparingach i tych pierwszych meczach w drugiej rundzie czułam, że rosnę na nowo. Te gole i asysty mocno mnie podbudowały, w meczu ze Ślęzą też byłam kapitanem. To jest fajne uczucie.
Podpisałaś niedawno nowy kontrakt. Co cię przekonało, żeby zostać w Lechu przez minimum kolejne dwa lata?
- Przede wszystkim herb. Ale również rozwój osobisty. Mam 20 lat, jestem młodą zawodniczką i potrzebuję takiej mentalności, jaką posiada nasza drużyna. Mamy fajną ekipą, super sztab, mam tu dużo przyjaciół. Nie chciałabym stąd odchodzić.
Jakie cele stawia sobie w takim razie Klaudia Wojtkowiak przed zbliżającym się sezonem?
- Chcę pomóc jak najbardziej drużynie. Jeśli awansujemy to będzie to super osiągnięcie. Jeśli nam się jednak nie uda to też musimy to zaakceptować. Indywidualnie chciałabym mieć znowu jak najwięcej asyst, bo lubię podawać piłkę dziewczynom, które strzelają gole. Sama również lubię zdobywać bramki, bo to super uczucie, nie obrażę się jak trochę wpadnie. Chciałabym też pomóc drużynie tak bardziej mentalnie.
Rozmawiał Adrian Garbiec
Next matches
Friday
31.01 godz.20:30Saturday
08.02 godz.00:00Recommended
Subscribe