"Na Dębcu się zaczęło i historia nadal trwa" - 102 lata temu został oficjalnie zarejestrowany zespół piłkarski, który dziś jest najpopularniejszy nie tylko w stolicy Wielkopolski, ale i w całym regionie. Dziś przy okazji urodzin Lecha Poznań wspomnimy o najlepszym napastniku w historii, trzykrotnym królu strzelców polskiej ligi. Przed Państwem - Teodor Anioła.
Najpierw jednak krótki rys historyczny. Dzisiejszy Lech został założony jako Lutnia Dębiec na początku lat 20., czego dowiódł w swojej publikacji Jarosław Owsiański, czyli niestrudzony badacz historii nie tylko poznańskiego, ale również wielkopolskiego oraz polskiego futbolu. Oficjalna rejestracja w lokalnym związku nastąpiła jednak 19 marca 1922 roku i to jest symboliczna data, która pozwala nam świętować co roku urodziny. Dwa lata później rozpoczęło się mozolne przedzieranie w hierarchii klubowej. Możliwość powalczenia o mistrzostwo Polski umożliwiało dopiero przebicie się przez rozgrywki regionalne, po których następowały eliminacje krajowe. Lutnia, która szybko zmieniła nazwę na TS Liga Dębiec, a po przyjęciu tej osady w 1925 r. w granice administracyjne miasta - TS Liga Poznań, rozpoczęła od Klasy C. W 1927 był pierwszy awans do Klasy B, a cztery lata później - do A. Do wybuchu II wojny światowej skład był coraz mocniejszy, ale nie udało się wykonać następnego kroku, stało się to w drugiej połowie lat 40., kiedy drużyna awansowała do ówczesnej I ligi. Dziś Kolejorz to ośmiokrotny mistrz Polski, a także pięciokrotny zdobywca krajowego Pucharu. W 2023 roku awansował do ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy.
Przy okazji naszych urodzin zapraszamy na wycinek historii traktujący o najlepszym napastniku w historii klubu. Teodor Anioła to trzykrotny król strzelców polskiej ligi, tworzył słynny tercet ABC. Poniżej jeden z rozdziałów książki "Lech od kulis" autorstwa rzecznika prasowego Lecha, Macieja Henszela.
"Teodor! Będą z ciebie ludzie…” - zwykle oszczędny w słowach trener Franciszek Bródka zwrócił się w ten sposób do Teodora Anioły po jego debiutanckim występie w pierwszym zespole Kolejorza. Najlepszy strzelec w historii klubu pochwał usłyszał w trakcie kariery i po niej sporo, ale te pierwsze były dla niego szczególne i niezapomniane.
Miałem niedawno w ręce jego legitymację klubową. Jest tam pieczątka z datą przystąpienia do KKS Poznań: 1 czerwca 1945. Gdy wybuchła wojna, liczył zaledwie 14 wiosen, jeszcze nie był przypisany do żadnej sportowej organizacji, choć w trakcie okupacji zagrał w rezerwach Wildy. Jego przyjacielem był Zygfryd Słoma i dzięki niemu, a także za namową Mieczysława Tarki oraz Antoniego Skowrońskiego, trafił krótko po wyzwoleniu miasta do późniejszego Lecha. Jest też wersja, że Tarka oraz Henryk Skromny wypatrzyli go na wildeckiej łące, jak kopał z rówieśnikami. Ten przydział nie mógł być zresztą inny, bo ojciec był kolejarzem i mieszkali z rodziną przy ulicy Wspólnej. A skoro starsi bracia, Józef i Leon, wybrali wcześniej HCP - jeden sekcję bokserską, drugi piłkarską, to kiedy przyszła kolej na Teodora, tata bez wahania zgodził się na podpisanie akcesu do KKS. Tym bardziej, że znajomi mieli w żartach za złe, że starsi synowie nie wybrali kolejarskiego klubu. Zresztą ciekawostka - najmłodszy, Jan, poszedł w ślady Teodora i nawet zagrali dwa razy razem wspólnie na poziomie Ekstraklasy. W defensywie rządził wtedy jednak Tarka, a jak mówią źródła - najsłynniejszy z Aniołów nie lubił kumoterstwa, więc brat na lata stał się podporą rywala zza miedzy, czyli Warty.
Wracamy jednak do Teodora, który w jednym z pierwszych spotkań stanął naprzeciwko brata. KKS grał bowiem z HCP, w którym ataki napastnika stopować miał Leon. Niewiele z tego wyszło, bo lechita wbił dwa gole, a jego zespół wygrał aż 6:1. Początkowo zagrał dwa spotkania w rezerwach, ale szybko wszyscy poznali się na jego niesamowitym talencie. Wiedzieli, że mają w rękach diament. Może jeszcze nieoszlifowany, ale czystej próby. Dlatego trener Franciszek Bródka przed meczem z Polonią Jarocin oznajmił młokosowi, że wyjdzie w ataku pierwszego zespołu. - Ta wiadomość sprawiła, że nie mogłem ani spać, ani jeść. Ja osesek piłkarski będą grał w towarzystwie tak znanych zawodników - wspominał później okoliczności debiutu.
Wyszło nieźle, bo wygrali 11:1, a on wbił trzy gole. Szkoleniowiec był zwykle bardzo oszczędny w pochwałach, ale tego dnia powiedział krótko: "Teodor! Będą z ciebie ludzie…”. - Rozegrałem wiele spotkań, słyszałem nieraz pochwały. Ale tego pierwszego meczu i słów pierwszego trenera nie zapomniałem. Było to szczególne dla mnie - podkreślał.
Tak rozpoczęła się kariera piłkarskiego fenomena, który zawsze mówił, że nie lubił dryblować. Ta rola należała do kolegów ze słynnego tercetu ABC, Edmunda Białasa, a zwłaszcza Henryka Czapczyka, który był obdarzony kapitalnym talentem technicznym. Sam śmiał się, że Teodor pełnił rolę czołgu, tanku, który rozbijał obronę rywala. Zawsze odważny, nie bojący się strzelać z każdej pozycji. Rywale mieli z nim prawdziwe utrapienie. Jako ABC grali razem zaledwie przez dwa sezony (1949 i 1950), ale to wtedy Teodor nie miał sobie równych w lidze i sięgnął po koronę króla strzelców. A hat-tricka takich tytułów uzbierał w 1951 roku.
O takiego gracza musiała upomnieć się reprezentacja Polski. Tutaj jednak statystyki miał niezbyt olśniewające, bo zagrał siedem razy i strzelił dwa gole. Wiele razy podkreślano, że to i tak niezłe osiągnięcie, biorąc pod uwagę niechęć, z jaką do reprezentacyjnych ekip byli powoływani zawodnicy spoza Warszawy, Krakowa, Łodzi i Śląska. Teoś, zwany też Diabłem, rzadziej Szatanem, nigdy się jednak nie skarżył. Zawsze pozostawał skromny, nieco z boku. Znalazłem zresztą jego bardzo ciekawą wypowiedź o występach w biało-czerwonych barwach, rzucającą nieco inne światło na sprawę. Miał bowiem pojechał na igrzyska olimpijskie w Helsinkach w 1952 roku.
- Nigdy nie dałem się zwabić na lep popularności i pozornie łatwego życia. Zostałem powołany na obóz kadry przed igrzyskami i miałem wielką szansę zostać olimpijczykiem. Ale kiedy dowiedziałem się, że zbyt długo będę oderwany od rodziny, pracy, środowiska - zrezygnowałem. Przyjeżdżał do mnie trener Ryszard Koncewicz, namawiał, żebym nie przekreślał swojej kariery sportowej. Ale ja wolałem dom i pracę. Różnie potem mówiono, nawet słyszałem opinie, że jestem dyskryminowany. Nieprawda, sam powiedziałem, że mnie taka zabawa nie interesuje - mówił niegdyś w gazecie Sportowiec.
Do emerytury pracował w Zachodniej Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowych. Wzorowy ojciec rodziny jako kreślarz zarabiał 650 złotych, potem awansował na starszego referendarza do spraw technicznych w Zarządzie Zabezpieczenia Ruchu i Łączności. W latach 70. spotykał się na tym samym piętrze w pracy z Henrykiem Czapczykiem, Edmundem Białasem czy Zygfrydem Słomą, wyżej działali Janusz Gogolewski i Mieczysław Tarka. Można stwierdzić, że lechici wciąż działali razem.
Całej Niebiesko-Białej rodzinie - czyli sportowcom, którzy przez lata z dumą reprezentowali barwy "Dumy Wielkopolski", prezesom, działaczom, pracownikom, a także ogromnej rzeszy kibiców - należą się ogromne podziękowania za wkład w rozwój klubu, który właśnie świętuje 102 lata. Poczciwemu staruszkowi życzymy zatem już nie stu, a co najmniej dwustu lat! W górę serca! Niech zwycięża Lech!
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Recommended
Subscribe