Czwarty rok z rzędu ze swoją grupą zawodników pracuje trener juniorów starszych Lecha Poznań, Hubert Wędzonka. W rozmowie z nami zdradza, że tak trudnego momentu, jak jesienią jego ekipa jeszcze nie przeżyła. Szkoleniowiec głęboko wierzy jednak w to, że w drugiej części sezonu niebiesko-biali nawiążą swoją postawą do świetnej wiosny minionego roku, kiedy to sięgali po srebrne medale mistrzostw Polski w kategorii wiekowej do lat siedemnastu.
Co w szczególności zapamięta trener z roku 2019?
- To był rollercoaster, oczywiście milej będę wspominał pierwszą część roku, w której udało się z zespołem juniora młodszego awansować do finału mistrzostw Polski. To był sukces dla tej grupy i to jest rzecz, której powtórzenia życzyłbym sobie i tym chłopcom. Druga, ta ciemniejsza strona to mocna weryfikacja naszej pracy w najstarszej juniorskiej kategorii wiekowej. Po niej mamy mnóstwo wniosków do wyciągnięcia i pod tym względem traktujemy to na plus. Oczywiście, nie chcieliśmy, żeby tak to wyglądało pod względem wynikowym, ale postaramy się z tego zabrać dla siebie tylko to, co najlepsze.
Srebro zdobyte w czerwcu było dla tej drużyny wynikiem ponad stan?
- Niektórzy tak mówią, ale ja tak nie uważam. Medal był wypadkową naszej dobrej pracy. Mocno na to pracowaliśmy, przygotowywaliśmy się do tego. Wiele rzeczy po drodze ułożyło się po naszej po myśli, ale o szczęściu się nie mówi nigdy "przed", a zawsze "po". Trzeba być na nie przygotowanym, rzadko spotyka ono ludzi przypadkowych. Dzięki zaangażowaniu i silnej wierze w to, co robimy chłopcy doszli do finału. Czy to osiągnięcie ponad stan? Na pewno tak nie myślę, sądzę, że zasłużone.
Które z tych doświadczeń w pierwszej kolejności sprawią, że może się pan stać lepszym trenerem w przyszłości?
- Mówi się, że trenera poznaje się po tym, jak potrafi wyjść z kryzysu. Nas taki sportowy trudny moment dotknął w drugiej połowie roku i traktuję to jako coś bardziej wartościowego dla swojego warsztatu pracy. O sukcesach się pamięta i o nich się mówi, ale to porażki tworzą cię wielkim. Gdyby nie porażki, tkwilibyśmy w przekonaniu, że jesteśmy nieskazitelnie dobrzy, a tak nie jest. Potrafimy spojrzeć teraz na siebie z perspektywy dziewiątego miejsca w lidze, sześciu meczów bez wygranej z rzędu i to tak naprawdę powie nam, jacy jesteśmy mocni. Jeśli uda nam się z tego, a w to wierzę mocno.
Miał pan kiedyś w swojej trenerskiej karierze taką negatywną passę?
- No właśnie nigdy, spotkałem się z tym po raz pierwszy. Dobrze, że to się stało dzisiaj, że jestem po takim okresie pracy, gdzie po czwartym meczu z rzędu bez zwycięstwa wchodzę do szatni i mówię, że będzie pozytywnie. Później przychodzi kolejny remis bądź porażka, a chłopcy patrzą na ciebie i zastanawiają się, o czym ten trener mówi. Nigdy jednak nie zobaczyłem w ich oczach braku wiary czy przekonania, bo wychodzimy na boisko i gramy dobrze, a czegoś czasem brakuje. Cieszę się, że wiem jak reagować w takich sytuacjach, że trzeba dalej iść tą drogą, którą obraliśmy, tylko to spowoduje, że zawodnicy będą konsekwentni w tym, co robią i rozwiną się jako piłkarze. Gdybyśmy wybrali inną opcję, gracze zobaczyliby, że ich szkoleniowiec panikuje, a tak cały czas wierzymy w to, nad czym pracujemy.
Łatwo o atmosferę, kiedy są dobre wyniki, a czy ta grupa była jesienią jeszcze bliżej siebie, kiedy po raz pierwszy przydarzyła im się gorsza runda?
- Zwycięstwa cieszą, po nich w szatni śpiewamy, wszyscy się chwalą i klepią po plecach. Po porażce atmosfera w niej czy w autokarze jest zupełnie inna. Takie będzie życie tych chłopców, że nie każdy mecz wygrają. Czy nas to scementowało? Nie wiem, ale na pewno odpowiedziało na wiele pytań, na kogo mogę liczyć jako trener, kto przychodzi w poniedziałek na treningu i pracuje dalej z takim samym zaangażowaniem, a u kogo widać na twarzy pewien marazm i zasmucenie tą sytuacją. To pokazuje, że nie brakuje nam zawodników, którzy za wszelką cenę chcą tu być i iść za wartością zespołu do samego końca. Są też i tacy, którzy na chwilę stają się obojętni. Tę wiedzę mam i postaram się ją tak wykorzystać, żeby poprawić nasze położenie.
Z czego wynika to, że drugi rok z rzędu Lech Poznań zimuje w rozgrywkach Centralnej Ligi Juniorów w połowie stawki?
- Pamiętajmy, że dwa lata temu ta liga przeszła reformę i stała się ogólnokrajowa już na etapie zasadniczym. Z 32 drużyn w kategorii juniora młodszego zawodnicy trafili do wiodących zespołów w rozgrywkach do lat 18 i to faktycznie są najsilniejsi gracze w tym wieku w naszym kraju. Są w zdecydowanej większości o rok starsi od naszych podopiecznych, ale cała rywalizacja jest trudna i wymagająca, a przede wszystkim trzeba się jej nauczyć. Widać więcej punktów wspólnych z piłką seniorską i weryfikuje nasze poczynania. Gdy w juniorze młodszym graliśmy słabszą pierwszą połowę, w drugiej potrafiliśmy zaprezentować się zdecydowanie lepiej i odwrócić losy spotkania. Tu przeciwnicy umieją się zamknąć i przetrzymać trudne chwile. My weszliśmy w tę ligę pokazując młodzieńczą piłkę i ostatnie miesiące udowodniły nam, że nie każdy mecz wygramy w ten sposób.
Po dziesięciu latach pracy w Kolejorzu został pan trenerem jego juniorów starszych. Skąd czerpie pan inspirację do swojego dalszego rozwoju po tak długim pobycie w jednym klubie? Gdzie szuka trener kolejnych bodźców?
- Patrząc na siebie jako szkoleniowca z perspektywy czasu widzę, że po drabince poruszam się krok po kroku. Zaczynałem w roli asystenta, by po czterech latach zostać pierwszym trenerem, a następnie trafić do Wronek. Co roku uzyskuję awans sportowy, który poparty jest dobrą pracą, rzetelnością i zaangażowaniem w tym, co robię. Inspirację do pracy stanowią kolejne lata, które niosą ze sobą następne wyzwania. W rundzie wiosennej jednym z nich będzie, żeby tchnąć w tych chłopaków nową energię i siły i udowodnić, że jesteśmy lepsi niż miejsce, w którym się znaleźliśmy. Gdy rozpoczynałem swoją pracę w Lechu patrzyłem na ludzi, którzy zajmowali moje obecne stanowisko, takich jak trenerzy Rumak czy Bereszyński. Wtedy myślałem, że też kiedyś chciałbym je piastować, to mi się udało i dużo satysfakcji daje to, że jestem na tym poziomie.
A patrząc na światowy top, który z trenerów robi na panu największe wrażenie i czemu byłby to Julian Nagelsmann, którego firmowym ustawieniem z czasów Hoffenheim (3-5-2) grała pana drużyna za czasów juniora młodszego?
- (śmiech) Mówi się, że trener przychodząc do nowego klubu musi dostosować ustawienie do zawodników, których posiada. Kiedy wchodziliśmy w okres gry w trampkarzu starszym wiedziałem, jaką kadrą będę dysponował i szukałem inspiracji wszędzie. Oglądałem mnóstwo meczów oraz starałem się znaleźć jak najlepsze rozwiązanie, chciałem coś zmienić. Najbardziej przekonało mnie to stosowane właśnie przez Nagelsmanna w Hoffenheim. Nie wiedziałem, jak on pracuje na co dzień z zespołem, jak prowadzi odprawy, więc w tym względzie nie można mówić o jakimś naśladowaniu tego szkoleniowca. Bardziej chodziło o sposób, w jaki gra. Na nim jednak nie kończę, od każdego trenera staram się coś czerpać, czytam mnóstwo książek także byłych piłkarzy. Obserwuję też polską ligę i widzę, że od jednego szkoleniowca wziąłbym to, jak zachowuje się na ławce, drugiego jak reaguje na wydarzenia na boisku, a od innego jak jego zespół się prezentuje. Nie jestem jednak wpatrzony w jeden konkretny przykład, mam swoją tożsamość, którą buduję i to ona postara mi się też rozwijać jako trener.
Rozmawiał Adrian Gałuszka
Next matches
Friday
29.11 godz.20:30Friday
06.12 godz.20:30Recommended
Subscribe