- Wiem, że wiosną czeka nas zażarta, wyrównana walka, ale do tej pory to my zdobyliśmy najwięcej punktów w lidze i to samo mamy zamiar powtórzyć w drugiej części sezonu - podkreśla trener Lecha Poznań, Niels Frederiksen. W piątek o godzinie 20:30 jego zespół rozpocznie rundę wiosenną domowym meczem z Widzewem Łódź, ale zanim to nastąpi, zapraszamy na lekturę wywiadu ze szkoleniowcem lidera PKO BP Ekstraklasy.
Czy porównując do tygodnia poprzedzającego pierwszy mecz w sezonie przeciwko Górnikowi Zabrze czuje trener teraz większy spokój na ostatniej prostej przed rozpoczęciem rundy wiosennej?
- Tak bym powiedział, w końcu znam swoją drużynę znacznie lepiej, ale ten pierwszy mecz rundy zawsze jest specyficzny. Normalnie nazywam ten czas prawdziwie piekielnym tygodniem z powodu napięcia, które każdy czuje. To się bierze ze swojego rodzaju niepewności, ale tym razem oceniam te dni jako dość spokojne. Jesteśmy dobrze przygotowani, to zdecydowanie zmniejsza nerwowość.
W jakim stopniu ten spokój został zaburzony przez ten ostatni sparing, przegrany wysoko z FC Nordsjaelland?
- Po meczu z Nordsjaelland chcieliśmy uzyskać niektóre odpowiedzi, mieliśmy w związku z nim pewne oczekiwania odnośnie poszczególnych zawodników czy tego, jak będzie wyglądać samo spotkanie. Tymczasem życie pokazało, że nasze założenia rozminęły się z rzeczywistością w znacznym stopniu. Szczerze mówiąc, w pierwszym odruchu czułem niepokój, ale po obejrzeniu tego sparingu po raz drugi dużo rzeczy się wyjaśniło i stało się jasne. Dzięki temu mogliśmy dojść do wniosku, co dokładnie nie zadziałało. Pragnę jednak podkreślić, że spora odpowiedzialność za ten wynik spoczywa na moich barkach. Poszukując rozwiązań już na mecz z Widzewem podjąłem szereg decyzji, które najwyraźniej nie okazały się trafione. Oczywiście, mogliśmy lepiej przygotować się do tego ostatniego sparingu, zmienić nieco rzeczy na zajęciach przed nim, ale wtedy nie przetrenowalibyśmy tego, na czym nam zależało przed pierwszym spotkaniem w lidze.
Jaka była myśl przewodnia towarzysząca panu sztabowi przed kończącymi się przygotowaniami? Chodziło bardziej o większy nacisk na kilka akcentów czy diametralną zmianę niektórych elementów gry?
- Zdecydowanie skłaniam się ku opcji, że postawiliśmy na ewolucję, a nie rewolucję. Nawet przychodząc jako trener do nowego środowiska nie możesz zdecydować się na rewolucję i zmieniać wszystkiego w jeden miesiąc. Ciężko wtedy oczekiwać pożądanych efektów. Wykonujemy więc konsekwentne kroki w określonym kierunku i to się nie zmienia, ale nie nazwałbym tego radykalnymi zmianami.
W których konkretnie aspektach zespół poczynił w przerwie między rozgrywkami największy progres?
- Sporo czasu poświęciliśmy na pracy nad fazami przejściowymi. Podczas sparingów otrzymaliśmy dowód, że słusznie, ale uważam, że wykonaliśmy w tym elemencie dobrą robotę. Zostaliśmy wyposażeni w nowe narzędzia odnośnie tego, jak przeciwdziałać przeciwnikowi w tej określonej fazie gry. To był na pewno jeden z motywów przewodnich naszych treningów.
Czy ten okres w połowie sezonu da się porównać do podobnego etapu sezonu, gdy był pan trenerem Brøndby IF i sięgał z tym zespołem po mistrzostwo Danii?
- Wtedy na półmetku również byliśmy w samej czołówce, ale stanowiło to większe zaskoczenie, niż obecne położenie w tabeli Lecha. Dziennikarze pytali mnie w tamtym czasie, czy stać nas na mistrzostwo, a ja po pierwszej rundzie wiedziałem, że jeśli byliśmy wysoko po kilkunastu meczach, możemy cieszyć się z tytułu po ostatnim spotkaniu w sezonie. Jeśli zagrałeś - tak jak my ostatniej jesieni - z każdym i liderujesz, to to nie jest przypadek. Pamiętajmy jednak, że mamy tylko dwa punkty przewagi i te różnice są minimalne, czeka nas zacięta walka.
W grudniowym wywiadzie udzielonym telewizji klubowej zapowiadał pan, że wraz ze swoim sztabem zajrzy pod każdy kamień, by poznać przyczynę słabszej postawy na wyjazdach. Co wykazały te analizy?
- Spotkaliśmy się z radą drużyny raz w tym temacie i uczynimy to ponownie przed najbliższym meczem wyjazdowym w Gdańsku. To nie jest łatwy temat, bo nie wystarczy zmienić jednej rzeczy i oczekiwać, że wszystko już pójdzie kompletnie inaczej. Ze swojej strony chcemy mieć pewność, że pochylimy się nad każdym detalem dotyczącym tej sprawy. Wiemy jednak, że niekoniecznie rzecz rozbija się o konkretne aspekty piłkarskie. Bardziej chodzi o to, że dotychczas na wyjazdach graliśmy z reguły późnym popołudniem bądź najczęściej wieczorem. Trzeba więc się zastanowić, w jaki sposób podzielić w takich przypadkach długi dzień, który drużyna spędza przed spotkaniem. Wykonaliśmy pracę w zagadnieniu planowania, ale to na pewno nie jest jej koniec.
Wielu lechitów nie wybiega myślą za bardzo w przód, koncentrując się na każdym kolejnym kroku. Pan też skupia się tylko i wyłącznie na tym, jak wygrać w piątek z Widzewem?
- Mocno wyznaję to samo podejście, nawet sam nie wiem, czy wzięło się ono w drużynie bardziej ze strony samych piłkarzy, czy mojej. Najważniejsze, że wszyscy pozostajemy świadomi, że droga do celu wjedzie przez małe kroki. Odpowiednie przygotowanie do spotkania, mecz, regeneracja, kolejny dobrze przepracowany mikrocykl, następny mecz - z zastrzeżeniem, by każdy z tych etapów był jak najbardziej efektywny. Nie myślimy o tym, co wydarzy się za trzy miesiące, nie patrzymy w kalendarz starając się przewidywać, w którym momencie sezonu będziemy musieli być w najwyższej możliwej dyspozycji. Takich kalkulacji nie ma i nie będzie.
Swój pierwszy pełny okres przygotowawczy z drużyną przepracowali między innymi Daniel Håkans i Patrik Wålemark. Tego drugiego nie zobaczymy jeszcze w piątek na boisku, ale czy właśnie skrzydła wskazałby trener jako pozycję, na której będzie wiosną posiadał największy komfort względem jesieni?
- Ten komfort bierze się nie tylko z liczby jakościowych zawodników na tej pozycji, ale także różnorodnej charakterystyki poszczególnych piłkarzy. Potrzebujemy różnego rodzaju skrzydłowych w zależności od tego, na jaki wariant decydujemy się w danym meczu. Z reguły jeden z nich trzyma się nieco bliżej linii bocznej, drugi natomiast przemieszcza się między liniami w centrum boiska. Możemy cieszyć się z tego, że posiadamy odpowiednich graczy zarówno do jednej, jak i drugiej roli. Weźmy pod uwagę, że piłkarz trafiając do nowego klubu potrzebuje często przepracować pełny okres przygotowawczy, by pokazać pełnię możliwości. Patrik, Daniel czy Bryan Fiabema dopiero teraz to zrobili.
Zimą pracował pan nie tylko na boisku, ale także poza nim, pozostając w stałym kontakcie z dyrektorem sportowym czy działem skautingu. Odpowiednie zarządzanie kadrą było jednym z najpilniejszych zadań, które czekało cały pion sportowy przed startem rundy rewanżowej?
- Tak i na pewno w niektórych optymalnych rozwiązań pomagał fakt, że blisko współpracujemy. Każdy ma swoje określone obowiązki, praca zostaje rozłożona na większą grupę ludzi, ale wszystkie elementy całego procesu pozostają równie ważne. W imieniu sztabu wyrażam to, czego nam potrzeba na poszczególnych pozycjach, a zadaniem skautingu pozostaje wyselekcjonowanie odpowiednich kandydatów. Sporządzenie tego rodzaju listy to duża odpowiedzialność. Wszystkie działania spina dyrektor sportowy, który odpowiada też za chociażby kwestie kontaktu z zawodnikiem czy klubem oraz negocjacje. Oprócz tego oferuje nam on również swoje duże doświadczenie i oko do piłkarzy, to dla nas duża wartość.
Niektórzy ludzie często uznają ruchy przychodzące do klubu jako te najważniejsze. Ja przywiązuję równie dużą wagę do tego, kto odchodzi z drużyny. Nie możesz pozwolić sobie na trzymanie w kadrze zbyt dużej liczby zawodników, którzy nie mają zbyt dużych szans na grę w większym wymiarze czasowym. Owszem, ważnym czynnikiem było to, że chcieliśmy dać części z nich więcej szans do występów już w innym zespole. Czasami jednak trzeba również nieco odświeżyć rywalizację na danej pozycji, wznieść ją na wyższy poziom. I w tym względzie również nieocenione okazały się rozmowy z dyrektorem sportowym, który jest w stanie tym umiejętnie zarządzać. Ma wiedzę, ilu piłkarzy i o jakich profilach potrzebujemy, czy możemy spodziewać się dopływu świeżej krwi z akademii oraz do sprzedaży których zawodników będziemy przymierzać się w kolejnych latach. Te długoterminowe plany są kluczowe w kontekście tego, co dzieje się tu i teraz.
Na ile procent gotowi do gry już w piątek są z kolei nowo pozyskani piłkarze, Gisli Thordarson i Rasmus Carstensen?
- Są gotowi. Są gotowi na sto procent.
Co było kluczowym dla decyzji o włączeniu do drużyny Sammy'ego Dudka? Podejmowaliście ją w większym gronie osób, ale czym pana jako trenera przekonał ten chłopak do siebie najmocniej?
- Wymieniłbym dwie kwestie. Sammy jest w stanie pracować podczas meczu na wysokim poziomie intensywności, to dla nas ważne. Po drugie pozostaje bardzo dobrze przygotowany pod względem mentalnym, to jeden z jego niewątpliwych atutów. Czasami stara się być aż w zbyt wielu miejscach na boisku, ma naprawdę dużo energii (śmiech). Cenię sobie jednak zdecydowanie bardziej to, niż gdyby miał nie być mobilny i trzymać się jednego miejsca na murawie. Na obozie i w sparingach radził sobie naprawdę przyzwoicie, czuć było od niego lekkość.
To na koniec prawda czy fałsz: Lech Poznań będzie świętował w maju dziewiąty tytuł mistrzowski w historii klubu.
- Zrobimy wszystko, by tak się stało, to pozostaje naszą ambicją. Wiem, że czeka nas zażarta, wyrównana walka, ale do tej pory to my zdobyliśmy najwięcej punktów w lidze i to samo mamy zamiar powtórzyć wiosną. Odpowiem więc krótko: prawda.
Rozmawiali Adrian Gałuszka i Maciej Henszel
Next matches
Friday
31.01 godz.20:30Sunday
09.02 godz.17:30Recommended
Subscribe