Zwycięstwo Lecha nad Gawinem Królewska Wola
- Z trzecioligowcem powinniśmy zagrać na "zero" z tyłu. A my tracimy aż dwa gole... - narzekał po meczu z Gawinem Królewska Wola nowy stoper Lecha Marcin Drzymont. Lech wygrał jednak pewnie 5:2.
To był pracowity weekend piłkarzy Lecha. Najpierw w piątek grali w Cottbus z Energie (przegrali 3:4), noc spędzili w Niemczech, by w sobotę przed południem ruszyć do liczącej 120 mieszkańców podwrocławskiej wsi Królewska Wola. Jechali przez Wrocław - tam autobus utknął w korku i kiedy mecz z trzecioligowym Gawinem miał się rozpoczynać, poznaniacy dopiero wychodzili na rozgrzewkę.
Gawin to klub dość niezwykły. Jest spadkobiercą Zenitu Międzybórz, który, grając w okręgówce, był bliski upadku. Wtedy sponsorem klubu został Andrzej Gawin, właściciel firmy produkującej meble. W 2004 r. postanowił przenieść klub do Królewskiej Woli, gdzie mieści się jego firma. Wybudował tam ładny stadionik ("witamy na jednym z najładniejszych obiektów w Polsce" - nieco przesadzał w sobotę rozemocjonowany spiker) i postawił cel: awans do III ligi. Udało się go zrealizować w poprzednim sezonie.
Jednak jeszcze niedawno okolicę do czerwoności rozgrzewały lokalne derby Gawin Królewska Wola - Bodzio Goszcz. Goszcz leży bowiem niespełna 4 km od Królewskiej Woli, a fabryka Bodzio produkuje... meble. Tam również znajduje się ładny, piłkarski obiekt, ale ambicje jego właściciela na razie zaspokaja drużyna grająca w okręgówce.
Nie przeszkadza to mu jednak w korzystaniu ze splendoru większego konkurenta - podczas meczu Gawina z Lechem co chwilę pobliską drogą, doskonale widoczną z trybun, przejeżdżały półciężarówki z wielkim napisem "Bodzio". Jak twierdzą w Królewskiej Woli, nie było to dzieło przypadku.
A Lech zagrał z trzecioligowcem w niemal najsilniejszym składzie, na jaki było go stać w sobotę. Znalazł się w nim Argentyńczyk Fernando Bonjour. Trener Franiszek Smuda mówi, że mimo zamknięcia okienka transferowego Lech ma jeszcze tydzień, by zrezygnować z tego piłkarza. I w tym cała nadzieja, bo rosły obrońca nawet na tle rywala z III ligi porażał bezradnością. Był mało zwrotny, nawet nie starał się grać w linii z pozostałymi obrońcami, przegrywał pojedynki biegowe. - On jeszcze śpi - tłumaczy go Smuda. Na razie nic nie wskazuje, by kiedykolwiek miał się obudzić.
Co innego Marcin Drzymont - twardy, momentami agresywny, braki szybkościowe nadrabiający umiejętnością ustawienia się na boisku. On na pewno będzie wzmocnieniem Lecha i poważną alternatywą na środku obrony dla Dawida Kucharskiego. Co ważne, nie popada w samozadowolenie. - Z trzecioligowcem powinniśmy zagrać na "zero" z tyłu. A my tracimy aż dwa gole... - kręcił po meczu głową.
O ile gra obronna Lecha znów nie zachwycała, trochę polotu poznaniacy pokazali w akcjach ofensywnych. Zwłaszcza w pierwszej połowie sporo było gry z pierwszej piłki, nie do upilnowania dla rywali był zwłaszcza Marcin Zając. Ale najbardziej podobać się mogła gra Artura Marciniaka. Ustawiony tym razem na lewej stronie obrony młody piłkarz z rozwagą zapuszczał się na połowę rywali, ale gdy już tam był, napastnicy mogli liczyć na prostopadłe podanie. Po dwóch z nich Lech strzelał gole.
Gawin Królewska Wola - Lech Poznań 2:5 (1:4)
Bramki: 1:0 Górski (3.), 1:1 Zakrzewski (6.), 1:2 Reiss (33.), 1:3 Zając (37.), 1:4 Bąk (63.), 1:5 Zając (80.), 2:5 Piwowar (89.)
Lech: Cierzniak - Kikut, Bonjour, Bosacki (46. Drzymont), Marciniak - Zając Ż, Murawski (46. Scherfchen Ż), Bąk Ż, Wilk (46. Wachowicz) - Reiss (46. Sobczak), Zakrzewski (46. Pitry).
Sędziował: Mariusz Podgórski
Widzów: 600 (50 kibiców Lecha)