Julia Przybył z miejsca stała się niezwykle ważną postacią Lecha Poznań UAM. 15-latka bardzo szybko wywalczyła sobie podstawowy skład i odwdzięczyła się za zaufanie swoją dobrą grą. Jej świetna postawa w niebiesko-białych barwach została także dostrzeżona przez trenerów reprezentacji, którzy powołali lechitkę na zgrupowanie Akademii Młodych Orłów.
Jesteś najmłodszą piłkarką w tym zespole, ale wydaje mi się, że ani mentalnie, ani też poziomem gry nie odbiegasz od starszych zawodniczek. Też tak to odbierasz?
- Na początku myślałam, że będę stać bardziej z boku w tej drużynie i nie będę w stanie się tak dobrze dogadać z dziewczynami, które są ode mnie starsze. Zespół jednak dobrze mnie przyjął, nie czuję się z jakoś inaczej. Myślę, że całkiem szybko wpasowałam się w tę drużynę. Już wcześniej, przed oficjalnym przyjściem do Lecha, byłam na obozie i kilku grach kontrolnych. Dobrze rozumiałyśmy się na boisku, bo też wcześniej grałyśmy ze sobą czy to w Lechu czy w UAMie. Dlatego też nie miałam zbyt dużego problemu z aklimatyzacją.
Mimo że byłaś nowa w drużynie, to od razu wskoczyłaś do pierwszego składu. Spodziewałaś się, że tak szybko sobie wywalczysz miejsce w podstawowej jedenastce i staniesz się ważną postacią zespołu? Zagrałaś przecież w każdym meczu w tym sezonie.
- Na pewno taki był mój cel. Od początku wiedziałam, że nie będzie mi łatwo, bo zdawałam sobie sprawę, z kim przyjdzie mi rywalizować, ale podjęłam się tego wyzwania. Ciężko pracowałam na treningach, starałam się pokazać z jak najlepszej strony, żeby wywalczyć sobie miejsce w pierwszej jedenastce.
Jak wspominasz swój oficjalny debiut z Ostrovią Ostrów Wielkopolski (2:1)? Bo z tego co pamiętam to nie do końca byłaś zadowolona, choć zagrałaś 65 minut.
- To nie było najlepsze spotkanie w moim wykonaniu. Wydaje mi się, że mógł to być nawet mój najgorszy mecz jesienią. Może dlatego, że po raz pierwszy wystąpiłam w Lechu. Nie ukrywam, stresowałam się. Przyszło też sporo kibiców, pierwsze spotkanie na szczeblu centralnym i nie do końca wszystko mi wychodziło. Trochę podcięło mi to skrzydła, ale z meczu na mecz było coraz lepiej.
Nawet jeśli stres się pojawił, to chyba szybko minął. Już w drugim meczu pojawiłaś się na boisku z ławki rezerwowych i strzeliłaś swojego pierwszego gola w niebiesko-białych barwach.
- Trenerka Zając mówiła mi, żebym podchodziła do tego na spokoju, że na pewno pokażę swoje umiejętności i pokażę to, na co mnie stać. Miałam podejść do kolejnego spotkania z chłodną głową, żeby robić to co najlepiej potrafię. I wyszło.
Łącznie masz w lidze pięć trafień, co jest drugim najlepszym wynikiem w zespole. Tylko Patrycja Kwiatkowska ma tych goli więcej (6), ale ona jest napastniczką. Jesteś zadowolona z liczby zdobytych bramek w rundzie jesiennej?
- Wydaje mi się, że to dobry wynik. Na pewno chcę w rundzie wiosennej dołożyć kilka kolejnych trafień, żeby powiększyć swój dorobek strzelecki.
Można powiedzieć, że miałaś ciekawe wejście do Lecha Poznań. Ogłoszenie twojego transferu zbiegło się z poznaniem twojego idola, Barrego Douglasa, na którym zresztą - jak przyznałaś - wzorujesz się, grasz z tym samym numerem na plecach. Jak wspominasz tamten dzień i tamto spotkanie?
- Długo czekałam na ten dzień. Oficjalne dołączenie do Lecha Poznań UAM już było takim spełnieniem marzeń. Dodatkowo spotkałam swojego idola, Barrego Douglasa. Nie spodziewałam się tego, to było ogromne zaskoczenie i bardzo się cieszyłam z tej rozmowy. W sumie to był jeden z lepszych dni w mojej karierze. Cieszę się, że mogę teraz grać w seniorskiej piłce i cały czas się rozwijać.
W tej rundzie szłyście jak burza. W pierwszym dziewięciu meczach odniosłyście dziewięć zwycięstw. Potem przyszedł ten mecz z WAP Włocławek, a właściwie jego brak. Jak ty postrzegasz tę sytuację?
- To trudna sytuacja. Byłyśmy przekonane do samego końca, że zagramy ten mecz i powalczymy o zwycięstwo na boisku. Nikt nie wiedział w sumie o co chodzi. Nie bardzo rozumiałyśmy także powody odwołania tego starcia, jakieś zarzuty w naszą stronę. Na pewno bardzo nas to zirytowało i być może ta sytuacja przełożyła się na kolejny mecz z rezerwami Medyka, który przegrałyśmy. Bo przez to, że nie zagrałyśmy z Włocławkiem, to miałyśmy dwa tygodnie przerwy przed spotkaniem w Koninie. Jak tam pojechałyśmy, to wyglądałyśmy jak kompletnie inny zespół, inny niż ten, który grał wcześniej. Zabrakło woli walki, odpowiedniej mentalności, być może też naszej kapitan, która zawsze ciągnęła nas do przodu.
Zapisałaś się też niejako w historii Lecha Poznań UAM, bo nie przypominam sobie żeby nasza zawodniczka od początku powstania sekcji dostała czerwoną kartkę. Tobie ta sztuka się udała w meczu Pucharu Polski z Pogonią Tczew. Pamiętasz tamtą sytuację?
- W tamtym meczu pucharowym działo się bardzo dużo. Myślę, że niesprawiedliwie pani sędzia podyktowała ten rzut karny w ostatnich minutach, który spowodował, że odpadłyśmy z rozgrywek. Później od razu zakończyła mecz, a my wszystkie byłyśmy zdenerwowane. Wtedy we mnie skumulowało się tyle emocji, że po prostu nie wytrzymywałam i powiedziałam kilka słów za dużo.
Ale patrząc całościowo na tamto spotkanie, to możecie być zadowolone z waszej postawy. Kapitan drużyny, Zuzanna Sawicka powiedziała, że to był być może wasz najlepszy mecz w tym sezonie. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem?
- Tak, zdecydowanie to był jeden z lepszych meczów, które zagrałyśmy jesienią. Postawiłyśmy się drużynie z Ekstraligi, która nawet nieźle sobie radzi. Grałyśmy jak równy z równym, miałyśmy swoje sytuacje. Szkoda, że nie wykorzystałyśmy żadnej okazji, ale to była cenna lekcja dla nas. Myślę, że mamy szansę, żeby za kilka lat mierzyć się z najlepszymi.
Twoja dobra gra została dostrzeżona, bo pod koniec listopada wyjechałaś na zgrupowanie Akademii Młodych Orłów, a to w zasadzie taki pierwszy krok w drodze do powołania do kadry młodzieżowej. Jak wspominasz ten czas spędzony pod okiem innych trenerów?
- Trenowałam pod okiem selekcjonera kadry do lat 17, Marcina Kasprowicza w grupie ośmioosobowej z dziewczynami na mojej pozycji, czyli wahadłowymi. Miałyśmy swój sztab i odbywałyśmy zajęcia w mniejszej ekipie. Było pięć jednostek treningowych, dwa treningi siłowe, trzy na boisku. Dużo grałyśmy ze sobą jeden na jeden, po każdych zajęciach miałyśmy analizę, żeby zobaczyć co było dobre, a co mamy do poprawy, aby wyciągać wnioski. Była też gra kontrolna ze wszystkimi zawodniczkami. Myślę, że to był cenny czas, dużo z tego wyniosłam i będę mogła w ten sposób jeszcze mocniej się rozwinąć, aby pokazać to w przyszłej rundzie na boisku.
Stawiasz sobie jakieś cele indywidualne i drużynowe na rundę wiosenną?
- Mój indywidualny cel, to dołożyć kilka trafień do swojego konta. Myślę, że jak dojdę do dziesięciu goli, to będę zadowolona. A jeśli chodzi o drużynę, to wiadomo - chcemy awansować do pierwszej ligi. Myślę, że jest to realne do osiągnięcia, dlatego zrobimy wszystko, żeby wiosną zrealizować ten cel.
Rozmawiał Adrian Garbiec
Zapisz się do newslettera